Pamiętam plakaty reklamowe Piątego Elementu wiszące w moim mieście. Miałem wtedy jakieś 11 lat. Pierwszy kontakt ze światem PE to było demo gry na PC (gra była kiepska). Kiedy obejrzałem film poraz pierwszy pozostał on w mojej pamięci, ale kiedy obejrzałem go ponownie parę lat później stał się on moim ulubionym filmem i sprawił, że zostałem fanem kina Sci-fi.
Piąty Element wygląda tak jakby Luc Besson wszystkie swoje fascynacje z dzieciństwa ujął w jednym filmie. Stara szkoła Sci-fi (jak niektórzy mówią - kiczowata) + nowa szkoła Sci-fi + komiksowy styl i fabuła. Wspaniałe stroje, zapadające w pamięć postacie, pionierskie efekty specjalne, świetna muzyka (która co prawda nie nadaje się zbytnio do zwykłego słuchania, ale w filmie sprawdza się w 100%), świetny humor, nawiązania do innych filmów i doskonała obsada. To wszystko sprawia, że film się nie nudzi i mogę go oglądać bez końca. Cały film składa się z rewelacyjnych scen.
Jednak bardzo istotną sprawą jest to, że Piąty Element przerwał pewną modę w kinie Sci-fi. Jest to moda na antyutopijne, cyberpunkowe ciemnoniebieskie scenografie. Dlatego jest taki wyjątkowy i kultowy.
Niedocenione arcydzieło.