WŁADYSŁAW SZPILMAN - OSTATNI WYWIAD
Człowiek musiał być silny
Plus Minus, Rzeczpospolita 12 10 2002
Publikowana rozmowa z Władysławem Szpilmanem została przeprowadzona 17
kwietnia 2000 roku, na niespełna dwa miesiące przed jego śmiercią.
Jaką pomoc mieszkańcy Warszawy nieśli ukrywającym się osobom pochodzenia
żydowskiego?
Bardzo dużą. Polska nie jest antysemickim krajem. Ci, co twierdzą przeciwnie, głoszą
nieprawdę i prowadzą bardzo złą, wrogą Polsce robotę. Pamiętajmy, że za wzięcie
udziału w akcji ratowania Żydów groziła śmierć. Nie każdy mógł się zdobyć na takie
ryzyko. Nie wszyscy rodzą się bohaterami. Mnie ratowało co najmniej trzydziestu
Polaków. Co najmniej trzydziestu, z narażeniem życia. Jeden z kolegów, który pracował
ze mną w Polskim Radiu, przechowywał mnie dziesięć dni w swym pięknym mieszkaniu.
Rok przed końcem wojny przeprowadzał mnie z ulicy Narbutta w aleję Niepodległości i
przeszedł tę trasę razem ze mną, o wpół do ósmej rano. Mówiłem mu wtedy: "Nie idźmy
razem, bo nie mam żadnych dokumentów, po co ma pan razem ze mną zginąć". "Nie!
Idziemy razem!" - zadecydował i powiedział jeszcze: "Pan ma większe szanse na
przeżycie tej wojny, niż ja". I oto w przeddzień powstania warszawskiego udał się wraz z
kolegą z podziemia na umówione wcześniej miejsce w celu zakupienia broni. Ktoś ich
zdradził, własowcy postawili ich pod mur i rozstrzelali. Później dowiedziałem się, że był
podporucznikiem AK.
Co sądzi pan o opiniach, że powstawanie obozów śmierci na terenie okupowanej Polski
nie jest rzeczą przypadku?
To, że nazistowskie Niemcy zdecydowały się właśnie w okupowanej Polsce zakładać
obozy koncentracyjne, nie ma nic wspólnego z Polską czy Polakami. Niemcom było tam
po prostu najwygodniej budować obozy, gdyż nie musieli daleko dowozić więźniów.
Polacy nie są w jakimkolwiek stopniu temu winni. Kto ponosi za tę tragedią winę, wie
cały świat.
http://polish-jewish-heritage.org/pol/listopad_szpilman.html