Jestem szczerze zdziwiona, ze podobal mi sie ten film, bo naprawde mi sie podobal. Po serii roznych recenzji bylam przygotowana na cukierkowa bajke z happy endem, a tu mimo wszystko bylo calkiem niezle. Przede wszystkim bardzo sprawnie zrealizowany film, ale glowne oklaski naleza sie Russelowi. Szczerze, nie przepadam za nim od czasu 'Gladiatora' i tym wieksze bylo moje zdziwienie, ze to naprawde dobry aktor. Chyle wrecz czola do kostek przed jego warsztatem- mimika, gesty- mniam, mniam.
Jak na historie pisana samym zyciem, choc podobno zrecznie tu i owdzie zakorektorowana i wyprostowana, scenariusz jest ciekawy i w miare mozliwosci nienaiwny. Szkoda tylko, ze 'wykrojono' tak duzo z zycia Johna, w filmie pokazane jest jakies 40 lat z zycia i sila rzeczy musiano cos zostawic, zeby zaistniec moglo cos. Szkoda troche, ze ominieto bardziej kontrowersyjne (bo podobno takie byly) momenty z zycia, no coz, Hollywoodjest czasem purytanski do bolu. Jedyne, co mnie denerwowalo, Hollywood musialo dac o sobie znac, to latwosc, z jaka Nash 'uwolnil' sie od choroby.Jesli wczesniej polozono nacisk na rozwoj schizofrenii, to teraz leczenie- owszem, poswicone bylo mu nalezne miejsce, jednak samo dojscie do normalnosci jawi sie juz jako pewna tajemnica. Oczywiscie nie uwolnil sie, bo to choroba nieuleczalna, ale nauczyl sie z nia zyc. Doprawdy, jesli tak jest naprawde, to podziwiam tego czlowieka, ze potrafil w ten sposob zyc z choroba. I to jego rozbrajajace wrecz podejscie do choroby ('poznaj Harvey`a' etc etc).
Wspaniala postac zony Nasha- zawsze powtarzam: uwielbiam silne kobiety w kinie, bo tak ich malo. I na szczescie scenarzysci nie zrobili z niej 'heroiny-posagu', pozwolili odczuc watpliwosci i takie tam.
Oklaski dla charakteryzacji- robia wrazenie worki pod oczami Johna. Muzyka dosc malo oryginalan i na dluzsza mete nie zapadajaca w pamiec, ale swoja role pelni niezle- w niektorych momentach wzrusza, a kiedy indziej buduje napiecie.
Aaa, tak w dobie 'czkawki pomatrixowej', gdy kazdy film, chocby mial sie dziac w XVII wieku na dworze Ludwika XIII,musi zawierac sceny matrixopodobne, czy tego potrzeba czy nie, tu tez wypatrzylam cos w tym stylu- kto widzial, wie. Zreszta podobala mi sie ta scena.
Ogolnie- lepiej niz myslalam, szczegolnie do czasu 'leczenia' Nasha, pozniej troche hollywoodzko, ale znosnie... Niezle...