Bardzo interesujący i całe szczęście udany eksperyment. Hiszpański reżyser Rodrigo Cortés, o którym nigdy wcześniej
nie słyszałem, zrealizował bardzo śmiały thriller, który z pozoru nie mógł się udać. Reżyser zdecydował się w swoim
filmie na pokazanie jednego (słownie: jednego) bohatera: Paula Conroya i ograniczenie miejsca akcji swojej produkcji
do małej, drewnianej trumny, zakopanej zupełnie nie wiadomo gdzie. Pozostawił do dyspozycji bohatera w połowie
rozładowaną komórkę, ołówek, zapalniczkę i jeszcze ze trzy drobne przedmioty, które pojawiają się w miarę rozwoju
akcji. I w gruncie rzeczy to tyle. Wydawać by się mogło, że materiału na film, który rozpoczyna się w takim miejscu jest
niewiele i ledwo starczy na kilkunastominutowy krótki metraż, nie mówiąc o normalnym filmie trwający dobre półtorej
godziny. Wydawać by się również mogło, że tak drastycznie zmniejszając miejsce akcji swojego obrazu, oraz eliminując
z niego innych bohaterów, skupiając się jedynie na głównej postaci, reżyser nie będzie w stanie stworzyć trzymającego
w napięciu thrillera, który podnosiłby napięcie, przyspieszał bicie serca i zaskakiwał pewnymi zwrotami akcji. Cortésowi
się to jednak udało, może nie perfekcyjnie, ale patrząc na punkt wyjściowy tej produkcji, wykorzystał go w pełni.
"Pogrzebany" bardzo łatwo mógł zamienić się w nudną, ckliwą i nieciekawą obserwację człowieka, zostawionego na
pastwę losu, próbującego wyrwać się o własnych siłach z malutkiej pułapki. Mógł być filmem przeciągniętym,
wypełnionym dłużyznami, rozpamiętywaniem życia, którego nie znaliśmy i które mogło nas mało obchodzić, gdybyśmy
nie związali się emocjonalnie z bohaterem. Reżyserowi całe szczęście udaje się wycisnąć z tej historii jak najwięcej, co
chwila przyspieszając akcję, by tylko nie wypaść z odpowiedniego rytmu, by nie dopuścić aby widzowie zaczęli sie
nudzić. Jego film to thriller, który bardzo dobrze trzyma w napięciu, który ani chwili nie nudzi i konsekwentnie dąży w
jasno przez reżysera określonym kierunku. To niesamowite, że tak prosty koncept tak dobrze się sprawdził. Przez
ostatnie lata powstało kilka filmów, które ograniczały możliwości ruchowe bohaterów, zamykając ich w ciasnych
pomieszczeniach, dając im bardzo małe pole manewru, ale tak zminimalizowanego miejsca chyba jeszcze nie było.
Wydawać by się więc mogło, że reżyser posunął się tym razem trochę za daleko, że nie będzie w stanie nas
zainteresować swoją produkcją, że go ona przerośnie. Dlatego też trochę zabawnie wypadają napisy początkowe,
przedstawiające twórców tego filmu, w czasie których zza kadru wybrzmiewa rozbuchana muzyka Víctora Reyesa,
przypominająca trochę kompozycje Danny Elfmana. Po jej obejrzeniu mamy prawie wrażenie, że zaraz zobaczymy
dynamiczny thriller, pełen pościgów, gonitw, strzelanin i zwrotów akcji.
Reżyser w zamian pokazuje nam mężczyznę zamkniętego w trumnie i przez następne półtorej godziny ani na sekundę
nie wychodzi poza jej obręb! I pomimo kilku drobnych nielogiczności, których nie mógł się ustrzec, bo zdarzają się one
praktycznie w każdym filmie, świetnie ogląda się jego dzieło. Z każdą kolejną minutą coraz bardziej trzyma ono w
napięciu, coraz bardziej wciąga, aż do naprawdę mocnej, całkiem wyczerpującej końcówki, która nie pozwala się od
razu podnieść z fotela, po zakończonym seansie. To, że film Cortésa jest tak udany, jest również sporą zasługą Ryana
Reynoldsa, któremu udało się udźwignąć swoją rolę, pociągnąć cały film na swoim występie i przekonać nas do swojej
postaci. Przed seansem trochę wątpiłem w jego umiejętności, ale muszę przyznać, że poradził sobie bardzo dobrze.
Jego bohater próbując wydostać sie z pułapki przechodzi przez kolejne fazy: walkę, zwątpienie, desperację,
odpuszczenie. Płacze i śmieje się z sytuacji w której się znalazł. Reżyser natomiast stale znęca się nad nim,
umieszczając po drugiej stronie słuchawki automatyczne sekretarki, ludzi przełączających go od urzędników do
następnych urzędników, którzy zasłaniają się procedurami, wypełnianiem swoich obowiązków. Pokazuje potworną
biurokrację przez którą musi przedrzeć się bohater by wydostać się z pułapki. I dlatego też „Pogrzebany” to bardzo
smutny film, nad którym warto się chwilę zamyślić, po którym nie sposób tak od razu wrócić do zwykłego życia.
7/10
[*SPOILERY*]
Praktycznie w pełni zgadzam się z w/w opinią. Film był swoistym eksperymentem, reżyser wykazał się odwagą, realizując film oparty na jednym aktorze, rozgrywający się w małej trumnie. Na film szedłem wiedząc na co idę. Nie znałem żadnych szczegółów z filmu, oprócz tego, że aktor będzie miał do dyspozycji komórkę i inne gadżety oraz, że film będzie się rozgrywał tylko w trumnie. Byłem świadom, że nie będzie to porywające widowisko. Ale jako fan kina, musiał na to iść... :)
Obejrzałem. Film mnie nie zaskoczył jakoś wybitnie, ale też nie zawiódł. Uważam, że mogło być dużo gorzej, a lepiej tylko nieznacznie.
Ocena: 6/10 + wyróżnienie za innowacyjność i odwagę dla reżysera