Piszcie, jakie macie wspomnienia!
Pocahontas, Król Lew, Mulan, Tarzan, Mała Syrenka, Piękna i Bestia... Każdy z nas pamięta
te filmy! Ale czy kojarzycie ten pierwszy raz? Ja, gdy pierwszy raz oglądałamKról Lwa, tak
bardzo płakałam na śmierci Mufasy, że spadłam z łóźka i płakałam na podłodze. Z resztą,
teraz wylewam niewiele mniej łez :)
Dzielmy się wspomnieniami :)
Zgadzam się, i jeszcze raz się zgadzam. Tym bardziej, że widzę w tych bajkach kilka odniesień do siebie - relacji ojciec-dziecko.
Pierwszy raz byłam na Królu Lwie gdy miałam jakieś sześć, siedem lat i poszłam z kuzynostwem do kina. Ja też spłakałam się na śmierci Mufasy, tym bardziej że sama wychowuję się bez ojca (zmarł przed moim urodzeniem) i ta scena jest dla mnie naprawdę bardzo osobista.
Pocahontas wspominam znowu jako bardzo optymistyczny film, choć nie pamiętam ile miałam lat jak 1 raz go oglądałam. Ale spodobała mi się bardzo postać ojca Pocahontas, silnego i nieustępliwego wojownika, a zarazem kochającego i czułego ojca. Powhatan zrozumiał, że Pocahontas musi iść swoją drogą i widać było, że spokojnie się z tym godzi. Że daje dziecku krzyżyk na drogę i mówi "Ja cię będę wspierał".
W Mulan urzekło mnie to, że główna bohaterka odważyła się wziąć na siebie obowiązek ojca i sama przebrała się za mężczyznę, aby służyć krajowi. Jej męstwo zostało wynagrodzone tym, że sam cesarz podziękował jej (pochylił przed nią czoło, jakby to ona, a nie on, był najważniejszą osobą w Chinach).
Nie wiem, czy inni się z tym zgodzą, ale takie jet moje odczucie.
Nie pamiętam pierwszego razu, bo to było szmat czasu temu, ale wiem, że po obejrzeniu Dzwonnika z Notre Dame zafascynował mnie sędzia Frollo. I tak już zostało.