Pozostaję dalej wierną fanką 1 części. Żadna kolejna nie dorasta do pięt oryginałowi.
W Pile 5 fabuła jest marna. Niby wyjaśnia się wiele wątków, zwłaszcza tych z poprzednich części, składając je wszystkie (części, nie wątki) w całość - choć według mnie zupełnie kulawą i wymuszoną.
Piątka bohaterów, która stała się tym razem obiektem doświadczalnym Pana Piły (jak to niewinnie brzmi:) jest sztywna i nie przekonywująca, a to, co niby ma ich łączyć zupełnie nie obchodzi widza (w tym przypadku mnie - naprawdę, twórcy mogli to już sobie darować). Co dalej - ich rozmowy są po prostu śmieszne i tak schematyczne, że czasami otwierałam szeroko oczy ze zdumienia, pokonując tym samym ogarniającą mnie co chwila senność. Schematyczne jest również ich zachowanie, np. kiedy wzajemnie się eliminują, by przeżyć.
Jeden z głównych bohaterów, sympatyczny na pozór agent Hoffman nie przekonał mnie W OGÓLE. Co prawda, to miłe z jego strony, że pomógł biednemu i choremu Panowi Pile, tym samym zajmując jego miejsce po śmierci staruszka (który i tak jest nieśmiertelny - gość umarł w 3 części, ale to przecież nie oznacza, że w kolejnych częściach go nie zobaczymy, wcale a wcale! :). I czy to nie piękne, że Pan Piła polubił młodszego kolegę, kiedy ten zemścił się na zabójcy swojej siostry, używając technik Pana Piły? A na dodatek zrobił z niego wspólnika.
Cóż, moim zdaniem to zupełnie psuje obraz postaci, jaką początkowo był Jigsaw - sam fakt, że zaczął współpracować z agentem federalnym. I co więcej, chciał puścić go wolno, niby dalej mając na niego haka. Naciągane to jak nie wiem...
Ale było coś w tym filmie, co naprawdę, NAPRAWDĘ, mnie zaskoczyło. Były to, uwaga... Napisy końcowe! Tak, tak - byłam pewna, że szykuje się świetne, nieprzewidywalne zakończenie, które chociaż w pewnej części wynagrodzi mi te 16 złotych, które zaprzepaściłam, idąc do kina. Ale nie - moja ostatnia nadzieja prysła, kiedy nagle wokół mnie i jakże przemiłej widowni rozbłysły światła, oznajmiając tym samym koniec wspaniałego seansu.
Także, kochani filmwebowicze - proponuję wam poczekać, aż ten ciekawy inaczej film ukaże się na DVD, gdyż naprawdę nie warto iść do kina. No, chyba, że ktoś nie ma co robić z forsą i naprawdę nie ma co robić z wolnym czasem.
Aha, i słowo "fuck" jak najbardziej funkcjonuje. Udało mi się je zliczyć, kiedy oglądałam film i doszłam do około 35 ;) To stosunkowo mało, nic nie pobije "Blair Witch Project" ;P
licz słowa fuck w filmach pornograficznych, a nie w horrorach :D
to czy Pan Piła polubił swojego następcę dowiemy się w następnych częściach ;)