Film wydaje mi się wręcz obsesyjny w roztrząsaniu swojego tematu – TAJEMNICY.
Tajemnicą jest nie tylko to, co stało się z dwiema pensjonarkami i ich opiekunką na Wiszącej Skale. Tajemnica okrywa prawdziwe relacje między uczennicami elitarnego pensjonatu. Zdaje się, że wręcz magnetyczna Tajemnica pociągnęła dziewczęta coraz wyżej – ku nieznanemu. Można nawet powiedzieć ogólniej: nieodgadniona pozostaje siła, która kazała białemu człowiekowi kolonizować piękne i zabójcze raje.
Niesamowicie wyglądają koronkowe rękawiczki na wypielęgnowanych dłoniach w pejzażu dzikim, jak w pierwszych dniach Stworzenia...
Strona wizualna jest w ogóle ogromnym atutem filmu. „Piknik pod Wiszącą Skałą” pozbawiony byłby swojego klimatu niesamowitości, gdyby nie fascynacja panteistycznym pięknem przyrody z jednej i eleganckim czarem XIX-wiecznej, elitarnej kultury Zachodu z drugiej strony... Można powiedzieć, że wysmakowany estetyzm odróżnia Petera Weira od Davida Lyncha, który mniej więcej w podobnym czasie zaczął tworzyć swoje brutalne, ironiczne, ale równie pociągające Tajemnice.
Weir z czasem trochę się rozmył, „uzwyczajnił”... Choć ciągle tworzy filmy – nieraz bardzo udane, moim zdaniem żaden z nich nie dorównuje „Piknikowi”. Tutaj udało mu się wytworzyć prawdziwy czar, od którego niepojętości aż ciarki chodzą po plecach.
Oczywiście – polecam.
Rzeczywiście, piękny wizualnie film - ale czy tylko o tajemnicę tu chodzi? Dla mnie to też film o tym jak mało człowiek wie, jak mało jest w stanie odkryć, o ludzkiej słabości. Sara i jej brat którzy mieszkają koło siebie i nie wiedzą o sobie, pani Applegate, pod pozorami niesamowicie twardej baby słaba alkoholiczka, policja która nie jest w stanie zrobić nic. W obliczu nieznanego człowiek jest bezsilny.