Garsc rzeczy, ktore przyszly mi do glowy, bo swoje zdanie w duzej mierze wyrazilem w temacie zalozonym przez Torne'a.
Momentami, gdy ogladalem film mialem wrazenie, ze J. Foster biega po pokladzie Titanica - sporo sie miescilo, brakowalo kortu tenisowego i kregielni :).
Fabula miejscami trzyma sie na nitce, ale jednak sie trzyma, mysle, ze dosyc ciezko stworzyc cos, co ma sie dziac na pokladzie samolotu, byc odp. zakrecone, prawdopodobne i jeszcze zeby ludzie nie patrzyli na to, jak na sci-fi.
Brak niepotrzbnych dluzyzn, alkcja po 'obyczzajowym' poczatku nabiera rumiencow, a rozwiazanie - no coz, czesc sie zapewne rozczaruje, a inni to kupia, najlepiej samemu sprawdzic.
Acha, jeszcze jedno - kiedy pierwszy raz widzimy J. Foster w filmie, siedzi na stacji. Gdzy pokazuja nam wtedy jej twarz, nieodparcie kojarzy mi sie ona ze zdjeciami dowodowymi z rozprawy Michaela Jacksona (tylko Jodie jest ladniejsza, tak jakby operacje Mike'a poszly po jego mysli :). Potem juz wyglada normalnie. Plusy dla niej i Beana, Sarsgaard jakos tak 'miauczal', reszta to w sumie postacie moco drugoplanowe. To tyle, milego ogladania!