Niestety brak dbałości o szczegóły, brak zrozumienia dla powieści tej autorki, powodują, że film jest zwyczajnym gniotem, który nie niesie za sobą żadnych wartości. Wcześniejsze ekranizacje , niektóre lepsze, niektóre gorsze, ale zawsze pokazywały chociaż część istotnych elementów zaczerpniętych z książek, jak nierówności społeczne, patriarchat, wyraźne osobowosci bohaterów, klimat ówczesnej Anglii... Dodatkowo wciskanie czarnoskórych aktorów powoduje że odechciewa się to oglądać. Nie nazwałabym tego ekranizacja powiesci...
Reżyserka bardzo dobrze zrozumiała tę szkodliwą w dzisiejszych czasach powieść - to satyra na konwenanse, hipokryzję i chciwość.
O satyrze można mówić gdy jest zamierzona. To co widzimy tutaj robi raczej wrażenie przypadku. Sama powieść uwydatnia, to co było zle w tamtych czasach. Nie bardzo rozumiem tez co jest szkodliwe w tej powiesci. Pokazuje ona jak wtedy wyglądał świat kobiet. Oceniając w ten sposób powinniśmy zrobić satyrę Gladiatora, Pretty Woman i całej masy romansideł, bo to dopiero sa szkodliwe tresci. Adaptacja ma dopasować treść ale w taki sposób by nie tworzyć przekłamań.