Moim zdaniem to jeden z tych pozostających na wymarciu przypadków, kiedy to film "przebija" swój
książkowy pierwowzór.
Książka jest pozycją znakomitą - Władysław Szpilman opisując swoje osobiste przeżycia pozwala
czytelnikowi "wczuć się" w środowisko wojny i holocaustu.
Z drugiej jednak strony film daje jeszcze pełniejszy obraz wydarzeń opisanych w książce i dzięki
świetnej realizacji sprawia, że widz jeszcze silniej przeżywa losy Szpilmana.
A Wy jak sądzicie? Film > książka, czy nie? :)
"Pianista" to jedyna książka, przy której popłakałem się jak dziecko. Film nie jest w stanie pokazać co Szpilmanowi w danej chwili siedziało w głowie, co myślał. W książce jest to zawarte. Oczywiście nie znaczy to, że film mniej mi się podobał. Wręcz przeciwnie, myślę, że i książka i film to pozycje obowiązkowe.