Tylko w paru scenach, ale po obejrzeniu nie czułam nic wyjątkowego. Co więcej - twierdzę, że kiedy rodzina Szpilmana zostaje wywieziona z Warszawy film staje się nudniejszy. I przede wszystkim jakoś niespecjalnie mnie obchodził los Szpilmana.
Pierwszy raz oglądając "Pianistę" byłam zawiedziona / znudzona spotkaniem Szpilmana z Niemcem, a było to już dosyć dawno temu. Świeżo po obejrzeniu jestem tego samego zdania. Niby wszystko ok, zdjęcia Edelmana, muzyka Kilara, reżyseria Polańskiego... czegoś tu jednak brakuje. Moja ocena: 5/10.
PS. Nie czytałam książki.
Zgadzam sie, choć mnie bardzo poruszyła ta scena z ogórkami, które Szpilman próbował otworzyć.
Ja czuje wielki nie dosyt po tym filmie. Spodziewałem się czegoś dużo lepszego.
Po za tym jakoś ten język angielski w filmie który dzieje się w Warszawie. Jakoś dziwnie czułem się z tym.
Muszę przyznać, że język angielski psuje klimat filmu. Nie mogę się jednak zgodzić z resztą opinii na jego temat. Film jest niezwykle poruszający i prawdziwy. Jest dowodem na okrucieństwo, którego dopuścili się hitlerowcy i jednocześnie upamiętnieniem ofiar holocaustu. Nudny? Czy życie człowieka, jego osobista tragedia, zmagania się z przeciwnościami losu, momenty załamania i upragnione zwycięstwo mogą być nudne? Sami oceńcie...
A więc oceniam: co ma wspólnego życie czyjegoś człowieka z wykonaniem filmu?
Bardziej poruszyły mnie takie filmy jak np. "Pociąg życia" czy "Życie jest piękne".
możliwe, że masz rację :) Filmy o których wspomniałeś/aś także bardzo mnie poruszyły, jeśli chodzi o "Pianistę" polecam przeczytanie książki, która według mnie jest o lepsza niż film, zresztą jak większość pierwowzorów.