Ostatnio się pomyliłem – w przypadku „Piły” nie działają prawa Murphy’ego (kolejna część jest jeszcze gorsza niż się spodziewasz), cała seria przypomina raczej kształt sinusoidy, gdy seria, po krwawym szczytowaniu w jednej części osiąga totalna anorgazmię w drugiej.
Na szczęście po koszmarnej czwórce seria znowu wraca na właściwe sobie tory. Owszem, wszystko to naciągane, nieumiejętnie poprowadzone, średnio zagrane, niemniej kilka pułapek coś w sobie ma i potrafi zająć fana serii przez te 90 minut, bo reszta i tak dawno ma to gdzieś.
Ja z kolei po każdej kolejnej części oczekuję już teraz tylko jednego – by ta mnie nie irytowała. W przypadku piątki wymóg ten został spełniony, więc z czysta satysfakcją, mijając tryskającą fontannę juchy strzelam na cztery gwiazdki.
Za dużo, niemniej tą herezję oglądało mi się zbyt przyjemnie, bym mógł postąpić inaczej.
Game over? Nieeee…
Moja ocena - 4/10