Film jest piękny, nigdy czegoś takiego nie był i nie będzie. Kto nie widział, i tak nie zrozumie. Ale z tą erotyką to przesada, chyba jakieś zboczenie i doszukiwanie się dziury w całym, moim zdaniem...
Też tak uważam. Film jest cudowny, jedyny w swoim rodzaju, ale te rzekomo erotyczne insynuacje to chyba wyłącznie wymysł widzów.
Żadne tam zboczenie, jest tu podtekst erotyczny między Mirandą a jej przyjaciółką, która ginie na końcu, skacząc z okna - nawet jeśli samobójczyni była pod wrażeniem nieziemskiej urody blondynki i jej nieokreślonej tajemniczości, to fascynacji erotycznej nie można całkiem wykluczyć.
W życiu bym nie pomyślała o 'fascynacji erotycznej' w tym wypadku ;] Ale chyba tylko dlatego, że przeczytałam wcześniej książkę. Uczucie Sary do Mirandy jest tam uczuciem kogoś odrzucanego do jedynej osoby, która zwraca na niego uwagę, po prostu. Film jest w gruncie rzeczy płytki, więc nie dziwię się tym "dorabianym teoriom".
W jakim sensie film jest płytki? Nie czytałam książki więc nie wiem czym się różnią.Mi osobiście film się bardzo podoba z tego co pamiętam dla mnie nie był płytki.Może dla mnie ważniejsze były zdjęcia przyrody i jej naturalne piękno.:)))
Ps. Film oglądałam bardzo dawno temu,może zmienię zdanie jeżeli obejrzę jeszcze raz.
Widzisz, sama mówisz o "pięknie przyrody" - ten film to ładny obrazek bez głębszej treści ;] Płytkie charaktery, fabuła właściwie nie do ogarnięcia .. o niczym.
A powieść miała dla mnie jakiś sens. Pokazywała, w ogromnej mierze przez wątki poboczne, jak jedno wydarzenie może połączyć pozornie niezwiązanych ze sobą ludzi. Weir zabrał historii jej drugi plan, ergo - cały sens..
Mam nadzieję, że nie piszę zbyt zawile ;)
Nie, nie piszesz zbyt zawile. Film piękny to prawda ,ale treść jakby została w książce. Bo te wątki poboczne to coś ludzkiego i zrozumiałego. Fakt że tego o czym piszesz raczej nie można zobaczyć w filmie.
Zabierając ten sens Weir zrobił jakby świat lustrzany widziany oczami natury.
Więc pewno trzeba przeczytać książkę i obejrzeć film niemal w jednym czasie że by ta historia miała ten głębszy sens.
Dzięki już wiem o co Ci chodzi z tym płytkim filmem. Pamiętam że ludzie pokazani byli jak cienie,coś niezbyt realnego. Tak właśnie to odbierałam.Całe zdarzenie i ludzie tłem dla odwiecznej przyrody.
Ooo! Wreszcie ktoś rozumie moje zdanie o "Pikniku.." xD
Właśnie o to chodzi! Film jest o cieniach, książka o ludziach ;)
Niby pomysł i idea reżysera jest dla mnie jasna.Ma prawo interpretować powieść po swojemu. Tylko gdzie przebiega granica pomiędzy ekranizacją a wykorzystaniem powieści jako tła do realizacji swoich pomysłów.
Bo z tego wynika że to wcale nie jest ekranizacja powieści tylko wykorzystanie jej jako tła.
Owszem ja czuje tu głębszy sens. Niestety nie wynika on z treści książki.Która została potraktowana tu marginalnie jako ładny dodatek.
Nie wiem czy to jest do końca uczciwe.
Pozdrawiam :)))
Ja uważam, że ekranizacja może odbiegać od książki, jak najbardziej! Może nawet zmienić jej sens. Niestety, w "Pikniku" osobiście nie widzę żadnego ;)
Sama uważam że można zrobić ekranizację z godnie z własnymi odczuciami,ale wtedy to jest spójne i na ogół ma się poczucie sensu,bo się to po prostu czuje.
Tu historia była jedynie tłem,więc do zobrazowania pomysłu reżysera, mogła posłużyć każda inna historia. :)))
Dziękuje Ci Szuwarciu bo właściwie dzięki Tobie wiem że film jest na podstawie książki o głębszym psychologicznym podłożu. Faktycznie film pozbawiony tego podłoża staje się płytkim filmem z metafizycznym
podtekstem. "O górze pochłaniającej ludzi", ale to jest już zupełnie inna historia. :)))
Z głębią psychologiczną nie przasadzajmy, ja to odbieram bardziej jako obserwację społeczną. W każdym razie fajniej ;p
No i ciekawie napisana. Nie wiem, kto pierwszy zastosował taką narrację.. Wiem, że później była np. w "Carrie" Kinga xD
Cały czas są subtelne erotyczne podteksty, oczywiście nie ma mowy o żadnych śmiałych scenach, nie zobaczymy tu pół godziny pornola jak w Życiu Adeli..