...rozczarowanie. Głównie za sprawą Rockwella, który jest zacnym aktorem, a tutaj ani scenarzysta, ani reżyser tego nie próbowali pokazać. Ronan już odrobinę lepsza, lecz bez szału. No i Brody z epizodem, ale on to zawsze ma to coś. Reszta do zapomnienia. Historia niby kryminalna, prowadzona po sznurku. Przy Knives out to nawet nie leżało. Szkoda, naprawdę szkoda, bo sama sceneria lat '50 urzekająca. Średniak z plusikiem.
Też liczyłem na Rockwella i się zawiodłem. W zasadzie, to Brody ciągnie ten film. Ogólnie szkoda, bo lubię taki gatunek. Może następnym razem ;)
Aleee to nie kryminał .. to w ogóle zabawa konwencją puszczanie w każdej scenie oka do widza. To bardziej komedia i przełamywanie ściany o to chodziło i to wyszło. Jest nam wprost mówione co się stanie i to się dzieje i tyle smaczków które można wyłapać i ciekawy humor. Dla mnie 8. Rola Rockwella nie była wielką rolą może taka miała być? Zagrał poprawnie i nie wiem czy tu sensem było by robienie z tej postaci jakiegoś mega przebojowego detektywa po co?
To "puszczanie oka do widza" jest tu najgorsze, bo jak sam piszesz, jest niemal w każdej scenie. Bardzo szybko robi się to nieznośne. Poza tym, teraz co drugi film puszcza oko do widza, dekonstruuje, autoironizuje i tym podobne, a koniec końców powstaje i tak cały czas ten sam film.