PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=491118}

Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach

Pirates of the Caribbean: On Stranger Tides
2011
7,4 308 tys. ocen
7,4 10 1 307770
5,1 47 krytyków
Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach
powrót do forum filmu Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach

Pamiętam jak po premierze fatalnej części trzeciej mówiłem, że jak tak dalej pójdzie, na następną część "Piratów z Karaibów"
już się nie wybiorę. Ale minęły cztery lata, wrażenie po tamtym nieudanym seansie się zatarły i jednak skusiłem się na
przeżycie kolejnej przygody z Piratami. I… nie żałuję. Twórcy całe szczęście wyciągnęli wnioski z poprzedniej odsłony cyklu i
poprawili to co najbardziej się w niej nie udało. Po pierwsze uprościli i to znacznie całą intrygę, przez co chwilami wydaje się
ona nawet odrobinę zbyt prosta, ale lepsza już taka liniowość wydarzeń, niż całkowite zaplątanie zbyt wielu wątków, które
bardzo szybko przestaje interesować. Producenci tym razem mocno utemperowali bujną wyobraźnię scenarzystów, którzy w
poprzednich częściach za bardzo popuścili wodze fantazji i rozbuchali swoje przedstawienie do przeogromnych,
niemożliwych do objęcia rozmiarów. Dlatego ta część jest mniej widowiskowa, nie epatuje tak efektami specjalnymi jak
poprzednie i częściej rozgrywa się na stałym lądzie niż na morzu. I jako kino popcornowe "Na nieznanych wodach" spisuje
się całkiem dobrze. Oczywiście nie prezentuje poziomu pierwszej części, ani tym bardziej jej kontynuacji, ale co ważne jest
zdecydowanie lepsze od fatalnej trójki. Choć i tak trochę ciężko jest szeregować filmy z tej serii, bo każdy z nich był inny,
każdy prezentował odmienne podejście do tematu. "Klątwa Czarnej Perły" była świetną przygodówką, "Skrzynia umarlaka"
widowiskową komedią, a "Na krańcu świata" mrocznym i nadmiernie poważnym zakończeniem pierwszej trylogii. Czwórka
natomiast to obraz o poszukiwaniu skarbu i całkiem udana komedia pomyłek.

Komedia czasem trochę lepsza, czasem trochę gorsza. Najważniejsze by dać się w nią wciągnąć, by dać się porwać przez
dość wolną, ale całe szczęście powoli rozpędzającą się historię. Bo jeśli uda nam się przestawić na zwyczajne chłonięcie
obrazów jakie wyświetlane są na ekranie, jeśli damy się ponieść opowieści, to seans upłynie nam całkiem miło. Ja prawdę
powiedziawszy na początku miałem z tym spory problem, nie potrafiłem wciągnąć się w przedstawiany przez twórców świat i
chyba dopiero od połowy tak naprawdę zacząłem się bawić na tym filmie. Wcześniej nie czułem prezentowanych wydarzeń i
zaczynałem się obawiać, że bardzo krytyczne opinie zagranicznych krytyków, okażą się niestety nie przesadzone. Pierwsza
godzina "Na nieznanych wodach" jest bowiem okropnie przewidywalna. Praktycznie przebieg każdej sceny można bez trudu
przewidzieć. Nawet te z założenia śmieszne, zaskakujące zagrywki twórców, stają się jasne na kilka chwil przed ich
rozegraniem. Przez to zupełnie nie bawią, a nam pozostaje wyłącznie beznamiętne przyglądanie się odegranym, na chłodno
wyliczonym wydarzeniom. Akcja rozwija się leniwo według prostego i denerwującego schematu: trochę się pobiją,
pogadają, pojawi się stary dobry znajomy, znów się trochę pobiją, pogadają, na ekranie pokaże się jakaś nowa postać i tak
w kółko. Gdy tylko wypowiedzianych zostaje zbyt wiele słów możemy być pewni, że za chwilę szable pójdą w ruch i czy będzie
mieć to sens czy nie, czeka nas jakaś szybsza scena.

Ten bardzo długi, nudnawy wstęp można przetrwać tylko i wyłącznie ze względu na aktorów w tym obrazie występujących. Bo
zobaczyć starych znajomych w rolach, które bardzo dobrze znamy, jest naprawdę sympatyczne. Pierwsze skrzypce gra tutaj
oczywiście Johnn Depp i bez wahania można stwierdzić, że gdyby nie on, nie byłoby tego filmu. To Depp jako Jack Sparrow
nadaje tej produkcji charakter, to on dodaje do niej życie, dzięki niemu jest ona chwilami tak zabawna, tak zadziorna. Johnny
to Jack i ilekroć pojawia się na ekranie całość nabiera energii, aż chce się ją oglądać. A ponieważ tak dobrze czuje się w tej
roli z każdej nawet najsłabszej sceny potrafi wyjść obronną ręką, wykorzystać ją na swoją korzyść. Jednym zawadiackim
spojrzeniem, małym gestem nadać zupełnie inny wyraz scenie, która grana przez innego aktora zupełnie by sie nie udała. A
najlepsze jest to, że nawet żarty juz kiedyś przez niego wypowiedziane, powtarzane po kilka razy, wciąż śmieszą - chociażby
wieczna obsesja na punkcie słowa Kapitan, które wciąż się gdzieś zawierusza. Gdyby nie Depp, „Piraci” byliby tylko cieniem
filmu, jakim są teraz. Rewelacyjnie wypada w tej części również Geoffrey Rush, na którego zwróciłem tym razem jeszcze
większą uwagę, ze względu na zeszłoroczne "Jak zostać królem". Jego Barbossa idealnie gra Jackowi na nerwach, a ich
wzajemna rywalizacja dodaje sporo energii do tej opowieści. Dobrze w swoich rolach wypadli również nowi aktorzy - Ian
McShane czyli najstraszniejszy ze wszystkich piratów Czarnobrody oraz Penélope Cruz czyli Angelika, nareszcie konkretna
kobieca bohaterka w tej serii, która w czasie seansu sporo namiesza.

Całe szczęście gdy przetrwa się wydłużony wstęp, później jest już tylko lepiej i "Na nieznanych wodach" wciąga coraz
bardziej. Chyba gdzieś tak od pierwszego spotkania z zabójczo pięknymi syrenami, oglądanie tej części zaczyna sprawiać
przyjemność. Być może dzieje sie tak dlatego, bo wcześniej obserwowaliśmy jedynie mozolne kompletowanie załogi do
nowego rejsu, powolne pojawianie się starych znajomych i przedstawianie nowych postaci. I to oczekiwanie na przygodę,
choć przerywane scenami akcji, było dość meczące. Dopiero od momentu gdy wszyscy - Anglicy, Hiszpanie i Piraci -
wyruszają w pościg, którego nagrodą jest Fontanna Wiecznej Młodości, film ten zaczyna się rozkręcać. I właśnie chyba od
tego momentu, który na szczęście się pojawia, przestaje się zwracać uwagę na scenariuszowe potknięcia, słabsze
momenty. Po prostu zaczyna się chłonąć tę historię taką jaka jest. I choć nie jest ona perfekcyjna, choć do ideału, lub
poziomu pierwszych dwóch części sporo jej brakuje, to ma ona swoje lepsze momenty. Na pewno na długo zapamiętam
najbardziej spektakularną z najbardziej skromnych kradzieży jakie ostatnio pokazało mi kino, i łączącą się z nią genialną w
swojej prostocie ucieczkę. Świetna jest również mowa Jacka przed ostatnią konfrontacją dwóch rywalizujących ze sobą
stron. Zupełnie tak jakby scenarzyści sami zdawali sobie sprawę z bezsensowności tej sceny i zapobiegawczo sami ją
wyśmiali, zanim zrobiliby to widzowie.

Podobnie jak w poprzednich odsłonach cyklu, tak i w tej znalazło się sporo nadprzyrodzonych dziwactw. Wymieniać można
prawie bez końca. Załoga statku składająca się z zombie (ten pomysł jest najbardziej bezużyteczny ze wszystkich), miecz
dzięki któremu liny na statku ożywają niczym węże, do tego prawdziwe statki zamknięte w szklanych butelkach i jakby tego
było jeszcze mało laleczki voo-doo. A na dokładkę, to o co rozbija się cała akcja, czyli Fontanna Wiecznej Młodości, do której
zmierzają bohaterowie, a o której dowiedzieliśmy się już pod koniec poprzedniego epizodu oraz piękne syreny z niezwykle
cennymi łzami. Przy okazji syren, twórcy trochę na siłę i trochę niepotrzebnie dodali mały wątek romansowy, ale niech już im
tam będzie. Ponieważ w tej części nie pojawili się Keira Knightley i Orlando Bloom, ktoś tę młodą pustkę musiał zapełnić.
Wracając do fantastycznych dodatków, jednym takie nagromadzenie paranormalnych elementów w tej produkcji może
przeszkadzać, bo zbliża tę serię do dziwnego fantasy, innych trochę mniej, ale nie można zapominać, że w "Piratach" od
samego początku pojawiały się takie pomysły, a dziwaczne, magiczne postacie i przedmioty zawsze były jej częścią. Można
tu wspomnieć chociażby morską załogę ze "Skrzyni umarlaka", czy załogę przemieniającą się w kościotrupy z "Klątwy Czarnej
Perły". To małe smaczki, które udziwniają te filmy, które wprowadzają do nich trochę wariactwa i dają o wiele większe pole
do popisu dla scenarzystów, którzy nie muszą się na siłę trzymać realności.

Całość ogląda się całkiem dobrze. Gdyby nie wspominany już wcześniej wstęp, wrażenia z seansu byłyby jeszcze lepsze.
Chwilami brakuje w tej odsłonie trochę energii, takiej dzikości, która by ze sobą porywała. Niektóre sceny zostały nakręcone
bowiem jakoś tak bez werwy, zbyt zwyczajnie i choć miały w sobie spory potencjał nie robią tak dobrego wrażenia, jak
mogłyby robić. Na ekranie sporo się dzieje, ale jakoś tak… bez szału. Może to wina nowego reżysera, dla którego takie kino
to nowość, a może to przez to, że sam temat pirackiej przygody się już trochę znudził i nie wydaje się tak ekscytujący jak
jeszcze te kilka lat temu. Całe szczęście na straży stale czuwa fantastyczny Hans Zimmer ze swoją nad wyraz rozbuchaną
muzyką. Zimmer dwoi się i troi by z tych słabszych scen wyciągnąć jak najwięcej, by wzmocnić je jak najbardziej i swoimi
kompozycjami poruszyć akcję, przyspieszyć ją i w większości udaje mu się to bardzo dobrze. Stąd nawet w czasie
zwyczajnych sytuacji, gdy twórcy pokazują nam powoli płynący okręt, orkiestra w wyjątkowo głośnym tle wyczynia cuda, by
tylko ten obrazek nabrał jakiegoś wyrazu, byśmy nie stracili nim swojego zainteresowania. Hans stworzył na potrzeby tej
części kilka nowych motywów, w tle co jakiś czas pojawia się gitara oraz sporo zwiewnych, tajemniczych chórków,
nadających tej produkcji trochę tajemniczy klimat. Od groma również w tej części muzycznych komentarzy do poszczególnych
scen, dzięki którym znów zwyczajne sceny stają się ciekawsze, jak chociażby tango na pokładzie wieczorową porą.

7/10

milczacy

Dzięki za wyczerpującą recenzję :) Niedawno oglądałem trylogię, właśnie dzięki TVP1 i przyznam, że "dwójka" widowiskowo zachwyciła mnie najbardziej. Z chęcią obejrzę czwartą część :)

użytkownik usunięty
gry270

"Twórcy całe szczęście wyciągnęli wnioski"
Zadecydowały o tym środki(tzw. kryzys), a nie przemyślenia kogoś tam.

"Po pierwsze uprościli i to znacznie całą intrygę, przez co chwilami wydaje się
ona nawet odrobinę zbyt prosta, ale lepsza już taka liniowość wydarzeń, niż całkowite zaplątanie zbyt wielu wątków, które
bardzo szybko przestaje interesować. Producenci tym razem mocno utemperowali bujną wyobraźnię scenarzystów, którzy w
poprzednich częściach za bardzo popuścili wodze fantazji i rozbuchali swoje przedstawienie do przeogromnych,
niemożliwych do objęcia rozmiarów."

Tu widać jak odmienne są oczekiwania widzów. Dla mnie to właśnie były te najmocniejsze elementy tej trylogii. Zwariowana akcja i komedia w jednym i na dodatek egzotyczna sceneria. Do szczęścia nie potrzebuje nic więcej. Na 4 nie pójdę, bo czekam na nową historię, a nie PotC5,6 i za 10lat remaki

milczacy

Zgadzam się w zupełności z 3 akapitem, ogólnie cała recenzja przydatna, można śmiało się nią sugerować i rzeczywiście w film trzeba się wczuć, a nie myśleć w trakcie seansu, jaką ocenę na filmwebie damy ;]

Jeśli chodzi o wybujaną wyobraźnię scenarzystów i nierealne wątki, to musimy być na to przygotowani, przecież film ma etykietkę : "przygodowy, komedia, FANTASY", ale zgadzam się co do zombie, obyłoby się bez nich. Syreny były strzałem w dziesiątkę, piękne aktorki, ich głos i przede wszystkim spojrzenia, dodawały wiarygodności opowieści o zwodzeniu żeglarzy.

Ja z całego serca polecam :) Ale jeśli nie lubicie wcześniejszych części, to zostańcie w domu i nie obniżajcie oceny. Film jest świetny w swojej kategorii, a jeżeli nie lubicie produkcji tego typu, to wybierzcie się na coś innego, bo "Piraci" niczym Was nie zaskoczą, trzymają się wcześniejszych ścieżek.

madziiia9

Bardzo dziękuję za recenzję ;)
Na filmie byłam w dniu premiery i zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Obawiałam się zmiany reżysera, aktorów itp. ale to były zmiany na lepsze.
A jeśli chodzi o nastawienie do filmu - przede wszystkim nie można: porównywać tej części do poprzednich filmów, nastawiać się na same bitwy na morzu, oczekiwać powtórki z poprzednich filmów.

ocenił(a) film na 6
milczacy

Jednego nie rozumiem: JAK 4 część mogła byc zatem przez Ciebie oceniona jako "fatalna"?

ocenił(a) film na 5
milczacy

Fatalna część trzecia? Trzecia część była najlepsza.
Howgh!

użytkownik usunięty
zatracony

Trójka z pewnością była lepsza od czwórki, tak pod względem fabuły jak i rozmachu, zdjęć, aktorstwa, muzyki, praktycznie wszystkiego.