Którego z niżej wymienionych bohaterów POTC chciałybyście mieć jako męża? ^^
- Jack Sparrow
- Will Turner
- Barbossa
- Davy Jones
- Norrington
- Lord Cutler Becket
Ja wybrałabym Jack'a. Dlaczego? Bo Barbossa za bardzo kłamie i jest podły, Will nudny, Jones... no tego chyba nie muszę tłumaczyć? :D, Norrington jest jeszcze gorszy od Willa. Za bardzo trzyma się zasad. A Becket'a niecierpię :| No ale każdy ma swój gust :)
Czekam na Wasze odpowiedzi :)
Pozdrowionka ^^ i zapraszam na mój filmwebowy blog do wypełnienia ankiety :D
"Jacuś pozornie nie jest ani łotrem, ani draniem, ani skur***." Jak to nie? Wielu ludzi miało takie wrażenie, a że ty nie to nie znaczy, ze inni nie mieli. Większość myślała, że Jack to łotr (i nawet niektórzy nadal tak myślą), a potem okazalo się na końcu, że surprise!
W 1 części, pomógł Willowi tylko dlatego, bo dowiedział się, że nazywa się Turner i dzięki temu mógł zabić Barbosse. Prawie przez cały film wydawało się, ze Sparrow chce zabić wszystkie pozytywne postaci, zeby tylko zabić Barbosse. A na końcu okazało się, ze on wcale nie chciał ich zabić tylko sobie powykorzystywac, ale zabić nie bo nie potrafi.
W 2 części na samo Davy Jones trzęsie portkami. Chce za wszelką cenę odnależć Skrzynię Umarlaka i przez to jego ziomkowie wpadają w tarapaty. Widz się zastanawia czy z Jacka to nadal wporzo gość czy nie? I na końcu jest taki moment, ze wraca na statek by uratować swoją załoge.
W trzeciej części wygląda jakby Jack chciał wszystkich pozabijac by tylko miec woloność. A potem się okazało, ze on Becketta chciał zabić. Więc wolność chciał uzyskac przez przebicie serca Jonesa. I na końcu jak zobaczył, że Will umiera oddaje mu serce (zrobił to dla Liz, nie dla Willa, zeby nie było)
"Jacuś pozornie jest pajacem, gejem i ćpunem. Choć właściwie nie wiadomo, czy tylko pozornie :)" - to nie jest pozornie xD To pajac (wywala się, chodzi jak panienka, maluje się), Sparrow jest bi, a może bardziej homo, sam Depp to powiedział, Jack to połączenie rastafarianina i gwiazdy rocka więc ćpa na pewno :D
"Niby o kim ma myśleć Will, jeśli nie o sobie i swoich najbliższych?" Jezeli Will chce udawac takiego szlachetnego, rycerskiego i siostrę miłosierdzia to powinien wszystkim pomagac, a nie tylko dwóm osobom. Żadnej wdzięczności do Sparrowa, ile razy ten mu i Liz tyłek uratował, a od Willa zadnej wdzięćzności. Tylko Lizzy potrafi podziękowac Jackowi. No ico z tego, ze pod koniec 1 części uratował Jacka od szubienicy? Tak naprawde to on chciał się Liz podlizac, bo widział, ze ona nie chce, zeby Jack wisiał na stryczku. Dzięki temu zyskał jej serce. I tak naprawde to Lizzy Killerka Jacka pajaca uratowała od szubienicy, bo gdyby ona się za Jackiem nie wstawiła to Jack i Will by wisieli na stryczku. A tak James się w niej bujał, ona była oczkiem w głowie gubernatora więc Jackowi udało się uciec.
"I niby kiedy miał ich gdzieś?" Wiele razy.
Moze zacznę od 2 cześci bo to moja ulubiona cześć :)
Lizzy Killerka w więzieniu, żeby ją odzyskać Will musi zdobyć busolę od Sparrowa, Will niby tak chce ja uratować, a jak zobaczył jak kanibale gonią Sparrowa (który miał tę busolę!) to zamiast mu pomóc to uciekł se na stateczek i chciał odpłynąć, żal. Jak Will chce odgrywac takiego bohatera to powinien rzucić linę Jackowi i wziąć od niego busole czy cuś i zaraz odpłynąc, a nie zostawiac go na pastwę losu z kanibalkami i po busoli nici. Jak Lizzy Killerka płakała za Sparrowem to zamiast ją pocieszyć to się tylko na nią gapił, lol. Wiem, wiem widział jak się z Jackiem całowała, ale jak taki niby miłosierny to powinien jej to zapomnieć i ja przytulić, a potem z nią o tym incydencie pogadać. Jedyny pocieszeniem w stronę Lizzy było zdanie "Gdyby coś mozna było zrobić to by wrócił". Bardzo ambitne, nie ma co... Jak Will trafił na tę wyspę i zobaczył Lizzie, którą tak bardzo niby chciał uratowac to powinien byc dużo dużo bardziej szczęśliwy na jej widok, a nie...wolał kłócic się z Jackiem, za to, ze mu tyłka nie uratował.
1 część
Jak Barbossa chciał niby zabic Lizzie to Will powinien ją od razu uratować, a nie tylko się gapił, czy Barbossa ją zabije czy nie. Sam walnął Jacka wiosłem w łeb za to, ze się ociągał, a sam jakos potem na pomoc Liz nie ruszył. Coś tam jeszcze było, ale...zapomniałam kurde grrrrr :/
3 część
Niby on ratował Jacka dla Liz, a potem się okazało, ze on chciał sobie zostac kapitankiem Perełki, lol!
Najbardziej go denerwowało nie to, że już z Liz "nie byli razem", ale to, ze go olewała jak powierze.
Po co była ta cała akcja z ratowaniem ojca? I tak potem uczynił go swoim załogantem.
Jak sam twierdził, jak chce uratowac ojca jest dalej od Liz, a jak chce być z Liz to jest dalej od ojca. Musiał myśleć tylko o jednej osobie, a nie o dwóch. Wybrał ojczulka. Tak ją niby chciał, a wolał sobie jakieś porachunki z ojcem robić. Przeciez on go nie cierpiał, eh...
"Najlepsze życzenia z okazji imienin, Irysku :-)" Dziękuję :) Trochę spóźnione, ale jak to się mówi lepiej późno niź wcale :)
Nie, nie jesteś ;) Tak naprawdę to Norrington jest chyba prawdziwym bohaterem serii. Oddał Elizabeth Willowi i nie ścigał później Jacka, przez co później musiał się podać do dymisji i wypłynąć na Tortugę. W 3 części natomiast, uratował Elizabeth i jej załogę, narażając przy tym własne życie. Gdyby nie to, to do walki z Kampanią Wschodnioindyjską nigdy by nie doszło. Will jest tylko frajerem, któremu udało się poderwać ładną dziewczynę i zostać kapitanem statku.
No wiesz Pride, jeśli chodzi o Norringtona to ja się z Tobą nie zgadzam. Dla mnie wszyscy w tym filmie to egoiści. Zresztą wszyscy ludzie sa egoistami (niech wam bedzie PRAWIE wszyscy), tacy już jesteśmy. Norrington oddał Liz Willowi z niechęcią, tak naprawdę to miał ochotę ich wszystkich pozabijac, ale by trafił na stryczek. Nie ścigał Jacka? Ktoś tu chyba filmu dokładnie nie oglądał. Ścigał Jacka i już prawie go doścignął, ale wpadł w huragan. Potem Jacka znaleźć już nie mógł i podał się do dymisji. Lizzy znienawidził, Willa także, Jacka też. Willa chciał zabić, na Liz patrzył z niechęcią, a Jacka jakby mógł to by rozszarpał na strzępy. Potrafił zrobić wszystko żeby znowu stać się komodorem, a nawet awansować na admirała. Za wszelką cenę chciał zdobyć skrzynię. To przez niego tak naprawde Kraken obślinił Jacka. Gdyby James nie zabrał serca to by Kraken Jacka nie zeżarł. A tak predzej czy później Jack, który nie ma serca Jonesa zostałby pożarty przez Krakenka. W trzeciej części James uratował Liz, bo coś jednak nadal do niej czuł. Gdyby odkochał się całkiem to by jej nie wypuścił, a tych chińczyków wypuścił bo to jej załoga była no nie? Teraz ona była Kapitanem Cesarzowej, a nie Sao Feng.
Przyznaję, coś w tym jest. Być może potem chciał ścigać Jacka, ale pod koniec 1 części zrezygnował ;) Co do tego, że uratował Elizabeth - gdyby był człowiekiem - egoistą, z przerostem ambicji, to by obchodziło go tylko to, że jest admirałem itd. Czytałam, że sami scenarzyści i producenci filmu przyznają, że : "Norrington to prawdziwy bohater serii. Jako jeden z nielicznych bohaterów potrafi dokonać dobrego, moralnego wyboru". Co do tego, że to przez niego Kraken porwał Jacka, to zgadzam się połowicznie. Elizabeth w końcu też mieszała w tym swoje palce :D
O ile dobrze pamiętam to dał Jackowi akt łaski :P Powiedział, że na drugi dzień zacznie go ścigać.
No i ścigał, w drugiej cześci jest wszystko wyjasnione.
Norrington to egoista, ale w gruncie rzeczy dobre serce ma dlatego potrafi coś dobrego zrobić dla innych, ale nie zmienia to faktu, ze najbardziej myśli o sobie, czyli jest egoistą. Przypominam! Egoista to człowiek, który najbardziej myśli o sobie, ale to nie znaczy, ze wogóle nie myśli o innych.
"Co do tego, że to przez niego Kraken porwał Jacka, to zgadzam się połowicznie. Elizabeth w końcu też mieszała w tym swoje palce :D"
Ale tu nie chodzi kto maczał palce, tylko kto najbardziej się do tego przyczynił. Norrington! Ukradł serce i Kraken prędzej czy później zabiłby Jacka, nawet jakby Liz go nie przykuła wtedy do statku. Tak naprawde maczali w tym wszyscy, jakoś nikt nie poszedł ratowac Jacka, tylko sobie odpłynęli. Ale tym jakby to powiedzieć "guru", który najbardziej maczał w tym palce to był NORRINGTON.
"Will jest tylko frajerem, któremu udało się poderwać ładną dziewczynę i zostać kapitanem statku."
Otóż to! I to jego muszą wszyscy ratować, już od małego. Gdyby go Liz nie wypatrzyła na morzu, gdy była mała to by zatonął i tyle.
Jack może i trochę pajacuje, ale przynajmniej potrafi się zachować, gdy trzeba.
James może czasami jest za sztywny (pierwsza część), ale tak naprawdę ratuje innych z opresji.
A Will? Tylko czeka, aż ktoś JEGO uratuje. Jack mu uratował życie (przebił jego ręką serce Jonsa), Liz go uratowała, a on...dupa z niego i to wołowa :/
No własnie :P Will NIKOGO, powtarzam: NIKOGO nie uratował! Chęci to za mało. Lizzy to tak naprawde ciagle Sparrow ratował, albo niekiedy Norrington. To Willa musieli wszyscy ratowac. Taki z niego ciamajda. Raz Sparrow, raz Liz, raz Norrington. Raz Sparrow, raz Liz, raz Norrington. Raz Sparrow, raz Liz, raz Norrington. Raz Sparrow, raz Liz, raz Norrington. I tak w kółko, a on kogo uratował? Nikogo.
Schodzę na kompromis : to, że Norringoton często ratował piratów, nie znaczy, że nie potrafił postąpić egoistycznie. A Will jak stał się sierotą, tak nią pozostał do końca ;)
Ty już się, droga moja, z tej toksyczn... EKHM! zdrowej fascynacji powtarzasz :P
zgadzam się. Will dupek! Rzeczywiście on nikogo nie ratował. Ciekawe co by było gdyby w pierwszej części Jack nie zastrzelił Barbossy i kulkę dostałaby Elizabeth?
Muszę stwierdzić że Will jest jeszcze większym tchórzem i draniem od Jack'a.
Bo popatrzcie: Jack w drugiej części mimo wszystko wrócił. Chociaż wiedział, że w każdej chwili może go pożreć kraken. A Will? I reszta załogi? Nie dość że go zostawili to jeszcze Jack albo Norrington zawsze ratowali Lizzy. A Will? Miał ją gdzieś.
Nawet nie umiał jej pocieszyć. Już Jack wykazałby się większą wyrozumiałością ;)
W dodatku Will zgrywał się na bohatera. Chciał być jak pirat, więc zdradził Jack'a i załoge. Tylko, że coś mu w tym nie wyszło... ;) Poprostu żenujące... :|
Zgadzam się z Toba Marli w 100%!
PS: I jak mozna takiego lubić?
KILL WILL! WILL DO PIACHU!
PSS: A wiecie dlaczego Lizzy Killerka za niego wyszła? Bo wiedziała, ze jak go pocałuje to on dednie xD xD :D :D
Dobra teoria pani Kapitan! ;)
" Now we all deserve to die
Even you, Mr. Eunuch. Even I."
A to "Even I" to nie o mnie oczywiście ;) to może śpiewać np.: Tia Dalma, bo ją niezbyt lubię ;)
Ja Tia Dalmę lubiłam tylko w 2 części, była taka tajemnicza i wogóle fajna :D ale w trójce to mi działała na nerwy grrrr!
Cały czas nie rozumiem dlaczego tak atakujecie Willa. Zaraz ktoś napisze 'bo jest głupi i fu'. A czy Norrington (którego tak uwielbiacie) był znowu taki odważny ? Chociażby w 1 części, gdy Elizabeth wpada wpada do wody. Niby chce ją uratować, ale gdy tylko strażnik mu przypomina o skałach, ten od razu się wycofuje.
Will nikogo nie ratował ? A w 1 części, gdy oddaje się w ręce piratów, pod warunkiem, iż Elizabeth będzie wolna ? Jedyne z czym się zgodzę to to, że był naiwny (np.: Will: This is going to save Elizabeth?
Jack: How much do you know about Davy Jones?
Will: Not much.
Jack: Yeah, it's going to save Elizabeth. i rzecz jasna- uwierzył;) )
Mimo wszystko bardzo go lubię i smutno mi się zrobiło, gdy widziałam jak Elizabeth go rani pocałunkiem z Jackiem, a kiedy umierał, to płakałam ;P
"Cały czas nie rozumiem dlaczego tak atakujecie Willa."
Z tej samej przyczyny, z której dałam HSM 1. Nie lubię go i tyle. To go lubisz- ok :). Każdy ma swój gust :). Ty możesz nie lubić kogoś, kogo ja lubię i nie będę się temu dziwić.
A z tym Norringtonem to tylko połowa prawdy. Równie dobrze mógł nie skoczyć, bo z tej wysokości mógł się zabić i wtedy to już by na pewno nie pomógł Liz. Zauważ, ze Jack skakał z mniejszej wysokości.
Może źle to zabrzmiało- nie chodziło mi o to dlaczego go nie lubicie, tylko z jakiej przyczyny cały czas na niego naskakujecie. Ok, można wyrazić swoją opinię, ale żeby tak ciągle wałkować ten temat, że on jest taki, siaki i owaki? Nie lepiej porozmawiać o czymś, co się lubi ? :)
Pozdrawiam
Przecież my tu rozmawiamy także o tym, co lubimy. Ja lubię np.: Jacka, Lizzie, Norcia (Norringtona) i też o nich piszę ;).
No dobra. Żeby na taką wredną dręczycielkę Williamo nie wyjść powiem, że w ostatniej scenie pierwszej części Piratów odwalił z Jackiem kawał dobrej roboty ;). Uratował go od śmierci- no, to mu się udało ;). Ale to też wina tego, że kocham tą scenę z Piratów, więc nawet on mi nie działał na nerwy ;)
No, postarał się, postarał ;). Miliony razy oglądałam tą scenę, a zachwyca mnie tak samo- idealne w stu procentach zakończenie ;).
Tak przy okazji to jedna z niewielu scen, gdy siedzę jak zahipnotyzowana przed ekranem. Drugą taką sceną jest np.: moment od rozpoczęcia się "Pretty women" do zakończenia "Epiphany" w Sweeneym Toddzie, albo momenty w Skazanym na śmierć, gdy pokazują Alexa i T-Baga ;). Ale to tak- na marginesie.
A co do niezłych momentów Willa, to dobre było jak Jack rozmawiał o nim z tubylcami. To było dobre, bo williamo się nie odzywał ;)
"Cały czas nie rozumiem dlaczego tak atakujecie Willa." - Czemu bo go nienawidzę. I nie pytaj się dlaczego, bo sama do końca nie wiem. Wkurza mnie w nim po prostu wszystko. On jest dla mnie strasznie antypatyczny.
"A czy Norrington (którego tak uwielbiacie)" - Wypraszam sobie! Ja Norringtona nie uwielbiam, lubienie to też za duże słowo, nienawidzić to też nie. James Norrington jest dla mnie obojętny. Ani go lubię, ani go nie lubię.
Miss Swann chyba źle zrozumiała. Lubienie pary- Norbeth, a samego Norka to co innego. Chociaż ja tam nic do niego nie mam ;)
No własnie, chyba źle zrozumiała. To, że jestem za parą Norribeth to nie znaczy, ze Jamesa Nudziarza Norringtona jako postac uwielbiam :D Jam jestem nastawiona do niego obojętnie. Ani źle, ani dobrze.
Ej, a was tez wkurza głos Willa/Blooma/Legolasa etc?
Najbardziej mnie wkurzyło jak w 2 cz. Will przyszedł na wyspę kanibali i zaczął wołać Jacka, Cottona, Martiego, itp. Głos beznadziejny, a do tego to było okropnie sztucznie zagrane.
Widzę, ze nie tylko mnie jego głos denerwuje ;) Nie dość, ze głos beznadziejny, to jeszcze miny strzela jakny nasrał w gacie.
''laluśiowaty wygląd'' - w porównaniu z Zackiem Efronem, Will to ciacho ;)
Mnie też jego głos denerwował. Ale miny nie. No może raz czy dwa ;)