Chciałbym wyrazić jedynie moje zdanie, właściwie bez hejtowania filmu, czy zachwalania go, oglądając go, myslałem o problemie w naszym społeczenstwie dotyczący alkoholu.

Jack London pisał w "Wspomnieniach alkoholika" , że przysłowiowy John Barleycorn jest w szynkach wszędzie, chcąc ostrzec młodsze pokolenia, chyba jedyną drogą jest zlikwidowanie go, oczywiście to radykalne podejście bo nie wszyscy jesteśmy alkoholikami, ale dobrze wiemy, że idąc ulicą czy włączając telewizję, ogromna ilość reklam zachęca do kupna alkoholu, co jest przerażająco smutne.

Oglądajac Pod Mocnym Aniołem zadałem sobie pytanie, czy tak wygląda poziom leczenia w Polsce z alkoholizmu, Doktor Granada czy Katarzyna, to oczywiście filmowe postacie, ale czy na pewno?

Gdybym był autsajderem i chciałbym zrzucić wszystko na społeczeńśtwo mógłbym wówczas napisać, że im więcej ludzi zajmie się alkoholizmem i wszystkimi używkami, które są zakazane i tylko wydaję nam się, że zostaną kiedys zalegalizowane, tym więcej jest ludzi nieświadomych i 'rząd' może bawić sie w swoje uchwały i gierki, aby tylko zmniejszyć płacę i zwiększyć prace.

Film, jest oczywiście według mnie genialny, na podstawie książki Jerzego Pilcha zajebiście ukazuje życie alkoholika, noo widać oczywiście, że jest tylko jedynie jakaś część, ale jest i to w sposób genialny, Aktorstwo, muzyka, zdjęcia.