Który został zaliczony do klasyki więc automatycznie każdy ocenia go w skali 8-10 dlatego że to "klasyka". I jeśli komuś się nie podoba to znaczy że jest "niedojrzały" i "nie potrafi dostrzec piękna tego filmu" i od razu wszyscy zaczynają go linczować za bluźnierstwo.
Ten film jest kiczowaty. Nie dość że scenografia i efekty specjalne są żałosne to największy kicz leży w fabule. Wszystko jest czarne albo białe. Dobro i zło... bla bla bla. Nic pomiędzy.
Grę aktorów ciężko ocenić ale wszyscy sprawiają wrażenie idiotów którzy nie wiedzą co robić w krytycznych sytuacjach (np: Prezydent) a wszystko kręci się wokół baby w pomarańczowych włosach.
Nie ma ani ciekawej fabuły ani przyzwoitych scen akcji lub ładnych widoków. Wszystko wygląda tandetnie a to wyobrażenie przyszłości sprzed 18 lat jest nudne i męczące.
Za dużo rzeczy zakładasz według siebie - twoje domysły, rozumienie intencji. "Piąty element" jest satyrą na wielkie heroiczne kino, mieniące się komiksowym światem. Nie tylko jest wysoko oceniany przez widzów, ale i krytyków a także otworzył festiwal w Cannes w 1997 roku.. Obok „Leona zawodowca” przykład niezmąconej, wręcz doskonałej narracji, stylowości, którą złośliwi nazwali przerostem formy nad treścią. Jednak dzięki kostiumowi science-fiction filmowi zupełnie to nie zaszkodziło. Jest jak sklep z najbardziej fascynującymi zabawkami, z którego możemy wynieść wszystko, co chcemy.
To eskapizm w czystej postaci, uprawiający żywioł kina, czyli ruch i wieczne przemieszczanie się. U Bessona daje się zauważyć metaforę świata końca XX wieku i kryzysu wiary.
Nawiązań scenograficznych do „Łowcy androidów” i „Gwiezdnych wojen” jest tu bardzo dużo. Zasługa w tym Jeana Girauda, którego pomysły wykorzystano w scenografii do „Tronu”.
Taaa. Oczywiście tysiąc interpretacji i zachwytu i doszukiwania się nie wiadomo czego. Film jest stworzony w normalnej konwencji, wygląda poważnie i nie ma niczego co miałoby wskazywać na to że to jest Parodia. Dlatego wszystko wygląda Kiczowato. Oczywiście humaniści zaczynają się zachwycać i tworzyć tysiące interpretacji gdy ktoś powie im że to arcydzieło i jest wysoko oceniane.
Nie ma to jak gadać o tym że film otworzył festiwal tak jakby ocena Krytyków była najważniejsza. Brak własnego gustu tylko lubienie tego co lubią inni - a zwłaszcza "elita". Zachwycanie się tym czym zachwycają się inni. Tacy jak ty nie myślą tylko kochają to co jest uznawane za arcydzieła. To samo co z obrazami i książkami. Wystarczy że w szkole pokażą jakiś obraz i powiedzą że jest arcydziełem i że ma dziesiątki interpretacji i od razu każda podatna jednostka automatycznie zgadza się z tą opinią a potem przekazuje ją innym.
Sorry Gregory, ale swoimi bezużytecznymi epitetami i bardzo niekonstruktywną opinią nijak dajesz do zrozumienia, że jakkolwiek pojąłeś ten film tylko wolisz wylać gównoburzę na efekty i widownię. Lepiej jak rozwiniesz temat.
Normą powinny być opinie długie, wyczerpujące albo przynajmniej w miarę ujmujące daną opinię. Coś więcej niż stękanie i pierdzenie, klasyczne hejty niedzielnych casuali "dupy nie urywa" lub "film ssie i jest gorszy od poprzednika". Jeżeli nie potrafisz wyrażać swoich myśli, nie znaczy, że daje ci do prawo do chwytów erystycznych.
"Za dużo rzeczy zakładasz według siebie" Właśnie! Powinienem tylko zakładać to co twierdzą inni. Myśleć co myślą "wielcy krytycy". A jak nie to znaczy że jestem głupi albo niedojrzały emocjonalnie.
Jak chcesz lecieć w takie skrajności to ci nie bronię. Bardzo niepokoi mnie twoja tonacja. Zdaje się jakbyś chciał być uważany, nie tylko w swoim mniemaniu, za jednostkę wybitną, której słowo coś znaczy i jest "zajebiste, bo inne od innych", wysublimowane, niszowe. Prawda jest taka, że większość userów tego portalu to zwykli Kowalscy, którzy spędzają czas w internetach na pierdoły. Po kiego zżynać cwaniaka, myśliciela i kogoś kim się nie jest?
Irytuje to mnie. Gadanie w imieniu krytyków i definicji rodem z Wikipedii. Tak jakby się było chodzącą encyklopedią bez własnego zdania i gustu.