Kiedy zaczynałam oglądać ten film, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Tymczasem rozczarowałam się i muszę przyznać, ze na niekorzyść. Choć cały obraz trzymał w napięciu i wywoływał nie lada emocje, wraz z kolejną następująca po sobie sceną wprost tym sposobem mnie odpychał. Sprawiał niewątpliwie, że miałam ochotą go wyłączyć. Sam pomysł nie najgorszy, ale wykonanie zupełnie nie na miejscu. Wszystko sprowadzało się mianowicie do tego, iż Mark powrócił przez muzykę do świata żywych, przez człowieka, który to, aby podtrzymać twórczość Griffina, dokonuje celebrowanego mordu. Zdecydowanie zbyt dużo scen, które psuły obraz reszty, a mianowicie niepotrzebnie niwelowały emocje, które niewątpliwe miały wziaść górę nad tym obrazem, a niestety nie wzięły. Nie polecam!
Pozdrawiam!