Wzorcowy film noir od Billy'ego Wildera. Przy scenariuszu majstrował tu sam Raymond Chandler, a kto jak kto, ale ten pan zna się na budowaniu "czarnego" klimatu. Pierwszorzędne aktorstwo, soczyste dialogi i moralna degrengolada - ten film wciąga i fascynuje, jak przystało na pełnokrwisty dreszczowiec. Spokojnie można postawić w jednym rzędzie obok "Wielkiego snu" czy "Sokoła".
Bez przesady, tamte są trochę lepsze, ale już na pewno może się równać z "Zabójstwem" Kubricka. Moim ulubionym noirem na zawsze pozostanie jednak "The Third Man". Ale to już raczej brytyjski.
'The third man' to jeden z najgenialniejszych filmów jakie widziałem, film wyprzedzający swoją epokę. I właśnie dlatego nie nazwał bym go noirem. Nie że nie jest mroczny, swoją zawiłością nie wciąga w coraz większe brudy. Lecz dlatego, że jest za nowoczesny; te ujęcia, aktorstwo, fabuła i realizm (stosowane w filmie mniej więcej od końca lat 60) nie pasują do filmów kręconych w studio, aktorów mówiących za szybko i poprawnie przyciętej fabuły.
Natomiast 'Double indemnity' w swojej kategorii jest jednym z najlepszych.
"Wielki Sen" jak i "Sokół maltański" nie umywają się do Noirów Wildera w najmniejszym stopniu, nie wytrzymały kompletnie próby czasy, czego nie można powiedzieć o "Ubezpieczeniu", które i dzisiaj robi wrażenie, podobnie zresztą jak "Bulwar". Od siebie mogę dodać, że chyba najciekawszym noirem jaki mi było dane obejrzeć z Bogartem to było "Kay Largo".