Moja teoria "speleologiczna" jest taka, że dziewczynki, błądzac po skałkach, wlazły z ciekawości w jakąś małą, ledwo zauważalną wąską szczelinę, za którą kryła się jaskinia i już stamtąd nie potrafiły wyjść.
Teorie ta opieram na tym, że raz na wykładzie ze speleologii, znana speleolożka pokazała nam zdjęcie na którym była mała dziura w ziemi, na zboczu niewielkiego wzgórza. Dziura takiej wielkości, ze ledwo przeciśnie się przez nią człowiek, a za ta dziurą krył się korytarz prowadzący do wielokilometrowego sytemu jaskiń. Zadziwiające ale prawdziwe.
Wydaje mi się, że dziewczynki mogły trafić na coś takiego, wejść tam z dziecięcej ciekawości, a potem nie potrafiły się wydostać.
Aczkolwiek tak znane obiekty jak Wisząca Skałą na pewno były już penetrowane przez speleologów i do dziś coś by już znaleziono.
Dziwi mnie jednak wątek Irmy, która po tygodniu zostaje odnaleziona niemal w nienaruszonym stanie. A przecież wisząca Skała to nie jest jakiś labirynt, po którym da się błądzić aż tydzień. Myślę, że średnio ogarnięty człowiek, po zabłądzeniu wydostałby się stamtąd i wrócił na dół w godzinę.