Według mnie ten film to jedna wielka metafora. Sama "dziura" funkcjonuje jako swego rodzaju czyściec, bo większość ludzi trafiających tam ma swoje za uszami lub nie potrafi się z czymś pogodzić. To, że jedzenia nie wystarcza dla wszystkich rozumiem jako test, żeby określić którzy z nich zachowają resztki człowieczeństwa w sobie i pomogą ludziom na niższych piętrach. Cały ten przywódca "kultu" kojarzy mi się ze swego rodzaju Mesjaszem, który zamiast być litościwy to całkowicie inaczej się ukazuje. Dodatkowo fakt, że ma swoich ludzi, których jeśli się nie mylę jest 12 - tak jak apostołów, w dodatku jeden z nich okazuje się być według tego "Mesjasza" zdrajcą przez to że nie wykonał swoich obowiązków poprawnie. Pięter jest 333, na każdym są 2 osoby, co daje nam liczbę 666. Poza tym osoby, na których piętrze zostanie jedzenie są od razu poddawane karze - są palone. Albo to czyściec albo już samo piekło.
To tylko moje spostrzeżenia, ale może coś w tym jest?
Odniosłem identyczne wrażenie, że Dziura jest czymś w rodzaju piekła lub czyśćca. Ludzie, którzy tam są, zdają się mieć coś na sumieniu, albo nie potrafią sobie samym czegoś wybaczyć. Część z nich być może samowolnie trafia do tego miejsca (jak główna bohaterka). Żaden z nich jednak nie dostępuje oczyszczenia, bo poza fizycznym więzieniem w którym się znajdują (Dziurze) tkwią oni przede wszystkim w więzieniu własnego żalu i złych czynów. Szukają oni pociechy w nadziei, że za miesiąc będą w lepszym miejscu, bliżej góry, jednak potem następuje zderzenie z rzeczywistością gdy okazuje się, że będą musieli głodować będąc gdzieś na dolnych poziomach. Cierpienie samo w sobie to jedno, ale dawać komuś nadzieję tylko po to by tego kogoś jej pozbawić to jedna z najwyższych form tortury. Nie doliczałem się liczby ludzi otaczających Mesjasza i czy faktycznie było ich dwunastu, ale na pewno wszyscy obecni w Dziurze stanowią część systemu, którego nie potrafią zmienić i z którego nie potrafią uciec.
Uważam jednak, że reżyser przegiął z symboliką. Film dobrze mi się oglądało, bo jest to na pewno jakieś studium nad naturą człowieka (z psychologicznego i socjologicznego punktu widzenia), ale pojawia się tu zbyt dużo elementów zahaczających o metafizykę i przenośnię, podczas gdy udzielenie choć cząstkowej odpowiedzi na to, czym to miejsce w ogóle jest i jaki morał płynie z działań głównej bohaterki poskutkowałoby znacznie lepszym w odbiorze obrazem. Zamiast tego otrzymaliśmy przekombinowane zakończenie z przedziwnym motywem bycia w próżni, którego być może reżyser nawet sam do końca nie rozumie, więc najtańszym chwytem z możliwych zostawia widza z jakimiś ochłapami by sprowokować go do przeintelektualizowanych dyskusji z których nie wynika nic poza nawarstwianiem się kolejnych teorii i generowaniem więcej pytań niż odpowiedzi. Ten film nie rozwinął żadnego zagadnienia, które ciekawiło mnie po obejrzeniu pierwszej części.
Gdyby nie zakończenie, film miałby u mnie mocną siódemkę, może nawet ósemkę.