Muzyczne tło bardzo głośne. Dialogi mało czytelnie, nie zrozumiałe. Człowiek się po prostu męczy. A film całkiem ciekawy.
No wiem. Ja niektórych dialogów nie mogłem zrozumieć, mimo że przewijałem film kilka razy. Trzeba naszych dźwiękowców wysłać z powrotem do szkoły.
dokladnie mam tak samo! Nie cierpie tego jak mimo pare razy przewijam i daje na full to nie rozumiem co oni gadają.
u mnie to samo! na szczęście miałem wersję z angielskimi napisami to jak czegoś nie rozumiałem to mogłem sobie przeczyta:)
Winowajcą jest Nikodem Wołk-Łaniewski. Już w "Moim Nikiforze" były momenty, które byłem zmuszony cofnąć, aby usłyszeć wypowiedziane słowa. Tutaj było jeszcze gorzej, powiedzmy, że ok.1/3 filmu miała niezrozumiałe momenty (niektóre nawet w ogóle!). Dźwięk otoczenia zlewał się ze słowami wypowiadanymi przez aktorów, szczególnie w scenie na balkonie był znacznie głośniejszy niż powinien. Oprócz słabej umiejętności miksowania dźwięku p. Nikodem ma problem także z odpowiednim zmiksowaniem dogranych głosów aktorów tak, aby nie wyglądały na dograne. Niestety we filmie "Duże Zwierzę" było to nad wyraz zauważalne i słyszalne. Spowodowało to także, że film Stuhra oglądało mi się znacznie gorzej niż powinno psując sobie seans. Zaznaczę, że te wszystkie 3 filmy były w jakości HD! Mam nadzieję, że przy innych produkcjach z udziałem tego dźwiękowca będzie lepiej.
Odpowiem Ci autorze. Polskie filmy mają bardzo podobny dźwięk do tych zagranicznych. W zagranicznych jednak występuje lektor albo napisy przez które nie wyłapujemy cichych słów, nie mamy takiej potrzeby.
Z jednej strony jest tak jak powiedział maqs77. Z drugiej strony est to spowodowane nagrywaniem dialogów "na setkę" czyli na żywo bezpośrednio na planie, mikrofonami zawieszonymi na tyczkach tuż nad głowami aktorów, kiedy to oprócz słów nagrywa się także pogłos otoczenia. Lepszy dźwiękowiec będzie sprawniej manewrował tyczką mikrofonową nad poruszającym się po planie aktorem i lepiej wykona nagranie.
W droższych produkcjach dialogi są wyraźne, bo są nagrywane jako postsynchrony w studio (czyli aktor dubbinguje sam siebie). To bardzo kosztowny i trudny proces, więc nie wszyscy mogą sobie na nie pozwolić. Dodatkowo źle wykonane, brzmią sztucznie - są jakby "oddzielone" od obrazu i widz to wyczuwa.
Takim błędem jest np. nieprawidłowe dobranie pogłosu do nagranego w postsynchronach dialogu, przez co bohaterowie rozmawiający w dużym holu brzmią, jak by siedzieli w małym pokoiku. Innym błędem jest dogrywanie spokojnego głosu do postaci, która w tej scenie jest w intensywnym ruchu (świetnym przykładem są tu Transformers, gdzie np. w scenie walk Optimus woła coś do Sama, szarpiąc się z innym robotem, a jego głos jest równiutki i pozbawiony pogłosu lub echa stosownego do miejsca alki)). Jednak widz takie błędy podświadomie ignoruje, bo instynktownie preferuje głos wyraźny.
Poza tymi wszystkimi powodami, o których napisano już powyżej dochodzi jeszcze stosunkowo niski budżet polskich filmów, który wprowadza cięcia podczas wyboru mikrofonów (bo ważniejsze są inne wydatki a na prawdę dobre mikrofony z osprzętem potrafią kosztować po kilkanaście tysięcy za komplet) oraz specyfika akustyczna polskiej mowy. Niestety język polski szeleści znacznie bardziej niż angielski oraz posiada więcej bezdźwięcznych elementów, które to powodują spore problemy podczas rejestracji oraz obróbki dźwięku. Nasi dźwiękowcy po prostu mają trudniej niż Hollywoodscy, choć wcale nie próbuję ich usprawiedliwić bo da się dobrze nagrać dialogi w języku polskim. Trzeba tylko włożyć w to nieco więcej wysiłku, doświadczenia i niestety nakładów finansowych. Dźwiękowcy od wielu polskich seriali już tę sztukę opanowali. Z filmami jest na razie jeszcze gorzej :) Choć i tak, moim zdaniem, znacznie lepiej niż jeszcze kilka lat temu.