Miałem napisać, że jawna zrzynka z "Ten Steps", ale reżyser to przecież ten sam gość co autor opowiadania. Byłaby skucha.
Film rozwleczony. Krótkometrażówka (widziana lata temu na Cinemaxie pomiędzy dwoma filmami) zdecydowanie lepsza.
Cztery na dziesięć...
Jedenaście,
dwanaście,
trzynaście
To jest zarazem najgłupsza scena filmu. Matka, jakże "silna i dzielna kobieta" niczym trener-psycholog, wspiera przez telefon córkę schodzącą po kilku schodkach do piwnicy. Zamiast zmartwić się "Córko, co ty odpieprzasz? Po dziesięciu schodkach nie dasz rady zejść, bez trzymania mamy za spódnicę?"
Bo córka nie da rady zejść do piwnicy sama. Zbyt traumatyczne przeżycie... Pokolenie płatków śniegu - od delikatnych emocji natychmiast się roztopi i zniknie.
Jedyne co przeraża w tej scenie to fakt, że tego typu młodzież wkrótce będzie tworzyć społeczną rzeczywistość, w której nam przyjdzie się starzeć...