Na szczęście nastąpił powrót do humorystycznego charakteru pierwszej części Piratów.
Nie ma tu już tego "dramatyzmu" jak w 3 części. A jeśli jest to odgrywa tu drugorzędną rolę.
Dla mnie osobiście ten film czerpie ze wszystkich części(bo czy można coś wymyślić całkowicie nowego?).
Humor oczywiście cieszy najbardziej.
Co do scenariusza i lokacji...
pierwsza godzina przypominała trochę 3 część-dużo akcji, ciekawe lokacje i zastój bardzo znaczny w porównaniu do początku.
Dalej mamy kilka lokacji coś jak z 2-ki, tu sobie pójdą czegoś poszukają, ogląda się to z zaciekawieniem.
Jednak gdy już są na wyspie przez niemal godzinę(może pół?nie liczyłem) dopadło mnie znużenie jak z 3-ki gdzie chyba całą drugą połowę filmu spędzili na morzu. Tu mamy na odwrót. Oczywiście więcej przestrzeni i wątków do zagospodarowania.
Sam nie wiem jak to opisać jestem świeżo po obejrzeniu. Chwilami było dla mnie za dużo Sparrowa, chciałem zobaczyć co u Barbossy i Hiszpanów. Bardzo mało ich jest na ekranie do czasu przybycia na wyspę.
Trochę mnie jednak razi(szczególnie to).
Za mało aktorów w tym filmie którzy wiele wnosili w poprzednich częściach i za duże skupienie na Jacku. Gibbs znika na długie momenty, Cruz taka sobie, ale to pewnie przyzwyczajenie z oglądanie E. Swann. Czarnobrody...fajniej by się oglądało gdyby był taki trochę bardziej narwany, ale to subiektywizm w najczystszej postaci.
Co mnie zastanawia:
-brak dwóch żołnierzy JKM(i nie, nie chodzi o Korwina-Mikke ;)) którzy wstąpili do załogi Perły, a szkoda bo to takie zabawne ciamajdy,dużo śmiechu wzbudzali, chyba najlepsza drugo(epizodyczna?) planowa rola
-kompletnie niezrozumiały dla mnie koniec misjonarza, sam wątek poboczny nawet nawet, ale ni w ząb nie zrozumiałem jakimi intencjami się kierował na końcu