Dla mnie wybór bardzo prosty, bo też "Chłopiec z latawcem" w ogóle nie przypadł mi do gustu. Muszę jednak zaznaczyć, ze na moją niską ocenę filmu Forstera (5/10) znacznie wpłynął fakt, iż obejrzałem ekranizację zaledwie kilka dni (jeśli nie godzin, już nie pamiętam) po skończeniu czytania powieści. To był błąd (to zawsze jest błąd). Powieść była znakomita, jej filmowa adaptacja zupełnie rozminęła się z kolei z moimi oczekiwaniami.

Chyba jednak skłaniałbym się bardziej ku Pogorzelisku. Pamiętam, że Chłopiec z Latawcem jakoś tak bardziej "łapał za serce". Więcej było takich scen w których łzy cisnął się do oczu. W "Pogorzelisku" jakoś nie miałem takich odczuć. Znaczy tak silnych, że aż ściskały mi gardło. "Pogorzelisko" po prostu od pewnego momentu spowodowało, że zamarłem na fotelu, nie kręciłem się, nie drapałem i nie odrywałem wzroku od ekranu. Po prostu wbiło mnie w fotel. I najlepsze jest, że stwierdziłem to dopiero po zakończeniu filmu. Że na pewien okres po prostu zamarłem wpatrując się w obraz. I dlatego wyżej oceniam ten drugi film. A dałem obu filmom po 9 bo po prostu nie mogę patrzeć na to jak ktoś daje filmowi 4 gwiazdki i uważa go za słaby bo np.: nie zgadzają mu się daty i twierdzi, że coś jest niemożliwe i fabuła się nie klei. Ale jak w jakimś filmie główny bohater wyskakuje samochodem, przelatuję przez 4 samochody zderzając się z helikopterem, później wpada jeszcze do biurowca, przejeżdża przez całe piętro by wypaść drugiej strony i dalej ucieka tym samy autem to wszystko jest w porządku i wszystko ma sens:)