Czytałem wiele "wyjaśnień", czy może raczej teorii na ten temat. Niektóre całkiem sensowne - o ile można użyć w tym przypadku terminologii racjonalnej - inne zupełnie absurdalne. Prawda jest taka, że to paradoksalnie nie ma większego znaczenia, ponieważ zaginięcie to jedynie katalizator fabularny filmu, a nie jego główny problem. Osobiście widziałem w tych nagich, czarnych skałach pierwotne rysy twarzy, które patrzyły z góry na hipokryzję przesadnie zmanierowanej wiktoriańskiej rzeczywistości. Pradawne, rdzenne siły nieczyste, które przyszły odebrać myto za podbicie Australii przez brytyjskich dżentelmenów i próby ustanawiania cywilizacyjnych rządów w miejscu, które należy do świata natury. Bardzo nietuzinkowy, klimatyczny film.