Z okazji piątku trzynastego nie było innej możliwości niż sięgnięcie po „Piątek trzynastego”. Ten kultowy slasher zdecydowanie nie należy do moich ulubionych, niemniej nie sposób zupełnie go pominąć w trakcie zapoznawania się z horrorem. Czy po ponad czterdziestu latach wciąż ma coś do zaoferowania?
Po tym, jak nad jeziorem Crystal Lake miejsce miały morderstwa, ośrodek został zamknięty. Do czasu, aż właściciel stwierdził, że znowu wypadałoby na nim zarobić. Grupa nastolatków przyjeżdża do leśnych domków, by przygotować się przed sezonem wakacyjnym do pilnowania dzieci. Odważne zabawy, erotyzm unoszący się w powietrzu, miłostki i upojenie alkoholowe przerwane zostają przez serię kolejnych morderstw. Kto jednak stoi za równie okrutną rzezią na niewinnych ludziach?
Bądźmy szczerzy: to z pewnością nie jest slasher z bogatą fabułą. Bazuje na prostych motywach, sprowadza się do kolejnych scen morderstw. Tak naprawdę ze współczesnej perspektywy nie ma tu zbyt wielu elementów prawdziwie godnych uwagi. Mimo tego pojawia się drobny zwrot akcji, który przy pierwszym seansie może zaskoczyć nawet pomimo sporej popularności franczyzy, co nie zdarza się często przy równie rozpoznawalnych tytułach. Satysfakcjonujące jest również zakończenie – świetnie domykające całą historię. Z jakiegoś powodu nie przeszkodziło ono jednak w nadprodukcji kolejnych sequelów, które ostatecznie skończyły się gdzieś w przestrzeni kosmicznej…
Szczęśliwie od strony technicznej film ma do pokazania więcej, niż potrafił wysupłać z samego scenariusza. Zdjęcia jak na lata 80. wypadają naprawdę dobrze. Szczególnie oryginalna jest implementacja perspektywy mordercy, dzięki czemu skutecznie można ukryć go przed widzem. Efekty specjalne… Są. Jak na tamte czasy nie prezentują się wcale najgorzej, widywałam dużo gorsze nawet w nowszych produkcjach. Atrakcyjnie wypada także ścieżka dźwiękowa. Trudno nie rozpoznać kultowego Ki Ki Ki, Ma Ma Ma, które to nieustannie towarzyszy serii. Kilka zarzutów można mieć jedynie do aktorów… Choć nie powinno się zbyt wiele oczekiwać od filmów klasy B. Przynajmniej odgrywani przez nich bohaterowie starają się miejscami myśleć, co nie jest szczególnie częste.
„Piątek trzynastego” jest slasherem, który wypada znać, a przynajmniej kojarzyć. Co nie oznacza wcale, że należy męczyć się z całą serią, gdy ta nie przypadnie do gustu. W moim odczuciu pierwsza odsłona zasługuje na nieco naciągnięte 7/10. Zdecydowanie wolę inne serie z tego podgatunku.
Sam w sobie to żadna rewelacja. Ot, kiczowaty klon Halloween. Z drugiej strony jest wyraźnie lepszy od swoich klonów ( typu Moja krwawa walentynka ). Klimacik jest, ma jakis tam swój urok, trzyma w napięciu czyli nie nudzi co jest wadą swoich naśladowców i bije na głowę remake. Ale nawet niektóre współczesne slashery wydają się lepsze od Piątku ( remake Teksańskiej masakry..., pierwsza Droga bez powrotu, albo jedynka Smakosza ).