Matka Tommy'ego umiera. Chłopiec nie może poradzić sobie ze stratą. Odsuwa się od pogrążonych w żałobie siostry i ojca. Wkrótce dom bohaterów zaczyna nawiedzać nieboszczka. Początkowo widzi ją jedynie chłopiec w sennych majakach. Szybko jednak martwi zaczynają ingerować w świat żywych.
"Satan's Slave" to ponoć tak kultowe dzieło w Indonezji, że zna je tam każdy. Ten status nie dziwi, gdyż mamy do czynienia z obrazem nastawionym na bycie głośnym. Jest to horror nie przebierający w środkach. Brak tutaj zbędnego wyczekiwania na grozę, jest masa atrakcji, których nie powstydziłby się ani Wes Craven, ani Lucio Fulci. Zombie wychodzą z grobów, duchy lewitują, przedmioty same się przesuwają, a gdy już ktoś ginie, robi to w makabryczny, widowiskowy sposób. Na nudę nie można narzekać. Niestety ten natłok niesamowitości może zmęczyć. To efekt uboczny tego typu dzieł.
Głupio by było jednak nie polecić tak fascynującego obrazu. Odbija się w nim mnóstwo filmów (sny rodem z "Dziecka Rosemary", zombie jak w "Beyond", postaci stukające w szybę niczym w "Miasteczku Salem" oraz zgony podobne do tych z "Omenu"), ale jednocześnie nie zatracił egzotyki indonezyjskiego kina. Toteż każdy szanujący się horror-geek przyjmie obraz z otwartymi ramionami. A zobaczyć tym bardziej warto, iż Joko Anwar właśnie nakręcił remake. Wypada porównać, jak się ma do oryginału.