...to gniot jakich wiele teraz na sklepowych polkach. Nie dotrwalam do konca, zwykly erotyk majacy
bawic samotne panie marzace o ostrym romansie. Strach sie bac jaka bedzie jego ekranizacja.
Bez przesady. Fabuła (wycinając większość opisów wiadomych) ujdzie. Ale tym, co mnie najbardziej się podoba i czym autorka zasłużyła na wielki plus jest sposób, w jaki zbudowała charakter Christiana. To właśnie mnie przyciągnęło... do tego stopnia, że "połknęłam" całą serię w trzy dni :D
no żartujesz chyba :) Oryginał jest strasznie kiepski - czytałam drugą część w oryginalne i się załamałam. W polskim tłumaczeniu całe szczęście jest chyba wycięte to jej rozpadanie się na milion kawałków ( cały czas!!!!) I jej wewnętrzna bogini ( o zgrozo).Osoba robiąca polskie tłumaczenie odwaliła kawał dobrej roboty i z koszmarnego orygniału sprawiła, że polska wersja jest jako tako.
Nie jest to wycięte, a osoba tłumacząca (i jej edytor, jeśli w ogóle ktoś taki był zatrudniony) nie bardzo wie, jak używać języka polskiego i ma przerażająco mały zasób słownictwa ;)
a czytałaś i taką i taką wersję? Nie mówię, że polska wersja jest super - nie jestem polonistką i często potrafię przegapić rzeczy, które nie umkną osobom, które w temacie siedzą głębiej. Niestety po angielsku słowa również są proste, a całość wygląda masakrycznie. Często po przeczytaniu jakiegoś kawałka stałam i zastanawiałam się co ja właśnie przeczytałam i próbowałam to przeczytać jeszcze raz.
Niestety obydwie wersje są koszmarne, jednak polska dla mnie stopień wyżej niż angielska.
Czytałam obie i jestem polonistą. Polskojęzyczna wersja nie powinna zostać dopuszczona do druku. Nie w takim stanie ;) Angielska jest niezła, a w porównaniu do naszej - świetna ;)
Właściwie to pokazuje pewien problem, a Niezgodna jest kolejnym przykładem. Nie jestem jakąś wielką fanką tej serii, ale czytałam. Również w dwóch wersjach i moje odczucia są identyczne jak w przypadku trylogii Greya. Doszło do tego, że amatorskie tłumaczenia są lepsze od oficjalnego. Książki te nie należą też do jednego wydawnictwa. Niezgodną publikował Amber, Greya Sonia Draga. Jaki z tego wniosek? Stawiają na pieniądze, nie na jakość. Niby nic nowego, ale przykro się robi na myśl, że to zaczyna dotyczyć również literatury.
tylko powiedz, że nie jest nauczycielką-polonistką... bo jeśli polonistki czytają teraz takie g*wna, to świat schodzi na psy (nie obrażając psów) :(
Dlaczego personalne? Osoba wyżej przyznała, że jest polonistką (właśc. polonistą, ale gender trouble już zostawię tej osobie do rozstrzygnięcia), a więc w pewnym sensie "znawcą tematu", być może literaturoznawcą (chociaż niekoniecznie) i do tego się odnoszę. Personalnych wycieczek nie odbywam, gdyż nie znam jej/jego osobiście i poznać nie chcę. Jeśli jest polonistką/polonistą to bardzo kiepskim i lepiej, żeby się w imieniu polonistów/polonistek nie wypowiadał/a, tylko wróciła na studia i CZEGOKOLWIEK nauczyła, zanim zacznie siebie i innych polonistów/polonistek kompromitować swoją pseudowiedzą (i tak polonistyka nie ma obecnie najlepszej reputacji). A nauczycielki-polonistki słyną z ignorancji - przykład mamy powyżej. To tyle.
Oceniasz ją po tym co lubi i co jej się podoba, a to jest bardzo niegrzeczne.
Cytując KaleidM "Prawda, ta trylogia nie posiada większej wartości literackiej, ale da się ją czytać. Ma sprawiać przyjemność, bawić czytelnika i w tej roli sprawdza się całkowicie - ja przy niej odpoczęłam. Moim zdaniem jest świetna, w porównaniu do innych tworów tego gatunku (przypominam, że mówię o oryginale, nie o polskim tłumaczeniu) i autorka sobie nieźle poradziła z jej napisaniem. "
Nigdzie nie pisze, że książka jest wybitna, że postacie są głębokie. Książka ma bawić i w tym sprawdza się doskonale.
Jestem językoznawcą :P I nie jestem nauczycielem.
Wykształcenie filologiczne nie powoduje, że można czytać tylko literaturę piękną, a wszystko, co stało się komercyjne trzeba uważać za gnioty i niewarte przeczytania badziewie. Jeśli masz takie podejście, to mi Ciebie po prostu szkoda.
Jeśli chodzi o gender trouble, to jestem w tej grupie, która nie uznaje psycholożek, premierek, lekarek, polonistek i innych żeńskich odmian nazw zawodów ;)
Wiwior - dziękuję! ;)
ach, skoro masz wykształcenie w tym kierunku to nie dziwi mnie fakt, że uważasz to za językowy koszmarek :) Ja niestety z językiem polskim nie jestem w aż tak zaawansowanych stosunkach.
Kiedyś w internecie ukazał się artykuł na temat stylu pisania. Z góry zakładano, że książka nie odniesie sukcesu, dlatego nie poprawiano stylu pisowni, ani błędów i stąd taki wygląd a nie inny Greya.
Osobiście zaliczam Greya do Guilty Pleasure, także bez łez. @KaleidM- mi też się podoba ukazanie Christiana, dlatego zaczęłam czytać MOTUO- Christian’s POV, bardzo spoko i śmiem zauważyć, że stylistycznie lepiej.
Raczej edytor :P beta to określenie potoczne, odnosi się głównie do twórczości amatorskiej - blogów, fan fiction itp. ;P
To samo mogę zalecić Tobie, bo widocznie nie masz porównania ;)
Czytam dostatecznie dużo, żeby mieć takie, a nie inne zdanie i na temat grafomaństwa, i na temat książki, wokół której toczy się dyskusja. A teraz pozwolisz, że skończymy naszą rozmowę, bo robi się "mały" off top :)
Czytam około 4 książki na miesiąc, naprawdę nie dam rady więcej. A gorsze od tego (pod względem stylistycznym i fabularnym) czytałam dwie.
Skończyłam filologię polską ;P Miałam do czynienia z całym mnóstwem gorszych pozycji i niemal dwa razy większą ilością lepszych ;)
Prawda, ta trylogia nie posiada większej wartości literackiej, ale da się ją czytać. Ma sprawiać przyjemność, bawić czytelnika i w tej roli sprawdza się całkowicie - ja przy niej odpoczęłam. Moim zdaniem jest świetna, w porównaniu do innych tworów tego gatunku (przypominam, że mówię o oryginale, nie o polskim tłumaczeniu) i autorka sobie nieźle poradziła z jej napisaniem.
Ale nie będę dalej udowadniać, że nie jestem wielbłądem ;) Tak jak już wcześniej napisałam - de gustibus non est disputandum. Ty myślisz tak, ja myślę inaczej. Proste ;)
Ale to całkiem fajna dyskusja jest :D Widzisz Ty zapewne musiałaś te gorsze książki przeczytać, ja przed nimi uciekam gdzie pieprz rośnie.
Prawie co do wszystkiego się zgodzę poza tym, ze autorka sobie poradziła z jej napisaniem. dla mnie to takie 100% Guilty Pleasure (jak to określiła Rang_o). Zapewne trylogię przeczytam po raz drugi za nim wyjdzie film :)
Dobrzy twórcy w tym gatunku to chociażby de Sade, a z współczesnych Anna Rice czy Vina Jackson.
*zanim ;)
Owszem, musiałam :) Nigdy nie zdarzyło mi się nie skończyć zaczętej książki (ach, przepraszam, skłamałam! Wyjątkiem jest "Nad Niemnem" xD).
Ann Rice uważasz za twórcę tego gatunku? No proszę Cię, nie "obrażaj" tej cudownej autorki ;)
de Sade jest poza konkurencją - ja cały czas mówię o literaturze współczesnej ;) Ale z ostatnim nazwiskiem, a raczej (z tego co słyszałam) pseudonimem, nie mogę się nie zgodzić, chociaż czytałam tylko "Osiemdziesiąt dni żółtych" ;) Całkiem przyjemne. Ale chyba wolę Greya. Wypowiem się na ten temat jak skończę serię, nie lubię mówić o czymś, czego do końca nie poznałam ;)
Polski to nie jest moja mocna strona ;) dzięki za poprawę.
O śpiąca królewnę mi chodziło :) Typowa literatura erotyczna.
Viny przeczytałam 3 tomy (4-6 opowiadają historię innych postaci) i tak całkiem miłe to było. Dla mnie idealne wyważenie pomiędzy romansem, a seksem.
Zobaczymy, czy kolejne tomy też mi się spodobają ;)
Ostatnio jednak wzięłam się za "Lolitę" Vladimira Nabokova, więc seria "80 dni" musi sobie poczekać ;)
To się chwali ;) Jeśli czytasz ją pierwszy raz, to zazdroszczę. Chciałabym znów ją przeczytać, nie znając fabuły ;)
Misery troszkę (ale minimalnie) mniej mi się podobała, chociaż co chwilę spotykam się z opinią, że jest lepsza :)
Ta trylogia nie posiada ŻADNEJ wartości. Zwłaszcza literackiej... też skończyłam polonistykę (między innymi) i jako osoba, która ma do czynienia z szerokim spectrum literatury - od górnej półki do bardzo niskiej, powinnaś wyłapać, WSZYSTKIE wady tej książki. Angielska wersja jest równie straszna jak polska, powoływanie się na wydawcę, który sknocił sprawę, nie jest usprawiedliwieniem, z ciekawości porównałam obie wersje, "autorka" po prostu nie potrafi pisać w rodzimym języku. A poza stylem - jako POLONISTKA, na co się tak powołujesz, jakby to było jakiekolwiek dokonanie - powinnaś zauważyć fatalną konstrukcję postaci, wymuszoną fabułę, maglowanie XIX-wiecznych wątków, postać kobiecą wyjętą żywcem z kajecika pensjonarki, brak ciągu przyczynowo-skutkowego. A o wadach prawdziwie teoretycznoliterackich już nie wspomnę, bo i tak Ci nic nie powiedzą, skoro na studiach zaczytywałaś się w takich gniotach. Tylko, błagam, nie bądź nauczycielką, niczego dobrego nie przekażesz młodym pokoleniom, skoro masz taki gust...
Spokojna głowa, nie nadaję się na nauczyciela, nie mam cierpliwości. Wolę poprawiać teksty :P
A trylogię przeczytałam PO studiach ;)
Już wcześniej pisałam (o, nawet w komentarzu, pod który podpięłaś swoją wypowiedź), że nie uważam tej książki za coś, co posiada większą wartość literacką, lecz za coś, co ma pozwolić się zrelaksować. Nie mieszałam od początku do dyskusji teorii literatury, bo to nie miałoby większego sensu. Nie ten poziom.
Nie powiedziałam też, że ta książka jest idealna i nie ma żadnych wad. Powiedziałam jedynie, że da się ją czytać i ciekawi mnie sam główny bohater, a angielska wersja staje się świetna, jeśli porówna się ją do polskiego tłumaczenia. Jako osoba, która również skończyła polonistykę (między innymi), powinnaś potrafić czytać ze zrozumieniem ;)
Poza tym wykształcenie filologiczne nie powoduje, że można czytać tylko literaturę piękną, a wszystko, co stało się komercyjne trzeba uważać za gnioty i niewarte przeczytania badziewie. Jeśli masz takie podejście, to mi Ciebie po prostu szkoda.
"Każda książka ma w sobie jakąś wartość - nawet ta najgorsza" powiedział mi kiedyś jeden z wykładowców i moim zdaniem miał całkowitą rację.
I powtórzę po raz trzeci... o gustach się nie dyskutuje ;)