To, że kojarzymy twarze Jakubika, Dziędziela czy Topy to właśnie zasługa Smarzowskiego. Nie widzę nic złego w tym, że pracuje z ludźmi, którym ufa, nie on jeden - to charakterystyczne
dla reżyserów, którzy uprawiają własny kawałek filmowego poletka. Tarantino, Cassavetes, Truffaut również angażowali do kolejnych projektów tych samych aktorów i jak pokazuje historia
nie mylili się.
tak, nie ma w tym nic zlego, ze pracuje sie ze ,,swoimi aktorami. Zle jest tylko wtedy, kiedy ci ,,swoi aktorzy" graja nieustannie tymi samymi srodkami wyrazu, to juz sprawa tego, jak prowadzi ich rezyser.To sa moje zastrzezenia.
Coś w tym jest, ale z drugiej strony Smarzowskiemu prawdopodobnie zależy na osiągnięciu tego samego efektu a to determinuje wybór środków wyrazu, bo skoro dało radę kilka razy to znów "wypali"...
na świecie z całą pewnością! ale jeśli w jakimkolwiek stopniu interesujesz się polskim fimem trudno, abyś nie znał filmografii W.S. Proste?