Nie wiem o co się tak spierać? Obejrzałem sobie film dziś po raz drugi, z małymi przerwami, pierwszym razem oglądałem go gdy wchodził do kin. Nie powiem, wtedy po zapowiedziach spodziewałem się wielkiego filmu, z bardzo dobrą fabułą, scenariuszem i przesłaniem, a tym czasem trafiłem na.. prosty, amerykański film z dosyć prostą fabułą i zakończeniem.
Film nie jest na pewno z gatunku tych, które traktują poważnie o sztukach walki. Jak chcecie sobie pooglądać fajne, prawdziwe walki w stylu MMA to pooglądajcie sobie chociażby kilka gal UFC, nie wiem, walkę Anderson Silva vs. Chael Sonnen na UFC 117, tam macie świetną kwintesencję tego sportu.
A tu mamy.. mamy prostą historię, dzieciaka, który początkowo jest wkur... na wszystko, nie odnajduje się w nowym środowisku, wszyscy go uznają za 0, a na końcu po wyczerpujących 20 minutowych sesjach treningowych wymiata wszystkich łącznie z kozakiem, który na początku mu wpieprzył i dodatkowo odebrał mu panienkę. Wtedy zyskuje szacunek wszystkich i jest happy end. No wyśmienita niemalże historia, przecież to ten kozak był tym złym, jak można tego nie lubić? ;)
Taki zwyczajnie niezły film w stylu troszkę za bardzo iście Hollywoodzkim.. Po co nad tym filmem się zastanawiać? Ten film jest na to zbyt prosty, po prostu nie warto.