Bezbłędnie portretuje przerażający rasizm, tolerowaną ksenofobię i potworne kulturowe zamknięcie robotniczych środowisk angielskich. Jego diagnoza sięga jednak głębiej, daleko poza granice Anglii. Dopiero po tym filmie zobaczyłam, jak hermetyczne są lokalne wspólnoty prowincjonalnej Anglii i jak wielkie spustoszenie uczyniły kapitalistyczna transformacja, skazując robotnicze środowiska na socjalne i społeczne wykluczenie. I jak szybko ten wirus niesie się po Europie. Loach po raz kolejny ostrzega przed konsekwencjami gospodarczych i politycznych przemian, mówiąc, sorry, drodzy Państwo, Wielka Brytania to nie tylko Londyn.
Nieodmiennie od lat doskonały obserwator, pozwalający zawsze dochodzić do głosu swoim bohaterom, z zerowym moralizowaniem i autorską dyskrecją. Mistrz, to zdecydowanie za mało powiedziane. Raczej szlifierz luster, dyskretnie podtykanych pod nos, w których przeglądamy się my wszyscy, odpowiedzialni za świat, za który później paradoksalnie jest nam wstyd. Jeśli ktokolwiek w kinie potrafi wyzwolić u widza katharsis, to jest to właśnie Ken Loach.