Wczoraj oglądałem Ludzi Boga, dzisiaj było dużo ostrzej i jednak trochę słabiej...
Na pewno warto obejrzeć, na pewno zapadnie w pamięć, ale czegoś tu brakowało.
Film jest ciekawie zrealizowany, historia wciągająca, ale ostatecznie okazuje się dość mało prawdopodobna.
I jeszcze jedno: notariusz wiedział o wszystkim od początku - przecież sam napisał listy - chyba trochę przesadził z wciąganiem bliźniaków w życie matki... Trochę się to wszystko nie klei:)
P.S. Słyszałem co najmniej kilka osób pociągających nosami w trakcie seansu, a po nawet łzy na paru twarzach. Bo Pogorzelisko rzeczywiście porusza...
Notariusz nie przesadził, bo po prostu spełniał jej ostatnie życzenie. Tak to się miało odbyć. Historia może i mało prawdopodobna ale... Co z tego?
"Historia może i mało prawdopodobna ale... Co z tego?"
Hmm... Mało prawdopodobna -> nie wierzy się w nią -> nie wywołuje zainteresowania, tym co się zaraz wydarzy -> nuży, chce się by wreszcie historia dobiegła końca, który i tak nie jest istotny -> męczy -> stracony czas.
Jakoś tak to idzie.
Hmm no jednak nie koniecznie. Nie zawsze historia mało prawdopodobna musi być mało interesująca. Po pierwsze zależy to od rodzaju kina, a po drugie małopradopodobna nie równa się niemożliwa. O nieprawdopodobnych historiach się czyta w gazecie z niedowierzaniem i wywołują ciekawość większą, niż sprawy codzienne, który są tak prawdopodobne, że wręcz rutynowe. Nie chcę się tu kłócić, bo filmu jeszcze nie widziałem, ale sama mało prawdopodobna historia mnie nie odstrasza. A tak z ciekawości - dlaczego tobie się film nie podobał? Zanudził Cie?
Spokojnie, zawsze piszę coś więcej, tylko że zwykle trochę czasu mija. Godzinę temu byłem jeszcze na tym filmie w kinie, cierpliwości...
Heh... Ja tak nie mam. Historia może być interesująca nawet gdy nie jest prawdopodobna. Przykładowo żadna chyba z fabuł filmów Hitchcocka nie była szczególnie prawdopodobna, a jednak ciekawe był zdecydowanie. I to zarówno te będące czystymi dreszczowcami, jak i te poruszające bardziej "ambitne" rejony. Hitchu wręcz nabijał się z ludzi, dla których taż ważny w kinie jest realizm...
W tym filmie zaś w zupełności wystarczą mi prawdopodobni (psychologicznie itp.) bohaterowie.
Historia była więcej niż nieprawdopodobna - i przyznaję, że przez większą część seansu byłem mocno na nie. Ale zakończenie rekompensuje wiele. Naprawdę uderzyło mnie ono po trzewiach. Czasem taki efekt jest ważniejszy, niż prawdopodobieństwo zdarzeń.
Jak pisałem w komentarzu o filmie: to zakończenie naprawdę dotyka samego jądra ciemności wojny. Za nie naciągnąłem ocenę aż do 10.
Pomijając fakt, że tu nawet nie do końca wiadomo, czy w grę wchodzi jakaś wojna - w jaki sposób film dotyka jej jądra?
SPOILER
Owego jądra ciemności dotyka, w moim przekonaniu, wątek syna Nawal, który staje się jej katem. Ciężko sobie wyobrazić coś bardziej potwornego...
A nie doszłoby do tego, gdyby nie absurdy konfliktów religijnych, które najpierw doprowadziły Nawal do oddania dziecka,a póżniej do wojny, której wynikiem z kolei stało się to, co się stało w więzieniu.
Czyli, że ludzie w czasie wojny są zmuszani krzywdzić siebie nawzajem? To masz rację.