W jedynej przeczytanej przeze mnie recenzji nt. „Pożegnań” film ten został zjechany, ponieważ jest jak proza Murakamiego. A że proza Murakamiego (tzn. jedna przeze mnie przeczytana książka tego gościa) jest genialna, to musiało być dobre.
Porównanie to jak najbardziej rozumiem. W filmie można dostrzec coś, co było perfekcyjne w „Norwegian Wood” Murakamiego: umiejętność opowiadania emocjach w prosty sposób. Film traktuje o mężczyźnie, który od dziecka chciał grac na wiolonczeli – gdy w końcu załapał się do profesjonalnej orkiestry i kupił za 18 milionów jenów instrument dla profesjonalistów, orkiestra się rozpada. Wiolonczela zostaje sprzedana, a z nią – wydaje się – całe życie. Główny bohater nazywa to zrzuceniem ciężaru, oszukuje się. Żyć dalej jednak trzeba. Wraca z żoną do rodzinnego miasteczka, zamieszkuje w domu zmarłej przed dwoma laty matki (ojciec opuścił rodzinę gdy bohater miał 6 lat), tam znajduje ogłoszenie w gazecie. Dzięki pomyłce w druku znowu zaczyna grać...
No właśnie – ciekawe kiedy wy zauważycie, czym tak naprawdę dla głównego bohatera było chowanie ludzi. To film, w którym nie ma spojlerów, bo liczą się emocje których nie można przekazać. Jest tu wzruszenie i smutek, śmiech i slapstik. Trochę kiczu i surowości. Niezdarny misz-masz? A gdzie tam. Wszystko zwarte i zjadalne.
Cała energia tego filmu jednak dałaby się zmieścić (skoro porównuję, to do końca) na góra 100 stronach powieści, którą napisałby Murakami. Wszystkiego jest tu za mało, za krótko. Za mało angażuje, zbyt spłyca. Mało konkretnie, wiem, więc dam kilka przykładów: czemu główny bohater jest taką ciapą, że nie potrafi powiedzieć żonie, czemu robi to co robi. Że w ogóle się do tego nie przyznaje? Czemu żona wytrzymuj tak długo w niewiedzy? No i niewykorzystany, choć i tak wzruszający, wątek ojca.
Warte zapamiętania: język kamieni. Zachwycający pomysł.
6/10
Bohater nie chce powiedzieć żonie, bo się wstydzi tego zawodu. Gdy ona się w końcu dowiaduje każę mu nie zbliżać sie do siebie, bo jest "nieczysty" (czy jakoś tak). I jeszcze jedno - podczas jednej z ceremonii ojciec dziewczyny, która zginęła w wypadku na motocyklu najeżdża na jej chłopaka (sprawcę wypadku), wyzywa od nierobów itp., na koniec stwierdza, że "skończy tak jak on" (wskazując na bohatera). Najwyraźniej w Japonii podobny zawód spotyka się z ostracyzmem.