6,9 136 tys. ocen
6,9 10 1 135764
6,5 53 krytyków
Pod Mocnym Aniołem
powrót do forum filmu Pod Mocnym Aniołem

Z cyklu retrospekcje:
Ludzie to dziwni są! Na premierę Pod Mocnym Aniołem czekałam z niecierpliwością, co rzadko mi się zdarza. Wolę wracać do klasyków niż chłonąć rozreklamowane hity. Jednak wiedziałam,że digipack Smarzowski + Więckiewicz zapewnią mi przednią rozrywkę. Ale czy na pewno o rozrywkę tu się rozchodzi? Oczywiście, nazwać Pod Mocnym Aniołem rozrywką to jak recital chopinowski porównać do Sunrise'a. Mam wrażenie, że wielu widzów nie wyczuwa tej subtelnej różnicy. Chciałabym aby ktoś wytłumaczył mi z jakiego powodu podczas sceny, w której Jerzy miał drgawki alkoholowe salę kinową wypełniała salwa śmiechu? Dlaczego słyszałam głośny rechot kiedy na ekranie nieśmiała alkoholiczka opowiadała o tym, co ją pchnęło w szpony nałogu? Czułam się jak w cyrku przepełnionym rozentuzjazmowanymi idiotami. Nie zrozumiałam skeczu czy nie mam poczucia humoru? Jeśli któreś z dwóch to raczej to pierwsze,bo w filmie było kilka zabawnych momentów, które wywołały u mnie śmiech. Lwia część seansu to jednak dramat. Ludzkie upodlenie w pełnym wymiarze, co należało zakomunikować niektórym widzom przed projekcją. Przykre, że niektórzy potrzebują dużej czcionki aby zrozumieć temat, którego sfilmowania podjął się Smarzowski.

Można żyć długo i szczęśliwie nie pijąc ?
Szczęśliwie w pewnym sensie tak, ale znikoma szansa aby życie na wiecznym rauszu trwało długo. Szczęście w wypadku alkoholika to złudny i ulotny stan, który znika wraz z promilami. Zostaje kac, brudna pościel, potłuczone butelki i sterta niedopałków. Aby ponownie odnaleźć tę pijacką euforię należy wtórnie przejść w fazę upojenia. I tak bez końca.
Przypomniał mi się napis na jednym ze zniszczonych,miejskich murów: "Żyję by pić. Piję by paść. Padam by wstać. Wstaję by pić. Piję by żyć." Tak toczy się koło fortuny dla alkoholika. Obraca się w cholernym znoju i brudzie, czego nie oszczędził nam na ekranie Smarzowski. Co wrażliwsi (tacy jak moja matka) mogą mieć dość ilości pojawiających się fekaliów, upieolonych naczyń, bałaganu i zbliżeń na zapijaczone twarze. Ale to właśnie przypomina widzowi, że przyszedł do kina na dramat nie na komedyjkę o śmiesznych, rozczulających żulach spod sklepu. Życie alkoholika nie jest czyste. Ludzie w sidłach nałogu kompromitują się i upadają na każdym kroku lądując w życiowym ścieku pełnym wymiocin i syfu. Tracą świadomość. Na własne życzenie zezwierzęcają się.

Główny bohater, Jerzy, początkowo czaruje widza swoim pięknym językiem i sposobem mówienia. To typ mężczyzny, który potrafiłby uwieść każdą kobietę inteligentną rozmową. Ponadto jest dobitnie szczery. Pisarz w wywiadach otwarcie opowiada o swojej chorobie alkoholowej. Nie wypiera się swoich problemów, jednak traktuje je lekko. Nie są jego częścią, ale błahostką, etapem przejściowym, a nawet czymś co go opisuje i wyróżnia z tłumu.
Bohatera nie poznajemy w momencie kiedy spada na dno ludzkiej egzystencji. On liże rynsztok od pierwszych chwil naszej znajomości. Nie ma tu przełomowych momentów, konkretnego powodu do picia, kamieni na szaniec, rozdroża. Jerzy jest alkoholikiem od początkowej sceny filmu i stopniowo zaczyna tracić kontrolę nad własnym ciałem i umysłem. Choroba przejmuje stery i nieuchronnie spycha go na skały, lecz on żyje jakby w równoległym świecie i nie zauważa swojego problemu. W ośrodku leczenia uzależnień ma już kartę stałego klienta. Tam spotyka podobne mu osoby, lecz wciąż jest jakby ponad nimi. Szanse na powrót do ludzi zmniejszają się z następnymi opróżnionymi flaszkami. Śmierć już bookuje terminy w kalendarzu Jerzego, lecz zawsze trafi się miły sąsiad lub przechodzeń. Znajdując zarzyganego bohatera na posadzce, wyrywają go z rąk Kostuchy. I tak w kółko. Alkoholizm Jerzego to stadium zaawansowane a z każdym kolejnym kadrem jest coraz gorzej. Więcej wydzielin, wymiocin i fekaliów. Więcej upodlenia. Od alkoholowych drgawek przez stan otępienia aż do majaków i halucynacji. Kiedy wódka rozmywa granicę pomiędzy pijackim ciągiem a codziennością ciężko ocenić co jest prawdą a co fikcją. Aż dochodzimy do stanu kiedy całe życie okazuje się alkoholowym urojeniem.


Jestem Polakiem, jestem alkoholikiem. Film, choć dobrze wypromowany, cieszy się dużą popularność z innego powodu. Polacy utożsamiani są z piciem oraz dobrą wódką i właściwie chyba nam to nie przeszkadza. Na potwierdzenie moich słów mogę wspomnieć o wpisie na Twitterze umieszczonym przez Hugh Lauriego, który zachwalał polską wódkę. Sam Bruce Willis ma udziały w Sobieskim. Nawet sekretarz stanu USA i minister SZ Rosji wspominali o pędzeniu bimbru przez Polaków, co akurat nie było sympatycznym komentarzem. Polski sport narodowy, czyli picie, przynosi nam sławę na Zachodzie. A my, bez skrupułów, potwierdzamy: Jesteśmy w tym dobrzy! Szczycimy się tym, że średnia śmiertelna dawka alkoholu jest wyższa dla Polaków i sąsiadów z Rusi. Nowy twór Smarzowskiego przyciągnął do kin tak liczną publikę, bo tematyka jest nam bliska, czujemy chorą więź z bohaterami.
Dochodzę do wniosku, iż nawet rechoczące głowy z kina sygnalizują pewien ważny aspekt alkoholizmu. Alkoholicy często odbierani są przez społeczeństwo jako zabawne istotki, które zatańczą pod sklepem, zaśpiewają kolędę latem, kopną lajkonika czy przetoczą się przez pasy na czworaka. Każdy z nas nie raz widział podobną sytuację i każdy z nas nie raz był tym co się śmieje. Może przez społeczną znieczulicę brak nam empatii dla osób, które przegrywają walkę z nałogiem.

Książki nie czytałam, więc mam co nadrabiać po sesji. Smarzowski przyznał, że wszyscy odradzali mu ekranizacji dzieła Pilcha, a i sam autor również był zdystansowany. Myślę, że obraz i słowo ułożą się w pełny opis alkoholika.