Nie trzeba defekować do kamery ani kopulować z terapeutką w pralni, żeby być alkoholikiem. Nawet bohater napomkniętego wątku tzw 'wielki świat' musi się w filmie zsikać publicznie w spodnie, a ksiądz zwymiotować podczas nabożeństwa. Roli psychiatry - prostaka i mentalnego sadysty nie udźwignął nawet Grabowski - zresztą jeżeli spędza wigilijny wieczór w towarzystwie pogardzanych przez siebie degeneratów, to chyba sam ma problem. Sceny gwałtu na melinie i demolowania witryn są być może poruszające dla osoby , która za nick wybiera sobie 'sick mind', ale fabuła filmu nie definiuje problemu, ani ludzie na alkoholizm chorzy, niekoniecznie się tak zachowują. Aktorstwo drewniane, dykcja fatalna, ciekawy wątek Królowej Kentu (BTW nie ma czegoś takiego, jest księżna) zginął w zalewie koprolalii. Owszem, pokazana została część problemu. Nezły ten fragment 'gadające głowy' - z jakiego powodu alkoholik pije? - alkoholik pije z byle powodu.