...co mnie uderzyło - przez dwie godziny męczymy się z wypranym z kolorów filmem o wyglądzie spektaklu teatru telewizji, w którym ładne i efektowne ujęcia można policzyć na palcach jednej ręki, a suma ich czasu trwania nie przekracza 1 minuty, w którym najciekawsze akcje albo są tylko wspomniane, albo widziane z odległości kilometra, albo po prostu do nich nie dochodzi, w którym główny czarny charakter jest tak straszny i groźny że udaje mu się zabić jednego, do tego bezbronnego gostka, film kompletnie pozbawiony charakteru, aż tu nagle następuje 5 końcowych minut. Trzy zajebiście klimatyczne scenki, które wyglądają jakby nakręcił je zupełnie inny reżyser, np Verbinski, w których, po tych mętnych dwóch godzinach na krótką chwilę powraca klimat trylogii, po których aż by się chciało już, zaraz, natychmiast obejrzeć kontynuację, tyle tylko że... no właśnie, przecież ewentualna kontynuacja ma spore szanse mieć znowu Marshalla za sterami i okazać się równie nijaka jak nieszczęsna czwórka...ehhh.
Co ciekawe, w gag reel na DVD mozna zobaczyć kilka fragmentów konkretniej i bardziej podkolorowanych i podkontrastowanych niż w samym filmie - i od razu nabiera to trochę życia, którego tak bardzo w tm filmie brakuje.
PS. Ale Indy i tak w czwartej częsci upadł na pysk z większym impetem i to nie tylko z powodu wysokości z jakiej spadał.