Jak na filmik, który zapoczątkował cykl opowiastek moralnych, to jakoś mi zabrakło morału...
Jak dla mnie znajomość obu dziewczyn wynikała z tego samego - z przypadku życiowego
rytuału. Oczywiście pobudki były z początku trochę inne, ale biorąc pod uwagę ostateczny
wybór i dziwnie ucięte zakończanie skaczące raptem w przyszłość, to wg mnie nic z tego
nie wynika. Dobrze się to oglądało, dobra rozrywka dla fanów nowej fali, do tego z młodym
Barbetem Schroederem i dwoma ładnymi pannami, ale to wszystko. Chyba, że ktoś mi
pokarze coś więcej. Po za Paryżem, rzecz jasna.
Bo tu nie chodzi o morał, tylko o moralność :)
A tak na poważnie - wg mnie Rohmer krótko i zwięźle pokazuje sposób myślenia i moralność czasem spotykaną u samca gatunku 'homo sapiens'. Kobiety traktuje instrumentalnie. Oczekuje, że będą robić wszystko po jego myśli. Jeśli tak się nie dzieje. marudzi, obraża się jak dziecko i próbuje odgrywać się na tej winnej kosztem drugiej, ewidentnie krzywdząc przy tym obie. Uważa, że jemu wszystko wolno.
Oczywiście jest to pokazane bardzo subtelnie, jednak do tego wg mnie rzecz się sprowadza. Nie jest to natomiast zbyt odkrywcze, tym bardziej, że można by odwrócić kierunek i o niektórych kobietach napisać dokładnie to samo.
Jeśli chodzi o zakończenie - w ostatecznym rozrachunku chłopak okazuje się tchórzem, i to podwójnym. Nie stać go na przeprosiny czy słowo wyjaśnienia - wyraźnie boi się swojej piekareczki, porzuca ją i zmywa się wraz ze swoim ideałem. Zaraz potem daje się owinąć ideałowi wokół palca, poddaje się biernie biegowi wydarzeń i godzi na ślub - ilu facetów robi to w tym wieku z własnej, nieprzymuszonej woli?
Oczywiście to wszystko tylko moje subiektywne wrażenia po seansie.