Tak, tak, i jeszcze raz tak. Jestem kolejną osobą która została "wciągnięta" w wir tej serii. I gdyby największy filmowy gniot miał dopisek "piraci z Karaibów" już by zarobił ode mnie plusa.
Odnoszę identyczne wrażenie, ale może dlatego iż wszystkie części Sagi Piratów obejrzejem w ciągu jednego tygodnia (Po raz pierwszy miałem okazję obejrzeć poprzednie części, gdy zakupiłem je wraz z Wyborczą w maju, a kilka dni później była premiera Na nieznanych Wodach).
Ja każdą cześć obejrzałem co najmniej po 2 razy :) ,,Jedynkę" chyba ze 4, bo jak dla mnie jest najlepsza
A dla mnie największym plusem jest to, że nie ma już Blooma i tej blondyny. Po za tym poziom jest podobny ale jest jeden powazny minus. Za mało tutaj morza a za dużo lądu. A ja najbardziej w filmach o piratach lubię walki na morzu itp.
Czarnoborody jest ciekawą kłamliwą postacią. Tak jak lubię (prawdziwy pirat), nie wiadomo kiedy kłamie. Sparrow po tylu częściach jest bardzo przewidywalny (przeraklamowany) dlatego lubie kogoś takiego dla odmiany.
Właściwie z każdą częścią Sparrow będzie dla mnie minusem filmu. W pierwszej części jest mało znaczącym gościem i to w tej postaci mi się podobało.
Kolejny plusik filmu to brak monologów jakie pojawiły się w trzeciej części gdy to Jack gadał sam do siebie. W kinie było tak.. połowa się śmiała, połowa nie... Z tym, że Ci co się śmiali zazwyczaj robili to w momencie gdy nie mówił nic śmiesznego. Zupełnie jak na filmie "wszyscy jesteśmy chrystusami" gdy plebs przyszedł do kina i myślał, że to komedia i trzeba się śmiać... Masakra...
To moje subiektywne zdania. Patrzę trochę inaczej na filmy niż inni. Daję 7 i myślę że mimo braku takich efektów specjalnych jak w 3 części, film wynagrodził mi to brakiem dwóch moich nieulubionych postaci.