Źródło: Henyk Pająk - "Kundlizm Znów Wygrał."
Goje wiedzą o przerwaniu ekshumacji Żydów w Jedwabnem z nakazu ówczesnego Ministra
Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Musimy do tego powrócić w szerszym kontekście.
Decyzja o przerwaniu rozpoczętej ekshumacji była niczym innym, jak moralną zbrodnią
zaniechania popełnioną przez ówczesnego polskojęzycznego Ministra Sprawiedliwości, na
godności narodu polskiego z pokolenia naszych ojców. Piszemy- „naszych", bo nie wiemy, czy
do tego pokolenia polskich ojców zaliczyć można ojca L. Kaczyńskiego. W każdym razie tą
swoją decyzją, w istocie kryminalną, bo świadomie niszcząca szanse na potwierdzenie zbrodni
niemieckiej na jedwabieńskich Żydach, Lech Kaczyński stanął obok swego poprzednika
Aleksandra Kwaśniewskiego, który na długo przed decyzją o ekshumacji już wydał wyrok
śmierci moralnej na mieszkańcach Jedwabnego, tym samym na wszystkich Polakach tamtego
pokolenia, bo przecież jeżeli „połowa polskich mieszkańców Jedwabnego zamordowała drugą
połowę — żydowskich mieszkańców Jedwabnego", to znaczy, że wszyscy Polacy tamtego
pokolenia byli gotowi do takich zbrodni.
Prezydent Kwaśniewski wypluł z siebie serię przestępczych, a priori wydanych wyroków na
jedwabieńskich Polaków, które poszły w świat i na zawsze zainfekowały świadomość milionów
obywateli USA i Europy Zachodniej.
Pierwsze przestępcze oszczerstwo popełnił „Kwach" na łamach żydowskiego, jadowicie
antypolskiego dziennika „Yediot Achronot" wychodzącego w Izraelu, w numerze z 2 marca 2001
roku:
To był mord masowy popełniony na Żydach przez polskich obywateli. My (czyli oni - H.P.)
myślimy ze zdumieniem, jak Polacy mogli urządzić taką masakrę.
A oto drugie, tożsame z tamtych przestępstwo Aleksandra Stolzmana-Kwaśniewskiego,
popełnione w wywiadzie dla polskojęzycznego RMF 5 marca 2001 roku.
Po drugie - musi świat (świat!! - H.P.) usłyszeć ocenę tamtego wydarzenia, przypominam,
bestialskiej śmierci 1.6002 obywateli polskich, Żydów, którzy zostali przez współplemieńców
zamordowani.
Po raz trzeci „pijaczek" Kwaśniewski popełnił to przestępstwo publicznie w TVN, w audycji
„Kropka nad i" 30 marca 2001 roku:
W Jedwabnem to morderstwo dokonało się polskimi rękoma.
Profesor prawa Lech Kaczyński, wtedy Minister Sprawiedliwości (?), swoim milczeniem,
brakiem reakcji na ewidentne trzykrotne naruszenie prawa przez urzędującego prezydenta, nie
zareagował tak jak powinien był zareagować — wystąpieniem do Trybunału Konstytucyjnego o
pociągnięcie Kwaśniewskiego do odpowiedzialności za rzucenie oskarżeń nie
potwierdzonych, domniemanych, rzuconych w oparciu o skrajnie zakłamaną, tendencyjną,
dyletancką broszurkę J. T. Grossa. Gdyby te oszczerstwa zostały rzucone na jednego obywatela
„tego kraju", to mielibyśmy jedną konkretną osobę zniszczoną moralnie przez tego
żydowskiego konkwistadora. W związku z tym jednak, że to oszczerstwo rzucił on na całą
populację tubylców, to — jak tym samym uznał profesor prawa Lech Kaczyński - „Kwach" nie
ponosi odpowiedzialności, bo po pierwsze, w opcji Żyda Kwaśniewskiego i jego
współplemieńca Kaczyńskiego, naród polski to najwyraźniej tylko umowna „nacjonalistyczna"
zbitka słowna, istnieje bowiem tylko „społeczeństwo polskie", a więc beznarodowe terytorium
zamieszkiwane przez różne nacje. Kaczyński dostosował się do ogólnego chóru
międzynarodowych oszczerstw miotanych przez jego pobratymców na Polaków, a był to, jak
praktyka ostatnich 20 lat wykazała, proceder dozwolony, politycznie poprawny, zalecany,
zasługujący na uznanie.
Mieliśmy zatem wspólną akcję dwóch „nietutejszych" przeciwko tutejszemu narodowi
polskiemu, podjętą z wysokości najwyższych w państwie urzędów - urzędu prezydenta RP i
Ministra Sprawiedliwości. Wspólną, bowiem brak reakcji na przestępstwo pierwszego, było
zaniedbaniem obowiązków Ministra Sprawiedliwości (?), zaniechaniem urzędowej reakcji na
akt bezprzykładnego oszczerczego kłamstwa rzuconego na część narodu polskiego,
zamieszkującą miejscowość Jedwabne.
Przejdźmy teraz do nikczemnego zaniechania kontynuacji ekshumacji przez ówczesnego
Ministra Sprawiedliwości, Lecha Kaczyńskiego, późniejszego następcy Stolzmana-
Kwaśniewskiego na stanowisku prezydenta RP. Po analizie obydwu kryminalnych czynów
obydwu tych osobników musimy dojść do wniosku, że przestępstwo Stolzmana-
Kwaśniewskiego miało w istocie mniej niszczące skutki, niż „zaniedbanie" ówczesnego
Ministra Sprawiedliwości.
Kwaśniewski rzucił tamte oszczerstwa publicznie, a jego przestępstwo polegało na
bezprawnej przedwczesności tych apriorycznych wyroków, w skutkach (a)moralnej zbrodni
popełnionej na polskich mieszkańcach Jedwabnego. Obaj wiedzieli, że przygotowuje się
procedurę ekshumacji zwłok, a co oznacza metodologia profesjonalnej ekshumacji o
charakterze kryminalistyczno-dochodzeniowym, to profesor prawa musiał wiedzieć dokładnie,
bo gdyby nie wiedział, wówczas należałoby postawić pytanie o to, kto mu dał tytuł magistra
prawa, kto mu pozwolił obronić pracę doktorancką3, kto wreszcie nadał mu tytuł profesora. Po
dokonaniu ekshumacji, w wyniku której wyszłoby niezbicie, że zbrodnię - jak mamy prawo
przypuszczać - popełnili Niemcy, na co wskazywały odkopane łuski i pociski w ciałach Żydów
znalezione już w pierwszej warstwie szkieletów, Stolzman-Kwaśniewski miałby szansę,
zarazem obowiązek przeprosić Polaków za to przedwcześnie rzucone oszczerstwo, za ten
moralny wyrok śmierci na Polakach, i tym samym swoje przestępstwo przynajmniej częściowo
naprawić.
Lech Kaczyński nakazując przerwanie ekshumacji w momencie, kiedy zaczęły się ukazywać
dowody zaprzeczające kłamliwym, politycznie nakazanym tezom o polskim sprawstwie mordu,
odbierał Kwaśniewskiemu możliwość takiej ekspiacji, możliwość wprawdzie tylko
hipotetyczną, lecz całkiem realną przy okazaniu dobrej woli naprawienia krzywd wyrządzonych
mieszkańcom Jedwabnego. Lech Kaczyński uniemożliwił takie działanie, co pozwala
stwierdzić, że obaj w ramach pełnionych funkcji uczestniczyli świadomie w spisku przeciwko
niezbywalnemu dobru mieszkańców Jedwabnego, a w szerokim kontekście przeciwko dobru
całego narodu polskiego.
Wiosna 2001 roku była okresem intensywnych przygotowań do zorganizowania światowej hecy
związanej z odsłonięciem pomnika w miejscu jedwa-bieńskiej mogiły, na co szykowały się
wszystkie światowe agencje medialne, głównie pozostające w posiadaniu lobby żydowskiego,
w tym polskie. Opinia publiczna Europy Zachodniej i USA była wtedy zainfekowana kłamliwą,
oszczerczą, dyletancką broszurą J.T. Grossa napisaną w pośpiechu, byle jak, na wyraźne
zamówienie kręgów syjonistycznych. Czasowy kontekst pojawienia się tej broszury, eksplozja
afery jedwabieńskiej, nieustających najazdów mediów obcych i polskojęzycznych na
Jedwabne, zmierzał bezpośrednio do moralnego ukrzyżowania Polaków z tej miejscowości za
rzekomy ich „bestialski mord na żydowskich sąsiadach". Kontekst polityczny był także czytelny -
chodziło o rzucenie na kolana Polaków w momencie narastania spirali żądań żydowskich
hochsztaplerów z gatunku Singera i Bronfmana, o wyłudzenie z Polski ponad 60 miliardów
dolarów. To wszystko mieściło się w tytułowej formule książki Normana Finkelsteina „Przemysł
Holokaustu", oddającej istotę tej krucjaty kłamstw przeciwko Polsce.
Lech Kaczyński przerwał ekshumację i tym samym zdyskredytował tkwiące tam dowody;
przywalił je wieczystym głazem kłamstwa firmowanego przez siebie jako Ministra
Sprawiedliwości. W tym właśnie tkwi wyjątkowość postępku Lecha Kaczyńskiego. Naruszając
ewidentne, przewidziane prawem wymogi dochodzeniowej ekshumacji, postąpił dokładnie jak
ci przedstawiciele jego nacji, którzy jako sędziowie i prokuratorzy żydokomunistycznych sądów
wojskowych i sadystyczni dochodzeniowcy Urzędu Bezpieczeństwa, odrzucali wszystkie
dowody i zeznania, które przeczyły z góry przez nich założonym celom w tysiącach procesów
politycznych ludzi powojennego podziemia.
To jest dokładnie ta sama metoda. Ta sama buta okupantów ówczesnych i najzupełniej
współczesnych. To samo pogwałcenie prawa, procedur dochodzeniowych.
Z tą samą bezczelnością, z tym samym poczuciem bezkarności IPN rzucił opinii publicznej
obelgę w postaci rzekomego „uzasadnienia" przerwania ekshumacji. Były dwa rzekome
powody przerwania ekshumacji:
Podjął tę decyzję na żądanie „strony żydowskiej", rabinów, którzy powoływali się w tym ich
żądaniu na rzekomo obowiązujący w religii żydowskiej zakaz profanowania zwłok poprzez taką
właśnie ekshumację.
Podjął tę decyzję m.in dlatego, że struktura piaszczysta gleby otaczającej masowy grób Żydów,
rzekomo nie pozwalała na głębszy wykop, grożąc osypywaniem się ścian mogiły!
Obydwa te uzasadnienia były wręcz obelżywe i stanowiły dodatkowe naruszenie prawa. W
judaizmie nie istnieje bowiem zakaz naruszania spokoju zwłok w przypadku, gdy chodzi o
ekshumację kryminalistyczną, prowadzoną z zachowaniem wymogów poszanowania ludzkich
szczątków.
Argument o nietrwałości gruntu był po prostu jawnym i szyderstwem, bowiem ściany wykopu
mógł zabezpieczyć pierwszy lepszy technik budowlany, każdy wiejski murarz.
Żydzi np. nie protestowali, gdy grupa Żydów australijskich bezprawnie lecz za wiedzą dyrekcji
dokonała wykopów na „polach śmierci" na Majdanku. Kopali w wyraźnie przez siebie
ustalonym miejscu, jakby przez kogoś naprowadzeni na to miejsce i wykopali rzeczy osobiste
pomordowanych oraz złote monety. Nikt nie podniósł alarmu o bezczeszczeniu tychże pól
śmierci. W lokalnych mediach ukazały się sensacyjne sprawozdanie z tych samowolnych
„wykopalisk", w prasie reprodukowano fotografie wydobytych przedmiotów, teraz sięgnijmy do
faktów. Pisałem o nich już w książce „Jedwabne geszefty", opublikowanej wiosną 2000 roku w
wydawnictwie RETRO. Kilka miesięcy później ukazała się książka prof. J. R. Nowaka „100
kłamstw J. Grossa", dosłownie niszcząca oszczercze brednie J. T. Grossa w jego broszurze
„Sąsiedzi". Potem ukazywały się jeszcze inne opracowania, nie licząc setek publikacji
prasowych, które mniej lub bardziej odważnie podważały z góry przyjęte sprawstwo Polaków w
zbrodni jedwabieńskiej.
Nic to nie dało. Grobowy kamień kłamstwa przywalił na wieki prawdę pod pomnikiem Żydów w
Jedwabnem. Niespełna rok później ukazała się dawno zapowiadana monografia tych
wydarzeń, opracowana przez IPN na podstawie zgromadzonych dokumentów, w tym akt
procesowych byłych rzekomych morderców Żydów. Opracowanie ma wygląd wręcz
monumentalny, jest dwutomowe, zawiera setki dokumentów, w tym zeznań Polaków
oskarżonych po wojnie o udział w pacyfikacji Żydów w Jedwabnem. Celowo posłużę się tymi
dokumentami, bo choć cała monografia jest tendencyjna aż do bólu, wybiórcza, pisana z
pozycji oszczerców, to jednak zawiera niepodważalne zeznania ludzi wtedy sądzonych, w
których monotonie, już w pierwszych zdaniach ich przesłuchań przez ubeków, często pod
przymusem, biciem i groźbami, wszyscy powtarzają, że mordu na Żydach dokonali Niemcy. Od
kilka takich zeznań z wielu innych.
Zeznawał świadek Józef Malczyński w listopadzie 1950 roku:
Pamiętam dokładnie, że egzekucja dokonana przez Niemców na ludności żydowskiej była w
miesiącu lipcu 1941 r., daty nie przypominam sobie.
Zeznaje Aleksandra Karwowska, świadek, listopad 1950:
Dokładnie daty nie pamiętam, ale było to z początku lipca 1941 r., Niemcy dokonali egzekucji
ludności żydowskiej.
A. Karwowska zeznawała na okoliczność udziału Władysława Miciury w rzekomym
wyszukiwaniu i pędzeniu Żydów do stodoły przez Polaków:
Władysław Miciura pracował dłuższy czas na posterunku żandarmerii w Jedwabnem w
charakterze stolarza. W dniu tym, kiedy Niemcy dokonali egzekucji na ludności żydowskiej,
widziałam Władysława Miciurę powracającego do domu z narzędziem stolarskim - heblem.
Zeznawał Józef Gradowski, listopad 1950, przed sędzią Urzędu Powiatowego w Łomży W.
Kaliszczakiem:
Pamiętam dokładnie, że Niemcy dokonali egzekucji na ludności żydowskiej w dniu 10 lipca
1941 r. (czwartek). Dnia tego byłem zabrany na posterunek żandarmerii, wspólnie wraz z
Miciurą wykonywaliśmy roboty stolarskie. Potem tego dnia byłem zabrany z posterunku i
przepędzony na rynek, a Miciura dostał polecenie wykonać resztę roboty. Nie widziałem, by
Miciura wychodził z posterunku żandarmerii, jak również nie było go razem z nami na rynku. W
tym czasie cała ludność żydowska była spędzona na rynku, która oczyszczała trawę.
Jednym ze skazanym za udział w „pędzeniu" Żydów był Zygmunt Laudański. Potem on i
pozostali skazani, po kilku latach pobytu w więzieniach zostali uniewinnieni - był rok 1958, ale
przesłuchania z jesieni 1950 roku służyły rewizji tych skazari. Zeznawała Natalia Gąsiewska,
listopad 1950:
W miesiącu czerwcu kiedy Niemcy spędzali Żydów, to widziałam tego dnia, jak szłam z
mieszkania po wodę, to zauważyłam Zygmunta Laudańskiego prowadzonego przez dwóch
gestapowców, Wiem dokładnie, że byli to gestapowcy, gdyż na czapkach mieli trupie główki. Z
tymi gestapowcami szedł również burmistrz Karolak. Ponadto widziałam, jak był popychany
Zygmunt Laudański przez Niemców, gdyż miał zakrwawioną twarz. Było to między godziną 9 a
10. Niemcy spędzali Żydów z m. Jedwabnego, dokładnie nie przypominam sobie, czy przed, czy
po południu. Stodoła w której Niemcy spalili Żydów, była spalona po południu około godz.
16.00. (...) Ponadto nadmieniam, że w chwili prowadzenia Laudańskiego na rynek Niemcy
zostawili go, gdyż zauważyli innego człowieka, za którym pobiegli. Laudański i burmistrz
Karolak zostali na miejscu. Burmistrz Karolak z pochodzenia był Polakiem i na pewno broni
przy sobie nie posiadał. Więc w tym czasie Laudański uciekł. Nie słyszałam, czy Niemcy
strzelali za uciekającym Laudańskim, jak nie słyszałam również, by burmistrz Karolak wzywał
pomocy. Zdarzenie to miało miejsce w tym dniu, w którym Niemcy dokonali egzekucji na
ludności żydowskiej w Jedwabnem.
Zeznaje Teofila Chrzanowska:
Pamiętam, że egzekucja na ludności polskiej była przeprowadzona przez Niemców w
miesiącu lipcu, daty dokładnie nie pamiętam, w 1941 r. Dnia tego, gdy szłam po wodę, przed
południem widziałam, jak Niemcy prowadzili Czesława Lipińskiego, który miał krew na twarzy.
W czasie tym zrobił się krzyk na podwórzu moim i Niemcy ci, którzy prowadzili Czesława
Lipińskiego, zwrócili uwagę na podwórze moje, a w tym czasie Czesław Lipiński, korzystając z
nieuwagi Niemców, uciekł między budynki, a następnie w pole.
Zeznaje Helena Brzósko:
Pamiętam, że w dniu 10 lipca 1941 roku w Jedwabnem Niemcy dokonali spalenia Żydów.
Dnia tego rano Niemcy przyszli do Czesława Lipińskiego i zabrali go przemocą z domu,
popychając go i kopiąc butami, widziałam to przez okno ze swojego mieszkania, które jest
obok mieszkania Czesława Lipińskiego. Niemcy poprowadzili go na rynek. Po pewnym czasie,
około 10 minut widziałam jak tenże Czesław Lipiński uciekał przez podwórze obok mego okna
w kierunku pola, co się z nim stało, tego nie wiem.
Protokół rozprawy głównej przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku z 13 czerwca 1950 roku w
sprawie skazanych: Józefa Zyluka i Feliksa Tarnackiego. W wyniku rozprawy obaj zostali
uniewinnieni. Zeznawał Józef Żyluk:
Do zarzucanego czynu nie przyznaję się. Dnia 25 czerwca 1941 r. kosiłem trawę w ogrodzie
koło młyna. Burmistrz miasta Jedwabnego, narodowości polskiej wywołał mnie i kazał
zaprowadzić na rynek jednego Żyda. Nie wiedziałem po co i nie chciałem prowadzić go,
szedłem więc obok. Uszliśmy może z piętnaście kroków, kiedy Żyd ten powiedział mi, że
wszystkich Żydów w Jedwabnem Niemcy zganiają na rynek. Kazałem mu uciekać, co też on
zrobił i ukrył się w malinach w pobliskim ogrodzie, a ja poszedłem zaraz zawiadomić jego żonę
i rodzinę, żeby się ukryli.
Zeznawał oskarżony i skazany Feliks Tarnacki:
Nie przyznaję się do zarzucanego czynu i wyjaśniam. Tego dnia rano, kiedy Niemcy spalili
Żydów w Jedwabnem, jechałem rowerem do Łomży. W jednej ulicy spotkali mnie Niemcy i
kazali zawrócić na rynek, ale ja na rynku nie byłem i nikogo z Żydów na rynek nie
doprowadziłem. Cały dzień wtedy byłem poza Jedwabnem.
Zeznają świadkowie w sprawie Zyluka i Tarnackiego. Helena Brzeczko:
Pogrom Żydów w 1941 r. w Jedwabnem pamiętam. Byłam tego dnia u Żydów Zdrojewiczów,
których dobrze znałam. Przyszedł do nich Żyluk i powiedział: „Ja was nie wyganiam, ale wleźcie
lepiej w ciemne kąty, bo zganiają Żydów". Żyluk nikogo nie wyprowadzał, wyszedł sam. Jeden
Żyd, który był również u Zdrojewiczów, ukrył się, a Zdrojewicze starzy poszli sami później na
rynek. Kiedy szłam do domu, widziałam, jak Żyluk szedł do swojego domu. Wieczorem tego
samego dnia wieczorem byłam u niego: zastałam tam dwie Żydówki, którym Żyluk dał kolację.
Na drugi dzień syn Zdrojewiczów przyszedł do mnie z żoną i pytał, czy z jego rodziny nikt się nie
ukrył. Powiedziałam, że mogli się ukryć, bo Żyluk ich ostrzegł, ale poszli sami. Wtedy
Zdrojewicz opowiedział mi, że Żyluk wziął go z młyna, bo mu kazano, ale puścił go i kazał się
ukryć.
Świadek Wacław Krystowczyk:
W dniu pogromu Żydów w Jedwabnem byłem u mojej narzeczonej, obecnej żony, w domu koło
rynku. Jeszcze przed spaleniem Żydów widziałem Tarnackiego, jak jechał rowerem w stronę
Łomży. Żydów bili Niemcy. Ludność cywilna stała gdzie indziej na chodnikach, ale ani Żyluka,
ani Tarnackiego na rynku nie było.
Świadek Józef Gradowski:
W 1941 roku byłem w Jedwabnem. Jestem Żydem. Całą moją rodzinę i mnie Niemcy zabrali
do magistratu, a potem wygnali. Spotkał nas Żyluk, zabrał do siebie i ukrył mnie z żoną i dwóch
synów. Tylko Żylukowi ja zawdzięczam życie.
Świadek Regina Siłak:
Jestem sąsiadką Zyluka. Dzień pogromu Żydów w Jedwabnem pamiętam dobrze. Około godz.
10 rano uciekały dwie Żydówki. Żyluk kazał im schować się w żyto i tam przesiedziały do
wieczora. Wieczorem poszły do Zyluka. On dał im jeść i przenocował u siebie.
Wyrok Sądu Najwyższego w sprawie kasacyjnej dwunastu skazanych za udział w zbrodni na
ludności żydowskiej w Jedwabnem Nr akt Wa K 1453 / 49 1949 wrzesień 29:
Na rozprawie kasacyjnej dnia 29 września 1949 na sesji wyjazdowej w Warszawie w sprawie:
Bardonia Karola, Dąbrowskiego Władysława, Laudańskiego Jerzego, Laudańskiego
Zygmunta, Ramotowskiego Bolesława, Miciury Władysława, Lipińskiego Czesława,
Tarnackiego Feliksa, Górskiego Romana, Niebrzydowskiego Antoniego, Zejera Stanisława i
Żyluka Józefa, oskarżonych z art. 1 pkt 1 i 2, z art. 2 dekretu z dnia 31 VIII 1944 / DzURP z 1946
r., poz.377 - po rozpoznaniu kasacji oskarżonych od wyroku Sądu Okręgowego w Łomży, Nr.
Ksn 33/49 z dnia 16-17 maja 1949 r., Sąd unieważnił kasację apelacyjną wszystkich
wymienionych poza Józefem Żylukiem i Feliksem Tarnackim.
Sąd nie uwzględnił cytowanych zeznań świadka Brzeczko i innych biorących w obronę
oskarżonych. Sąd oddalił wyjaśnienia skazanych, że byli zabierani na rynek pod przymusem.
Stali na rynku i pilnowali Żydów, niektórzy przez dwie godziny. To, że nie wiedzieli, po co Żydzi
zostali zgromadzeniu na rynku, nie jest okolicznością łagodzącą, gdyż:
- Niemcy na nowo zajętych terenach w wyniku wojny radziecko - niemieckiej od razu
zastosowali względem Żydów zbrodnicze metody (...) dał Sądowi Okręgowemu dostateczną
podstawę do przyjęcia, że już w stadium doprowadzania Żydów do stodoły, dla uczestników
tego doprowadzania, tj. wspomnianych oskarżonych, cel tego gwałtu, stosowanego względnie
też nakazanego przez władze niemieckie na ludności żydowskiej (uśmiercenie ich) był już
jasny (...) W poprzednich dniach także spędzono Żydów na Rynek, ale zakończyło się tylko
skubaniem trawy między kamieniami rynku.
Od kogo oskarżeni mogli wiedzieć, że tym razem skończy się spaleniem Żydów, jeżeli nie było
dotąd żadnego takiego przypadku?
Ale to nasze, spóźnione o 56 lat pytania do sędziego SN Zygmunta Sitnickiego i p.o. sędziów
Stanisława Rybczyńskiego i Czesława Wasilkowskiego - dawno już stojących przed Sądem
Bożym. Cała ta propagandowa, polityczna zbrodnia w zbrodni jedwabieńskiej, sprowadza się
do dylematów
- ile ofiar kryje mogiła w stodole i dół obok niej
- jaki był udział Polaków, z których kilkunastu, a może około 40 wyszukiwało i mniej lub bardziej
aktywnie doprowadziło Żydów do stodoły dlaczego wszystkie ofiary zginęły, dlaczego nikt się
nie uratował, gdy płonące ściany i dach stodoły wreszcie runęły.
Tu nie ma żadnych zeznań: wprowadzili Żydów, podpalili, wszyscy zginęli.
Czy nie dosięgły ich kule Niemców? Właśnie na to pytanie mogła ostatecznie odpowiedzieć
staranna, profesjonalna ekshumacja. Jak się potem okaże na podstawie nawet „parodii"
ekshumacji, zwłoki kryły w sobie pociski niemieckie, ale tego nie można było podać oficjalnie,
bo to by przeczyło sprawstwu polskiemu - żaden Polak nie mógł posiadać broni palnej. Co do
tego nikt nie miał zastrzeżeń. Pozostaje na koniec ocena udziału Polaków w tej tragedii. To
ocena tylko moralna. Należy rozstrzygnąć, którzy z nich poszli wyszukiwać Żydów z własnej woli,
a którzy ze strachu, pod groźbą utraty życia czy tylko pobicia. Tak czy inaczej, Polacy nie byli
sprawcami mordu. Gdyby nie wyszukiwali Żydów, zapewne zginęłoby ich mniej, choć wielu się
uratowało dzięki Polakom. Zostali potem przetransportowani do getta w Łomży i stamtąd
dowiezieni na egzekucje, prawdopodobnie część do Tykocina, inni zginęli gdzieś w pobliżu.
Jeszcze kilka razy, aż do 1974 roku, a w Głównej Komisji Badania Zbrodni niemieckich aż do
1982 roku, śledztwo w sprawie mordu wznawiano, umarzano, znów wznawiano. Pojawiały się
sprzeczne zeznania świadków i nowi świadkowie, ale monstrualna, astronomiczna liczba
rzekomo 1600 Żydów spalonych w stodole utrzymywała się stale. Tak było jeszcze w 1967 roku
w postanowieniu sędziego - członka Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich
Zbigniewa Ludwiczaka o wznowieniu śledztwa:
Wszcząć śledztwo w sprawie spalenia w stodole około 1600 Żydów w Jedwabnem.
Absurdalność tej liczby nie wydała się podejrzana kolejnym sędziom, prokuratorom,
„świadkom", toteż J.T. Gross miał pretekst w podaniu tej absurdalnej liczby spalonych, że
uprzednio utrwalili ją liczni sędziowie i prokuratorzy.
Co się z tej liczby ostało? Prokurator Krajowy Lech Kaczyński, po zakazaniu dalszych prac
ekshumacyjnych przyznał jednak w mediach, że mogiła kryje szczątki „około 200 — 250 ofiar".
Uparte trzymanie się przez sędziów i prokuratorów liczby 1600 ofiar dowodzi albo ich aberracji
umysłowej, albo usłużnego powtarzania tego nonsensu. Na tylnej stronie okładki mojej książki
„Jedwabne geszefty" zamieściłem reprodukcję dołu, do którego żołnierze rosyjscy wrzucają
zwłok i żołnierzy poległych w czasie pierwszej wojny światowej. Miała ona wymiary zbliżone do
rozmiarów dołu w stodole. I właśnie w tym dole wykopanym na głębokość około 180 cm,
mogło się pomieścić nie więcej jak 100 poległych żołnierzy rosyjskich. Wspomniałem też o
porównawczym precedensie z czasów drugiej wojny. Wiesie „Brzask" w moim rodzinnym
Skarżysku Niemcy rozstrzelali w 1941 roku „zaledwie" 760 Polaków, ale ich mogiła ma długość
około 50 metrów i szerokość około sześciu metrów.
Jaki wymiar musiałaby mieć mogiła w Jedwabnem, gdyby Niemcy rozstrzelali tam ponad dwa
razy więcej Polaków, aby mogiła mogła pomieścić 1600 zwłok?
100 kłamstw J. T. Grossa (1 - 30)
Prof. JERZY ROBERT NOWAK
Nowa seria tekstów prof. Jerzego Roberta Nowaka pt. "100 kłamstw J. T. Grossa" będzie
drukowana co tydzień, ze względu na szczególną wagę i aktualność tematu. Po jej zakończeniu
teksty prof. Nowaka z cyklu "Pod prąd" będą się znów ukazywać z dwutygodniową
częstotliwością, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią.
Parokrotnie już cytowałem w Niedzieli wypowiedzi żydowskiego przyjaciela Polaków - prof.
Normana G. Finkelsztajna z USA, ostrzegające nas przed roszczeniami i szantażem paru
wielkich organizacji żydowskich. Prof. Finkelsztajn stwierdził, że organizacje te chcą wymusić
na biednej Polsce ok. 60 mld dolarów spłat tytułem odszkodowań za mienie żydowskie. Aby
spotęgować naciski na Polskę w tej sprawie, od kilku lat coraz bardziej nasila się w świecie
zjadliwą propagandę antypolską, próbując przedstawić Polaków jako rzekomych wspólników
niemieckich nazistów w mordowaniu Żydów. W tej propagandzie szczególnie dużą rolę
odgrywają tendencyjne polakożercze teksty socjologa żydowskiego z USA Jana Tomasza
Grossa, zwłaszcza dwie ostatnie jego książki: Upiorna dekada i Sąsiedzi (Gross, b. uczestnik
wydarzeń marcowych 1968 r., wyemigrował z Polski w 1969 r.). Wbrew twierdzeniom J. T.
Grossa, który zarzucił mi na łamach Tygodnika Powszechnego z 6 lutego 2001 r., że jako
pierwszy skrytykowałem go za dawanie przez jego teksty uzasadnień do materialnych roszczeń
żydowskich wobec Polski, zrobiono to już znacznie wcześniej przede mną. I to piórem
znakomitego polskiego naukowca z USA - prof. Iwo Cypriana Pogonowskiego, który świetnie
zna cele i manipulacje J. T. Grossa i innych żydowskich anty-Polaków. A przy tym trudno go
oskarżyć o jakąkolwiek antyżydowskość w sytuacji, gdy jego obszerna, świetnie
udokumentowana książka Jews in Poland (Żydzi w Polsce), dwa wydania w 1993 i w 1998 r.,
ukazała się z entuzjastycznym wstępem słynnego żydowskiego sowietologa z USA, prof.
Richarda Pipesa.
Prof. Pogonowski dokładnie obnażył intencje J. T. Grossa w świetnym tekście o jego książce
Upiorna dekada 1939-1948, publikowanym na łamach krakowskich Arcanów (nr 5 z 1998 r.).
Już wtedy, w 1998 r., prof. Pogonowski wskazywał, że celem Grossa "jest stwarzanie mitów o
udziale narodu polskiego w zagładzie Żydów. Łatwiej jest ściągać odszkodowanie od winnych
niż od współofiar (...). Propaganda Grossa pomaga skrajnym ugrupowaniom żydowskim w ich
próbach wymuszania od rządu polskiego haraczu za zbrodnie dokonane w Polsce przez
Niemców, Sowietów i zwykłych kryminalistów".
W pracach swych Gross snuje skrajnie oszczercze uogólnienia na temat Polski i Polaków.
Opierając się na mało wiarygodnej relacji Szmula Wassersztajna, oskarża Polaków o rzekome
"ludobójstwo" na Żydach w Jedwabnem, całkowicie pomijając lub krańcowo pomniejszając
dominującą rolę odegraną w tym mordzie przez Niemców. Twierdzi np., że w czasie mordu w
Jedwabnem było jakoby tylko 8 żandarmów niemieckich, przemilczając podane przez
badającego wcześniej tę sprawę prokuratora W. Monkiewicza dane, iż w Jadwabnem było 232
niemieckich żandarmów. Niebagatelna różnica! Gross przedstawia skrajnie zafałszowany i
zdeformowany obraz dziejów Żydów w Polsce jako historię ich ciągłych cierpień z rąk
"antysemickich" Polaków, od których mogli się rzekomo ratować tylko obfitymi haraczami
płaconymi Polakom, by uniknąć "pogromów" . Nie wyjaśnia tylko, dlaczego akurat tę
"antysemicką" Polskę nazwano " rajem dla Żydów" (paradisus Judeorum) w Wielkiej
Encyklopedii Francuskiej z XVIII wieku, dlaczego właśnie w tej "antysemickiej" Polsce w XIX
wieku przebywało cztery piąte Żydów świata (wg Normana Daviesa)? Gross pisze o
"podstawowym temacie, jakim jest udział etnicznie polskiej ludności w zagładzie polskich
Żydów" (Sąsiedzi, s. 95), o tym jakoby " podczas okupacji hitlerowskiej znakomita większość
polskiego społeczeństwa odczuwała brak sympatii do Żydów" (Upiorna..., op. cit., s. 41-42) .
Szczególnie ciężkimi winami za siłę polskiego "antysemityzmu" obciążył Gross polskie
duchowieństwo, cytując przeciwko niemu najgorsze, najbrudniejsze oszczerstwa w rodzaju z
lubością cytowanych przez niego słów skrajnie tendencyjnej relacji Menachema Finkelsztajna,
głoszącej, że: "Polscy mordercy (...) pędzeni są przez zwierzęcy instynkt, a krwią i rabunkiem
uczeni i wychowani w przeciągu dziesiątków lat przez czarne duchowieństwo, które na gruncie
nienawiści rasowej budowali swoją egzystencję" ( Sąsiedzi, s. 46, stylistyka z książki Grossa).
Gross rozpętał oszczerczą nagonkę przeciwko Polsce i Polakom i trudno się temu zbytnio
dziwić, znając antypolski klimat panujący w niektórych środowiskach Żydów amerykańskich.
Dziwić się można tylko tym żyjącym w Polsce osobom ze środowisk intelektualnych, które z
werwą podjęły wszystkie oskarżenia Grossa przeciw Polakom, nie bacząc na to, iż nie zostały
one zweryfikowane przez badaczy historii, ani nie czekając na wyniki śledztwa prokuratury w tej
sprawie. Co najlepsze, wśród osób tego rodzaju znaleźli się autorzy nie mający większego
pojęcia o historii Polski w drugiej wojnie światowej typu pisarza science fiction Stanisława
Lema, filolożki Marii Janion, socjologa Jacka Kurczewskiego itp. Jakże słusznie pisał Maciej
Łętowski w Tygodniku Solidarność z 9 lutego 2001 r. na temat tych, którzy natychmiast poparli
bezkrytycznie Grossa, wzywając Polaków do pokajania się za domniemane zbrodnie: "budzi we
mnie opór zachowanie 'narodowych biczowników', którzy przy każdej okazji biją się przed
kamerami w piersi w sposób tak wylewny, że zaczynam się niepokoić o stan ich umysłów (...).
Oby nie trzeba było zarzucić niektórym naszym ziomkom, że budują przedsiębiorstwo: Pokuta".
Niech śledztwo dokładnie wykaże, kto popełnił zbrodnię w Jedwabnem i zbrodniarzy publicznie
potępi, bez względu na ich narodowość. Niedopuszczalne jednak są stosowane przez Grossa
skrajne uogólnienia na temat całego narodu polskiego, idące w parze z ciągłym
zafałszowywaniem wymowy cytowanych przez niego materiałów.
W rozpoczynanej dziś na łamach Niedzieli serii artykułów pt. 100 kłamstw J. T. Grossa pragnę
udowodnić na konkretnych przykładach, że masochistyczni "narodowi biczownicy" po prostu się
zbłaźnili, bezkrytycznie wielbiąc Grossa - autora, który dopuszcza się rozlicznych cynicznych
manipulacji i oszustw intelektualnych. Pokażę, że Gross wielokrotnie bezwstydnie kłamał w
swych tekstach, zafałszowywał obraz całych okresów historii, przeinaczał i zafałszowywał
wymowę książek, które cytował. Bardzo źle świadczy o ludziach aspirujących do bycia
członkami intelektualnej elity, że nie poznali się na jego matactwach. To, że przez swe lenistwo
umysłowe nie zwrócili uwagi na otwarte zafałszowywanie przez Grossa wymowy nawet tak
znanych książek, jak Ten jest z ojczyzny mojej W. Bartoszewskiego i Z. Lewinówny. Począwszy
od prezentowanego tu tekstu, będę przedstawiał czytelnikom punkt po punkcie kolejne
kłamstwa J. T. Grossa.
1. Kłamstwo o wolności Polaków w Generalnej Guberni
Mało kto wie, że już w 1981 r. zdemaskował niektóre kłamstwa Grossa sam Stefan
Korboński, niegdyś jeden z przywódców Polskiego Państwa Podziemnego (b. Delegat Rządu
na Kraj i podziemny wicepremier) . W artykule publikowanym na łamach paryskich Zeszytów
Historycznych ( nr 58, s. 176-184) Korboński ostro napiętnował antypolskie przekłamania
Grossa w wydanej przez niego w 1979 r. książce Polish Society under German Occupation.
Gross pisał swą książkę dla mało wiedzących o Polsce Anglosasów. Bez skrupułów więc
"obdarzył" ich nonsensami, których na pewno nie ośmieliłby się napisać w książce dla
polskich czytelników. Już wtedy zaznaczyła się jego maniera eksponowania ponad wszystko
znaczenia martyrologii Żydów i równoczesnego maksymalnego pomniejszania polskiej
martyrologii i polskiego heroizmu. Temu celowi służyło wmawianie anglosaskim czytelnikom,
że działalność konspiracji polskiej doby wojny jakoby wcale nie była szczególnie ryzykowna,
wręcz przeciwnie, podejmowano ją w warunkach zdumiewającej swobody działań. Korboński
wyśmiał w swoim tekście niezwykle kompromitującą Grossa brednię (ze s. 240 jego książki),
jakoby: "Tak, paradoksalnie Polacy cieszyli się większą wolnością w okresie 1939-1944 niż w
ciągu całego stulecia... Sądzę, iż można słusznie przyjąć, że rozmnożenie się organizacji
podziemnych i obfitość konspiracyjnych inicjatyw należy zawdzięczać w znacznej mierze
istnieniu w Generalnej Guberni w czasie wojny swobody politycznej. Trudno przypuścić, by
podziemne organizacje mogły powstać i istnieć w takiej liczbie, gdyby było inaczej".
Innymi słowy, według Grossa, wielkość Polskiego Państwa Podziemnego i polskiej
konspiracji nie była żadną wielką polską zasługą. Byliśmy bowiem tak bardzo wolni w czasie
niemieckiej okupacji! Rzeczywiście, Polacy mieli wtedy dzięki Niemcom wręcz niebywałe
rozmiary wolności w jednym względzie - wolności umierania: na stryczku, od katowskiego
topora, od kul, z zagipsowanymi ustami, z wyczerpania w obozach koncentracyjnych...
Zapytajmy, jak człowiek, który pisał takie jak Gross brednie, może być uznawany za
wiarygodnego autora w sprawach polskich?
Gross idzie dosłownie na całość w przedstawianiu Polaków jako narodu krwiożerczego i
fanatycznego, wrogiego Żydom od zawsze. Konsekwentnie fałszuje obraz losów Żydów od
czasów dawniejszych po okres powojenny.
2. Zafałszowanie obrazu losu Żydów w dawnej Polsce
Można by długo wyliczać uczciwych autorów żydowskich, którzy wychwalali rolę Polski jako
kraju, który był przez stulecia symbolem wyjątkowej tolerancji i schronienia dla Żydów. Słynny
żydowski myśliciel, rabin krakowski Mojżesz Isserless pisał w XVI wieku: "Jeśliby Bóg nie dał
nam tego kraju (tj. Polski - J. R. N.) na schronienie, los Izraela byłby nie do zniesienia".
Współczesny historyk żydowski Barrett Litvinoff ocenił w monumentalnej pracy: The Burning
Bush (Londyn 1988), że "przypuszczalnie Polska ocaliła Żydów od całkowitego wyniszczenia" .
W prezentowanym przez Grossa obrazie stosunków między Polakami a Żydami nie znajdziemy
jednak nigdzie stwierdzenia na temat wyjątkowego znaczenia Polski jako schronienia dla
Żydów, wręcz przeciwnie. Z książki Sąsiedzi (wyd. 2000 r., s. 83) dowiadujemy się np., jakoby w
Polsce "od czasów Chmielnickiego - które w żydowskiej zmitologizowanej pamięci
zakodowane są słowem Khurban, katastrofa, jako wzbudzający trwogę pierwowzór Shoah -
gotowość do zniszczenia tego, co obce, a w pierwszej kolejności Żydów, nie tylko przetrwała na
polskiej wsi, ale coraz to była manifestowana w paroksyzmach gwałtu".
Chmielnicki dokonywał rzeczywiście rzezi Żydów, ale jako przywódca powstania Kozaków i
ukraińskiego chłopstwa, wyrzynając wraz z Żydami polską szlachtę. Pisać o jego rzeziach w
kontekście polskiego chłopstwa i snuć uogólnienia na temat powtarzających się odtąd wciąż
na polskiej ziemi "paroksyzmach gwałtu" może tylko zupełny nieuk i ignorant (a tak nie jest w
przypadku Grossa) lub świadomy cyniczny szalbierz.
3. Oskarżanie Polaków o udział w zagładzie Żydów
W Sąsiadach (op. cit., s. 94-95) Gross uznaje za wyraz ogromnych braków historiografii
polskiej to, że dotąd nie ma w niej prac na " podstawowy temat, jakim jest udział etnicznie
polskiej ludności w zagładzie polskich Żydów". We wcześniejszej książce (Upiorna dekada,
wyd. 1998, s. 117) Gross pisał: "Polacy (...) jakże często, na różne sposoby, uczestniczyli w
procesie Zagłady". Zdumiony jestem, że te oszczercze kalumnie Grossa, godne
najobrzydliwszych polakożerców, nie spotkały się dotąd z żadnymi stanowczymi replikami
znaczących osobistości polskiego życia publicznego, świadków doby wojny. Przypomnijmy tu,
że nawet Jerzy Kosiński, autor osławionego Malowanego ptaka, zdobył się pod koniec życia na
zaakcentowanie potrzeby przeciwstawienia się "takim zjawiskom, jak podły stereotyp Polaka-
antysemity, kolaborującego z hitlerowcami i odpowiedzialnego za holocaust. Kiedy to słyszę,
przychodzą mi na myśl najlepsze czasy Goebbelsa". (W wywiadzie dla Przeglądu
Tygodniowego, nr 15 z 1988 r.) Grossowi - oszczercy warto przypomnieć również stwierdzenie
prezesa Stowarzyszenia Kombatantów Żydowskich Arnolda Mostowicza: "Żaden naród nie
złożył na ołtarzu pomocy Żydom takiej hekatomby ofiar jak Polacy, bowiem w wielu krajach
okupowanych pomoc ta nie niosła ze sobą takiego ryzyka" (cyt. za AC, Warszawscy
Sprawiedliwi, Życie: Życie Stolicy z 25 lutego 1998) .
4. Oszczerstwo o "drobnej garstce" Polaków, która pomagała Żydom
Kalumniom o udziale Polaków w zagładzie Żydów towarzyszą u Grossa oszczerstwa krańcowo
pomniejszające rozmiary polskiej pomocy Żydom. Według Grossa: "Żydom pomagała jedynie
drobna garstka" Polaków ( Upiorna dekada, s. 36), a Polacy "w zasadzie nie byli gotowi
pomagać Żydom" (tamże, s. 41). Przypomnijmy więc w tym kontekście choćby ocenę Marka
Edelmana: "Niech pan sobie wyobrazi, że 12 tysięcy Żydów przeżyło w Warszawie do
Powstania Warszawskiego... żeby 12 tysięcy Żydów przeżyło, musiało w to być zaangażowane
co najmniej 100 tysięcy osób. Warszawa liczyła wtedy 700 tysięcy, więc co siódmy Polak był
zaangażowany. To bardzo duży procent (...). Myślę, że drugiego takiego miasta w Europie nie
ma. Zwłaszcza, że tutaj były najostrzejsze kary" ( cyt. za rozmową z M. Edelmanem,
publikowaną w Tygodniku Powszechnym z 18 kwietnia 1993 r.). Żydowska autorka Klara
Mirska, która emigrowała z Polski po wydarzeniach marcowych 1968 r., pisała w wydanej w
Paryżu w 1980 r. książce W cieniu wielkiego strachu: "Zebrałam wiele zeznań o Polakach,
którzy uratowali Żydów i nieraz myślę: Polacy są dziwni. Potrafią być zapalczywi i
niesprawiedliwi. Ale nie wiem, czy w jakimkolwiek innym narodzie znalazłoby się tylu
romantyków, tylu ludzi szlachetnych, tylu ludzi bez skazy, tylu aniołów, którzy by z takim
poświęceniem, z takim lekceważeniem własnego życia tak ratowali obcych". Uratowana przez
Polaków Żydówka Janka Altman pisała do Marka Arczyńskiego o Polakach, którzy narażali życie
dla ratowania Żydów w czasie wojny: " Nie wiem, czy my, Żydzi, wobec tragedii innego narodu,
zdolni bylibyśmy do takiego poświęcenia" (cyt. za: M. Arczyński i W. Balcerak: Kryptonim "
Żegota". Z dziejów pomocy Żydom w Polsce 1939-1945, Warszawa 1983, s. 364).
5. Zafałszowanie wymowy książki: "Ten jest z ojczyzny mojej"
Szkalowaniu Polaków jako narodu, przedstawianiu ich w jak najczarniejszych barwach służą u
Grossa
również skrajne hucpiarskie zafałszowywania wymowy treści cytowanych przez niego książek.
Na s. 48 Upiornej dekady (op. cit.) Gross twierdzi, że "lektura książki Bartoszewskiego i
Lewinówny Ten jest z ojczyzny mojej nie pozwala mieć wątpliwości, jaka jest odpowiedź na
pytanie, skąd pochodziło 'wszechobecne zagrożenie dla ukrywającego się Żyda'". Według
Grossa, była nim "generalnie odczuwana wrogość w stosunku do Żydów". Na dowód Gross
przytacza krótki urywek z wydania wspomnianej książki w 1969 r., ilustrujący antyżydowskie
zachowanie trzech wiejskich chłopców. Przypomnijmy więc, że książka Bartoszewskiego i
Lewinówny na 1034 stronach tekstu wypełniona jest setkami przykładów ilustrujących, jak
wielu Polaków pomagało Żydom i narażało swoje życie w czasie tej pomocy. Dosłownie w
kilku krótkich fragmentach tekstu czytamy o przejawach zachowań antyżydowskich. Nie
przeszkadza to Grossowi, nawet opierając się na takiej właśnie książce, bezczelnie kłamać o
"generalnie odczuwanej wrogości do Żydów".
6. Fałsze o "antysemityzmie" polskiej prasy
W Upiornej dekadzie (op. cit., s. 44) Gross pisze, iż: "W bardzo ważnej książce Wojna
niemiecko-żydowska (Aneks 1989) Paweł Szapiro przytacza pełny zestaw tekstów na temat
powstania w gettcie warszawskim. Jak widać z tego zbioru, antysemityzm był regułą wyrażaną
w opinii publicznej polskiego społeczeństwa, od której oczywiście należy odnotować ważne,
bardzo szlachetne i wpływowe odstępstwa (...)". Podziwiać można tylko tupet, z jakim Gross
deformuje wymowę książki P. Szapiro, historyka związanego z Żydowskim Instytutem
Historycznym w Warszawie. Otóż wybór Szapiro przekonywająco pokazuje, że ogromna część
polskiej prasy konspiracyjnej sympatyzowała z walką Żydów w gettcie, a rzadkimi
odstępstwami od tej reguły były właśnie teksty antyżydowskie. Dodajmy, że Ludwik Landau,
słynny żydowski autor Kroniki lat wojny i okupacji ( por. wyd. z 1962 r., t. 2, grudzień 1942 -
czerwiec 1943 r., s. 377) odnotował w jedenastym dniu walk w gettcie - 30 kwietnia 1943 r., iż:
"Walka ta spotkała się wszędzie z uznaniem, obudziła współczucie, nawet w mało dostępnych
dla niego w stosunku do Żydów środowiskach, zwłaszcza wobec jednoznacznego stanowiska
całej tajnej prasy".
7. Przemilczenie wyników śledztwa prokuratora W.Monkiewicza
W swych próbach obciążenia Polaków wyłączną odpowiedzialnością za mord na Żydach w
Jedwabnem Gross oparł się głównie na mało wiarygodnej ( publikowanej w dwóch
odmiennych wersjach) relacji Szmula Wasersztajna. Prof. Tomasz Strzembosz ujawnił w
Głosie z 3 marca, że Wasersztajn był funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa, występującym
jako śledczy w stopniu porucznika. Wasersztajn całkowicie zminimalizował rolę niemieckich
żandarmów w Jedwabnem, pisząc że było ich tam zaledwie ośmiu. Gross, powołując się na
Wasersztajna, równocześnie ani słowem nie wspomniał w swej książce o przytaczanych
jeszcze w 1989 r. ustaleniach śledztwa na temat mordu w Jedwabnem przez badającego całą
sprawę prokuratora Waldemara Monkiewicza. Podawał on, że decydującą rolę w masakrze
Żydów w Jedwabnem odegrali nie Polacy, a żandarmi niemieccy w liczbie 232 (a nie 8, jak
głosi Gross). Świadome zatajenie przez Grossa w Sąsiadach ustaleń prokuratora
Monkiewicza było krytykowane przeze mnie już w maju 2000 r., a później krytykował to m.in.
prof. Tomasz Szarota.
8. Uogólnienia kształtujące skrajnie czarny obraz Kościoła katolickiego
Obciążając Polaków wyłączną winą za mord na Żydach w Jedwabnem i negując zbrodniczą
rolę Niemców w tym względzie, Gross całkowicie pomija również i takie motywy niechęci do
Żydów, jak ich wsparcie władz sowieckich w sowietyzacji i depolonizacji Kresów w latach
1939-41 ( pisałem o tym bardzo szeroko w wydanej w 1999 r. książce Przemilczane zbrodnie).
Jedynymi czynnikami, które miały stać się w Jedwabnem inspiracją do mordu, były - według
Grossa - "dziki" antysemicki, chrześcijański fanatyzm Polaków i ich chęć grabieży. W książce
Grossa Sąsiedzi upowszechnia się kalumnie o Biskupie łomżyńskim i dwóch innych polskich
duchownych oraz skrajne uogólnienia o stosunku Kościoła katolickiego w Polsce do Żydów.
Na s. 45-46 Sąsiadów Gross tak tłumaczy inspirację do rzezi w Jedwabnem: "(...) rozpoczęła
się propaganda wychodząca z polskich sfer oddziaływająca na tłum, że przyszedł już czas, aby
ostatecznie rozliczyć się z tymi, którzy ukrzyżowali Jezusa Chrystusa, z tymi, którzy używali krew
na macę i którzy są przyczyną złego na świecie - Żydami (...). Ziarno nienawiści padło na
dobrze użyźnioną ziemię, która była dobrze przygotowana w przeciągu długich lat przez
duchowieństwo. Dziki i krwiożerczy tłum przyjął to jako święte wezwanie misji, którą historia na
nich nałożyła - zlikwidować Żydów (...). Kto ich zabił? Polscy mordercy, brudne ręce ze świata
podziemnego, ludzi ślepych, którzy pędzeni są przez zwierzęcy instynkt za krwią i rabunkiem
uczeni i wychowani w przeciągu dziesiątków lat przez czarne duchowieństwo, które na gruncie
nienawiści rasowej budowali swoją egzystencję". (Za pokraczną stylistykę odpowiadają
wyłącznie Gross i wydawnictwo jego książki). Wcześniej (na s. 28) Gross pisał o "regularnie
powtarzających się momentach zagrożeń - do których należała Wielkanoc, kiedy księża
ewokowali w kazaniach obraz Żyda Bogobójcy".
Lansując tego typu zniekształcające, "czarne uogólnienia" o Kościele katolickim w Polsce,
które już w kwietniu mają dotrzeć do czytelników w USA i w Niemczech, Gross świadomie
pomija jakąkolwiek informację o ludziach Kościoła, która odbiegałaby od jego tendencyjnych
tez. Nikt z czytelników jego książki w świecie nie dowie się, że Kościół katolicki w Polsce miał
m.in. takich hierarchów, jak bp Antoni Sotkiewicz, który zasłynął zdecydowanym
przeciwstawieniem się inspirowanym przez władze carskie próbom upowszechnienia
antyżydowskich nastrojów w Warszawie po zapoczątkowaniu w Rosji pogromów w 1881 r.
(m.in. nakazał wywiesić we wszystkich kościołach listy pasterskie potępiające próby
podburzania przeciw Żydom). Jak polski biskup Wilna Edward von Ropp, którego interwencja
skutecznie zapobiegła w 1905 r. popieranym przez władze carskie próbom wywołania
pogromu Żydów. Jak biskup tarnowski Franciszek Lisowski, który w 1931 r. skutecznie położył
kres atakom na sklepy żydowskie we Lwowie (pisze o tym francuski historyk E. Tollet w Historii
Żydów w Polsce). Jak Prymas Polski, kardynał August Hlond, który w 1936 r. zdecydowanie
potępił i importowaną z zagranicy nienawiść do Żydów, i stosowanie wobec nich przemocy.
9. Świadome przemilczenie roli bikupa T.Kubiny
Gross, trzeba to przyznać, jest ogromnie konsekwentny w malowaniu czarnego obrazu
Kościoła katolickiego. W Upiornej dekadzie poświęca ponad półtorej strony (s. 107-108) na
malowanie czarnego obrazu losu Żydów w Częstochowie w latach 1945-46, tamtejszej groźbie
pogromu. Ani słowem nie wspomina jednak o najistotniejszej rzeczy w całej sprawie - tj. o
interwencji bp. Teodora Kubiny, która zapobiegła temu pogromowi. A świadectwa co do tego
są jednoznacznie zgodne. W opracowanej przez Stanisława Meduckiego książce
Antyżydowskie wydarzenia kieleckie 4 lipca 1946 r. (Kielce 1994, t. 2, s. 115) czytamy m.in. tekst
Powiatowego Urzędu Informacji w Kielcach z 29 sierpnia 1946 r., mówiący m.in.: "Po
wypadkach kieleckich sytuacja w terenie była strasznie naprężona, a nawet groźna. (...)
Następnie wydano odezwy podpisane przez Biskupa Kubinę diecezji częstochowskiej, które
uspokoiły opinię".10. Oszczerstwo przeciwko biskupowi S. Łukomskiemu
Gross rzuca w Sąsiadach (s. 49) ohydną kalumnię przeciw biskupowi łomżyńskiemu
Stanisławowi Łukomskiemu, oskarżając go o to, że wziął od delegacji żydowskiej z
Jedwabnego srebrne lichtarze, a mimo to nie zapobiegł pogromowi Żydów w Jedwabnem.
Według Grossa: " Przywódcy społeczności żydowskiej wysłali delegację do biskupa w Łomży,
która zawiozła ze sobą piękne srebrne lichtarze, z prośbą, aby zapewnił im opiekę,
interweniował u Niemców i nie pozwolił na pogrom w Jedwabnem". I rzeczywiście, "biskup
przez jakiś czas dotrzymał słowa. Ale Żydzi zbytnią wiarę pokładali w jego zapewnianiach i nie
chcieli słuchać ostrzeżeń od życzliwych im sąsiadów Polaków". Pomówieniu temu przeczą
jednoznaczne fakty. Biskup przez dłuższy czas był nieobecny w Łomży, ukrywając się przed
okupantami sowieckimi, głównie w Tykocinie i Kuleszach Kościelnych. Jak sam wspomina, w
VII zeszycie swoich Wspomnień, powrócił do Łomży dopiero 9 lipca, a więc zaledwie na dzień
przed mordem jedwabieńskich Żydów. Stąd celne zapytanie redaktorów KAI: B. Łozińskiego i A.
Petrowej-Wasilewicz, w obalającym zafałszowania Grossa tekście z 26 lutego 2001 r.:
"Powstaje pytanie, w jaki sposób delegacja, która miała wręczyć srebrne lichtarze biskupowi,
dowiedziała się, że będzie on w Łomży? Mord na Żydach w Jedwabnem wydarzył się 10 lipca,
biskup Łukomski prowadził najpierw pisemne pertraktacje z niemieckim dowództwem, nim
wrócił do stolicy swojej diecezji. Czy pertraktacje te były aż tak jawne, że wszyscy w okolicy
wiedzieli, że oto wrócił po wygnaniu biskup łomżyński? Stawia to bowiem pod znakiem
zapytania prawdziwość całej relacji. Biskup Łukomski wspomina bowiem, że wydzielone
mieszkanie w pałacu zajął dopiero w sierpniu i od tego miesiąca zaczął stale urzędować (...),
jak wytłumaczyć wspomnienia świadka, który twierdzi, że 'biskup łomżyński przez jakiś czas
dotrzymał słowa'? Pogrom w Jedwabnem wydarzył się nazajutrz, najdłużej dwa dni po
powrocie bp. Łukomskiego do Łomży, jeśli przyjąć za prawdziwy zapis z kroniki panien
benedyktynek" (one podają datę powrotu bp. Łukomskiego - 8 lipca - J.R.N.).
Autorzy tekstu KAI przypominają również, że: "W swych wspomnieniach bp Łukomski pisze
także o zagładzie Żydów. Nie są to zapiski człowieka obojętnego, a osoby patrzącej z
przerażeniem na bestialstwo hitlerowców. O postawie bp. Łukomskiego wobec eksterminacji
Żydów mogą świadczyć relacje księży żyjących w tamtym okresie w diecezji, np. ks. Kazimierz
Łupiński wspomina, że wśród księży było przekazywane ustne zalecenie bp. Łukomskiego, aby
odmawiać rozgrzeszenia Polakom, którzy brali udział w mordowaniu Żydów przez Niemców".
Przypomnijmy również informacje nt. bp. Łukomskiego, zawarte w jego biogramie
opracowanym przez ks. prof. Zygmunta Zielińskiego do Polskiego Słownika Biograficznego (t.
18, s. 560). Ks. prof. Zieliński pisał tam m.in. że biskup Łukomski: "Interweniował też u władz
hitlerowskich przeciwko gwałtom stosowanym wobec ludności polskiej i żydowskiej. W czasie
odwrotu wojsk niemieckich udaremnił wysadzenie katedry łomżyńskiej w powietrze".
Aby przyczernić obraz Polaków - dla Grossa wszystkie chwyty są dobre. Podobnie jak dla
wybielania najbardziej niegodnych postaw części Żydów. Oto kilka typowych przykładów.
11. Jak Gross zmienił niemieckich żandarmów w polskich
Wspominany już przeze mnie w pierwszym odcinku cyklu znakomity naukowiec polski z USA -
prof. Iwo Cyprian Pogonowski zdemaskował w krakowskich Arcanach (nr 5 z 1998 r.)
świadome zafałszowanie przez Grossa tekstu dr. Z. Klukowskiego z jego Dziennika lat
okupacji. Klukowski pisał tam o zbrodniach dokonanych na Żydach przez niemieckich
żandarmów, "naszych" (tzn. mieszkających w Szczebrzeszynie) i obcych, którzy przybyli z innych
miast, aby mordować Żydów. W Upiornej dekadzie Gross, cytując Klukowskiego, opuścił
cudzysłów przy słowie "nasi", tak żeby wyszło, że to nasi - polscy żandarmi mordowali Żydów.
Jak pisał prof. Pogonowski: "W czasie okupacji polskich żandarmów nie było. Przez usunięcie
cudzysłowu Gross fałszuje tekst i sugeruje, że morderstwa dokonali Polacy. Jest to wymowny
komentarz do wiarygodności jego książki".
12. Fałsz Grossa nt. bram triumfalnych
Aby obalić godzący w Żydów zarzut wystawiania bram triumfalnych dla Sowietów, potwierdzony
w setkach relacji, Gross dał tu dość szczególną interpretację tego faktu. W Upiornej dekadzie
(s. 66) twierdzi, że bramy triumfalne były "najczęściej stawiane ze strachu". Dziwne tylko, że ten
strach przed Sowietami żadnej innej nacji na Kresach nie skłaniał do aż takiej nagminnej
gorliwości w budowie bram triumfalnych. Na dodatek wszyscy świadkowie wydarzeń, zarówno
polscy i ukraińscy, jak i żydowscy, nigdzie nie odnotowali tego rzekomego strachu Żydów
wystawiających bramy triumfalne, wręcz przeciwnie - piszą o ich niekłamanym entuzjazmie.
Żydowski autor książki o Żydach Shtetla Ben-Cion Pinchuk pisze o jednomyślności żydowskich
relacji prosowieckich. Inny żydowski autor Nachum Alpert wspomina: " Żydzi Słonimia witali
Armię Czerwoną z radością i ulgą, jakby wyczuwając, że oznaczać to będzie koniec polskiego
antysemityzmu". Inny żydowski autor Shalom Cholavsky w swej monografii dziejów Żydów
Białorusi w czasie drugiej wojny światowej pisał: "Ludność żydowska Zachodniej Ukrainy
przyjęła Armię Czerwoną z wielką radością. Ta spontaniczna reakcja objęła niemal wszystkie
grupy tej ludności".
13. Fałsz Grossa w sprawie żydowskich tłumów witających wojska sowieckie
Próbując osłabić oparte na faktach przekonanie, że we wrześniu 1939 r. miało miejsce
entuzjastyczne witanie wojsk sowieckich przez tłumy Żydów, Gross sugeruje w Upiornej
dekadzie (s. 66-67), iż takie postrzeganie było oparte na nieścisłych, iluzorycznych
przesłankach. Żydów na ulicach wówczas widziano tak wielu... głównie z powodu ich trudności
mieszkaniowych. W większych miastach na Kresach w tym czasie bowiem podwoiła się liczba
Żydów (o uchodźców z terenów okupowanych przez Niemców). Stąd, jak pisze Gross: "Było ich
zatem bardzo dużo. Nie mieli gdzie mieszkać, co też poniekąd przesądza o tym, kto ile czasu
spędza na ulicy".
Istnieje aż nadto świadectw dowodzących, że witające Sowietów tłumy Żydów składały się na
ogół nie z przypadkowo pętających się bez celu po ulicach z braku mieszkań uchodźców, lecz z
ogromnych rzesz skomunizowanej biedoty żydowskiej. Znakomity matematyk żydowskiego
pochodzenia Hugo Steinhaus z goryczą pisał o postawie "olbrzymiej masy" biedoty żydowskiej,
"która wyległa na spotkanie bolszewików ustrojona w kokardy i gwiazdy czerwone". Żydowski
historyk Dov Levin przytaczał m.in. relację Gershona Adiva z Wilna, który pisał o tłumie
fetujących sowiecką armię, iż: "Trudno było znaleźć jednego goja w tym tłumie".
14. Fałsz o niewielkiej grupie Żydów autentycznie szczęśliwych z powodu wejścia Sowietów
Gross pisze w Upiornej dekadzie (s. 68), że "wśród entuzjastów, którzy radośnie witali żołnierzy
bolszewickich, byli też i sympatycy komunizmu, ale przecież wśród tzw. szerokich mas
małomiasteczkowych Żydów z Galicji było ich bardzo niewielu. Niemniej nawet kilka osób
autentycznie szczęśliwych musiało się wyróżniać na tle ogólnej atmosfery strachu i
przygnębienia". Relacje wydarzeń zarówno autorów polskich i ukraińskich, jak i żydowskich
odnotowały, że wśród Żydów nie było wcale widać "ogólnej atmosfery strachu i przygnębienia",
wręcz przeciwnie - dominowała nieokiełznana radość. Nauczyciel ze Słonimia David
Yochvidowicz Kahana wspominał: "Żydzi słonimscy rzucali się w ramiona sowieckich żołnierzy
(...). Świętowania trwały przez trzy dni (...). Wielu wierzyło, że nadeszło nasze zbawienie i że
Rosja Sowiecka była naszym Mesjaszem. Goje szeptali i mówili: 'Teraz nadszedł rząd
żydowski'" (cyt. za książką Shaloma Cholavsky'ego). Ukrainka Ł. Kruszelnicka wspominała na
kartach Europy NIE prowincjonalnej, iż: "Ze zdziwieniem zobaczyliśmy, że wśród krzyczących
ludzi najwięcej było biedoty żydowskiej. Wydawało się, że całe 'Krakiedały' (część Lwowa
zamieszkała głównie przez Żydów - J.R.N.) wysypały się na Akademicką".
15. Fałsz o drobnej części Żydów manifestujących prosowieckie uczucia
Niektóre bezczelne kłamstwa Gross powtarza w różnych wersjach po kilka razy. Np. w Upiornej
dekadzie (s. 76) pisze, że "tylko drobna część społeczności żydowskiej jawnie manifestowała
te uczucia" (chodzi o uczucia prosowieckie).
16. Kłamliwe zaprzeczenia przywilejowanej pozycji Żydów
W Upiornej dekadzie (s. 91) Gross pisze: "opowieści o uprzywilejowaniu Żydów przez reżim
sowiecki powinniśmy odłożyć do lamusa".
Przypomnijmy więc uczciwe świadectwa na ten temat. Henryk Reiss tak wspominał w książce
Z deszczu pod rynnę... Wspomnienia polskiego Żyda (Warszawa 1993, s. 41) lata rządów
sowieckich we Lwowie ( 1939-1941): "wówczas we Lwowie bycie Jewrejem ułatwiało życie.
Władze sowieckie nie ufały Polakom. Nie ufały Ukraińcom (...). Pozostali Żydzi. Jedynie oni
witali Armię Czerwoną kwiatami jak zbawców (...) . O posady było łatwo. Dla Żydów nawet
bardzo łatwo (...). Dziewięćdziesiąt procent urzędników zjednoczenia stanowili Żydzi. Podobna
sytuacja istniała we wszystkich innych zjednoczeniach i kooperatywach spółdzielczych na
terenie Lwowa, obejmujących wszystkie gałęzie przemysłu, produkcji i handlu. Czyż można się
dziwić, że Polacy, którzy starali się nie współpracować z Rosjanami, bo taki był rozkaz
polskiego rządu w Londynie, uważali Żydów za kolaborantów, agentów bolszewizmu?".
Jan Karski, którego Gross nie może chyba oskarżyć o antyżydowskie uprzedzenia, raportował
jako kurier do Rządu RP w Londynie w lutym 1946 r. "Żydzi są tu (na terenach zajętych przez
ZSRR - J.R.N.) u siebie: nie tylko, że nie doznają upokorzenia i prześladowań, ale posiadają
dzięki swemu sprytowi i umiejętności przystosowania się do każdej nowej sytuacji pewne
uprawnienia natury zarówno politycznej, jak i gospodarczej. Wchodzą do komórek politycznych,
w dużej części zajęli poważniejsze stanowiska polityczno-administracyjne, odgrywają dość
dużą rolę w związkach zawodowych, na wyższch uczelniach, no i przede wszystkim w handlu, a
przede wszystkim w lichwiarstwie i paskarstwie w handlu nielegalnym (kontrabanda, handel
obcymi dewizami, spirytusem, nieczyste interesy i nieczyste pośrednictwo czy stręczenie) . Na
tych terenach w bardzo wielu wypadkach sytuacja ich jest lepsza i gospodarczo, i politycznie niż
była przed wojną (...). Uważa się powszechnie, że Żydzi zdradzili Polskę". Żydowski historyk
Andrzej Żbikowski przytacza w książce Studia z dziejów Żydów w Polsce (Warszawa 1995, t. II,
s. 65) relację Żydówki z Grodna: "Sytuacja ekonomiczna Żydów na zajętych terenach
przedstawiała się o wiele lepiej od położenia ludności polskiej. Podczas gdy Polacy musieli
ciężką pracą zarabiać na utrzymanie, Żydzi obsadzili wszystkie ważniejsze stanowiska i byli
zajęci przy pracach lżejszych". Żydowski autor M. Amihai, pisząc o sytuacji w mieście
powiatowym Sambor w województwie lwowskim, stwierdzał, że: "Wielu Żydów weszło do służb
miejskich i rządowych. Rosjanie ufali żydowskiej ludności więcej niż Polakom i Ukraińcom i
dlatego wyższe stanowiska powierzano Żydom" (por. The Rohatyn Jewish Community. A Town,
that Perished, Tel Aviv 1962, s. 44).
17. Zarzut antysemityzmu dla usprawiedliwienia fałszerstwa
Jak pisałem już w drugim odcinku mojego cyklu (Niedziela z 4 marca br.) o 100 kłamstwach J.
T. Grossa, autor ten oskarża Polaków o udział w zagładzie Żydów. Na tym tle godne uwagi jest
więc stwierdzenie rabina Warszawy i Łodzi Michaela Schudricha w wywiadzie dla KAI. Według
Życia z 14 marca br., rabin Schudrich pytany, czy można oskarżać Polaków o współudział w
Holocauście, odpowiedział m.in.: "Już samo pytanie wzbudza mój sprzeciw. Nie można w
ogóle stawiać takich pytań! ( ...) To jest nie tylko przeciwko Polsce, lecz przeciwko prawdzie i
historii. Holocaust był zaplanowany i zrealizowany od początku do końca przez Niemców. (...)
oskarżanie Polaków o współudział w Holocauście jest grzechem". Przypomnijmy więc, że
Gross, tak skwapliwie oskarżający Polaków o współudział w Holocauście, równocześnie robi,
co może, aby zafałszować i wybielić rolę wielkiej części Żydów w prosowieckiej kolaboracji na
Kresach po 17 września 1939 r. W rozmowie redakcyjnej w Rzeczpospolitej (nr z 3-4 marca
2001 r.) Gross stwierdził nawet, że twierdzenie o żydowskiej kolaboracji z Sowietami na
Kresach - to "antysemicki stereotyp".
Wyjaśnijmy więc, że o kolaboracji z Sowietami wielkich mas żydowskich na Kresach po 17
września 1939 r. piszą nie tylko niektórzy wybitni współcześni historycy polscy, jak np. prof.
Tomasz Strzembosz. Wskazywali na nią tacy wybitni Polacy doby wojny, jak gen. S. Rowecki -
"Grot", gen. W. Sikorski, gen. W. Anders. Słynny historyk brytyjski Norman Davies pisał 9
kwietnia 1987 r.: "Wśród kolaborantów, którzy przybyli, aby pomagać sowieckim siłom
bezpieczeństwa w wywózce wielkiej liczby niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci na odległe
zesłanie i przypuszczalnie śmierć, była nieproporcjonalnie wielkaliczba Żydów". Mówił o
odpowiedzialności dużej części Żydów za kolaborację z Sowietami po 17 września 1939 r.
noblista Czesław Miłosz w wywiadzie dla żydowskiego periodyku w USA Tikkun (nr 2 z 1987 r.).
Słynny intelektualista żydowskiego pochodzenia Aleksander Wat pisał w Moim wieku, że we
Lwowie po 17 września 1939 r. "sporo było donosicieli Żydów, niesłychanie dużo". Nawet b.
komunistyczny ideolog żydowski Adam Schaff zdobył się w Notatkach kłopotnika (Warszawa
1995, s. 268), że zachowanie ludności żydowskiej, a ściślej młodzieży żydowskiej na Kresach -
"to była hańba i zdrada Polski". I dodawał: " Osobiście odczuwam wielki wstyd, wywodzę się
przecież z tej populacji. Co mogę zrobić w tej sytuacji? Tylko powiedzieć, że mi wstyd i że
przepraszam, bardzo przepraszam". Warto tu przypomnieć, że już w kwietniu 1942 r. w organie
Żydów z nurtu asymilatorów Żagiew, wydawanym konspiracyjnie w warszawskim gettcie, w
obszernym artykule wypowiedziano się za koniecznością pociągnięcia do odpowiedzialności
wszystkich Żydów z Kresów, splamionych prosowiecką kolaboracją. Zapytajmy więc p. Grossa,
czy za antysemitów uważa wszystkie zacytowane tu osoby i środowiska gromiące żydowską
kolaborację na Kresach?
18. Fałsz nt. sowieckich deportacji
W czasie redakcyjnej rozmowy w Rzeczpospolitej (nr z 3-4 marca 2001 r.) Gross powiedział do
prof. T. Strzembosza: " (...) kiedy mówisz o tym, że Żydzi wysyłali Polaków na Syberię, to jest
zwykłe kłamstwo". Faktycznie kłamał nie prof. Strzembosz, lecz Gross. Istnieją dosłownie setki
relacji na temat roli odegranej przez zbolszewizowanych Żydów w przygotowywaniu list
Polaków do wywózki na Syberię. Poświęciłem tej sprawie cały duży rozdział mej książki
Przemilczane zbrodnie ( wyd. w 1999 r.). Kolejny, dużo obszerniejszy, udokumentowany
rozdział na ten temat poświęcam w mającej się ukazać w kwietniu br. mojej dwutomowej
monografii nt. stosunków polsko-żydowskich na Kresach w latach 1939-41. Obok
niezliczonych relacji polskich na ten temat istnieją też obiektywne świadectwa żydowskie. Np.
Yitshak Arad pisał w książce: The Partisan: From the Valley of Death to Mount Zien, New York
1979, s. 26-27, iż w Święcianach: "Podczas nocy 14 czerwca 1941 r. miasto było zaszokowane,
gdy NKWD i członkowie milicji zabrali setki ludzi z ich domów i umieścili w więzieniach.
Większość aresztowanych stanowili urzędnicy polskiego rządu, obszarnicy, oficerowie polskiej
armii (...). Tej nocy podobne akcje miały miejsce na terenie całej Litwy; blisko 30 000 ludzi,
całymi rodzinami, zostało aresztowanych i deportowanych na Syberię i do Kazachstanu (...)
Żydzi grali relatywnie wielką rolę w komunistycznym aparacie partyjnym, który stał za tą akcją"
(podkr. - J. R. N.).
C.D.N.
Jeden z najwybitniejszych niemieckich historyków młodego pokolenia Bogdan Musiał mówił w wywiadzie dla Życia z 2 lutego 2001 r. pt. Nie wolno się bać, iż: "Powszechnie sądzono, że listy proskrypcyjne wysyłanych na Syberię były przygotowane przez żydowskich komunistów. Po części jest to prawda. Weźmy na przykład relację Michaela Mielnickiego, syna Chaima Mielnickiego z Wasilkowa (...). Wspomina on, że przyjeżdżali do nich funkcjonariusze NKWD i dla nich on z tatą wypełniali listy tych, którzy mieli jechać na Syberię (...). Cytuje swego ojca: 'musimy się pozbyć tych polskich faszystów, bo oni są naszymi wrogami'. Tylko że wśród tych faszystów i zdrajców były też dzieci, niemowlęta".
19. Zafałszowanie wymowy raportu Karskiego
Jaskrawym fałszem Grossa, ilustrującym jego "wybiórcze" podejście do tekstów, było zafałszowanie przezeń w Upiornej dekadzie raportu kuriera Jana Karskiego z lutego 1940 r. Gross aż cztery strony swej książki poświęca na omówienie fragmentów 2. części raportu Karskiego, mówiących o niechęci części społeczeństwa polskiego do Żydów. Nawet zdania nie poświęcił jednak na zacytowanie fragmentów z 1. części raportu Karskiego, wyjaśniających wpływającą na tę niechęć kolaborację wielkiej części Żydów na Kresach. Choćby np. tak niewygodnego dziś dla Grossa stwierdzenia o Żydach na Kresach po 17 września 1939 r.: " Gorzej jest np., gdy denuncjują oni Polaków, polskich narodowych studentów, polskich działaczy politycznych, gdy kierują pracą milicji bolszewickich zza biurek, lub są członkami tej milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w dawnej Polsce. Niestety trzeba stwierdzić, że wypadki te są bardzo częste, dużo częstsze niż wypadki wskazujące na ich lojalność wobec Polaków czy sentyment wobec Polski". To "wybiórcze" przekłamanie Grossa krytykowała m.in. A. Magdziak-Miszewska w Więzi z lipca 1999 r. i M. Wierzbicki w Tygodniku Solidarność z 2 marca 2001 r.
20. Zafałszowanie wymowy raportu gen. Roweckiego "Grota"
Na s. 46-47 Upiornej dekady Gross maksymalnie eksponuje stwierdzenia zawarte w wysłanej przez gen. Roweckiego - "Grota" do Londynu informacji z 25 września 1941 r. o nastrojach antyżydowskich w wielkiej części społeczeństwa polskiego. Całkowicie pomija jednak przy tym bardzo niewygodne dla niego, podane przez gen. Roweckiego, jednoznaczne wyjaśnienia przyczyn powyższych nastrojów. Otóż gen. Rowecki - "Grot" pisał tam m.in.: "Kiedy w końcu 1939 r. wróciło z tułaczki wielu świadków z różnych sfer społecznych, to opowiadania ich o zachowaniu się nie tyle wojsk sowieckich, ile wysługujących się bolszewikom Żydów, wywołały w społeczeństwie polskim oburzenie i nienawiść do Żydów. Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już szczególnie na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu, zanim jeszcze ustąpiły polskie oddziały, wywiesił flagi czerwone i ustawił bramy triumfalne na powitanie wojsk bolszewickich, że zorganizował samorzutnie rewkomy i czerwoną milicję; że po wkroczeniu bolszewików rzucił się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad funkcjonariuszami Państwa Polskiego, działaczami polskimi, masowo wyłapując ich (...)" .
21. Przemilczenie bardzo ważnego świadectwa z historii holocaustu
Obowiązkiem badacza poszukującego prawdy o jakimkolwiek fragmencie dziejów, a tym bardziej o sprawach wyjątkowo trudnych i kontrowersyjnych, jest dotarcie do każdej ważniejszej informacji faktograficznej związanej z tematem, który bada. Naukowiec, który tego nie zrobi przez partactwo czy nieuczciwość, grzeszy przeciw podstawowym zasadom obowiązującym profesjonalnych historyków. Do najskrajniejszych przykładów takiego w najlepszym razie partactwa Grossa należało całkowite przemilczenie przez niego faktu, że informacja o mordzie w Jedwabnem była podana w książkach jednego z najsłynniejszych badaczy holocaustu Żydów - Martina Gilberta. Co więcej, była to informacja jednoznacznie stwierdzająca, że mordu w Jedwabnem dokonały niemieckie jednostki SS.
W wydanym w 1985 r. w Nowym Jorku monumentalnym, ponad 900-stronicowym, dziele M. Gilberta The Holocaust. A History of the Jews of Europe during the Second World War, uważanym w USA za podstawowe dzieło z zakresu dziejów zagłady Żydów, na s. 170 pisze się wprost: " 10 lipca w wiosce Jedwabne tysiąc sześćset Żydów zostało zagnanych na rynek przez SS, gdzie ich torturowano przez kilka godzin, a potem zagnano do stodoły i spalono". M. Gilbert powtórzył tę samą informację dosłownie również w paru innych wydaniach swej książki. Jeśli Gross nie zgadzał się z informacją Gilberta, gdyż tak bardzo była przeciwna jego twierdzeniom, zwalającym winę za mord w Jedwabnem na Polaków, mógł przedstawić polemiczne argumenty wobec zapisu podanego przez Gilberta. Fakt powtórzenia przez prof. Gilberta informacji o wymordowaniu Żydów w Jedwabnem przez SS w kolejnych wydaniach jego monumentalnej książki z trzech różnych lat (1985, 1986, 1987) dowodzi, że w owym czasie taka informacja nie była podważana, choć przecież żyli ocalali świadkowie mordu w Jedwabnem. Pytanie więc, dlaczego dziś próbuje się tę informację podważać?
22. Zafałszowanie wymowy książki Z. Klukowskiego
Niejednokrotnie przekonywałem się, że Gross, pisząc dla anglosaskich czytelników, pozwala sobie na dużo ordynarniejsze kłamstwa w sprawach polskich, niż pisząc dla znających dużo lepiej te sprawy polskich czytelników. Szczególnie ewidentnym, szkolnym wręcz przykładem takich zafałszowań jest sposób, w jaki Gross przedstawił anglosaskim czytelnikom treść książki dr. Zygmunta Klukowskiego Dziennik z lat okupacji Zamojszczyzny 1939-1944 (Lublin 1958). Pisze na jej temat w książce Politics of Retribution in Europe. World War II and Its Aftermath (ed. by I. DeaMk, J. T. Gross i T. Judit, Princeton 2000) w szkicu: A. Tangled Web: Confronting Stereotypes Concerning Relations between Poles, Germans, Jews and Communists. Doktor Klukowski w prowadzonym na bieżąco dzienniku zapisał bardzo obiektywny, realistyczny opis wydarzeń wojny w jego rodzinnym Szczebrzeszynie. Przedstawiał ludzi wielkich i małych duchem, polski heroizm i martyrologię, ale również i swołoczowatość niektórych kręgów. Gross natomiast, omawiając jego książkę, konsekwentnie wybierał tylko same jak najgorsze uwagi na temat poszczególnych Polaków czy grup osób, przemilczając wszystko, co polski lekarz pisał dla pokazania polskiego heroizmu, martyrologii czy wielkości ducha w " czasach pogardy". Omówienie treści książki Klukowskiego piórem Grossa zniekształciło postać znakomitego patriotycznego lekarza, przekształcając go w jakiegoś upiornego antypolskiego paszkwilanta.
Typowym przykładem cynicznych zafałszowań Grossa był fragment jego wspomnianego szkicu w Politics of Retribution... op. cit, s. 88, stwierdzający, iż: "On (Klukowski - J. R. N.) dalej zwraca uwagę na symptomy rozpadania się solidarności wewnątrz polskiego społeczeństwa. On ubolewa z powodu dobrowolnych zgłoszeń na roboty do Niemiec, fraternizacji kobiet z niemieckimi żołnierzami i plagi denuncjacji (...) Współdziałanie z władzami niemieckimi jest już taką rutyną w lecie 1940 r. (...)" (podkr. - J.R.N.). Taki sposób zreferowania książki Klukowskiego, pomijający jego rozliczne informacje o martyrologii i heroizmie Polaków, a równocześnie skrajnie wyolbrzymiający jego dużo rzadsze opisy przejawów tchórzostwa i oportunizmu, jest wręcz obrzydliwym zafałszowaniem wymowy dziennika polskiego lekarza. Doktor Klukowski bowiem akurat 1 września 1940 r. zapisał z ogromną satysfakcją w swym dzienniku: "Postawa całego narodu w kraju, pomimo niesłychanego terroru niemieckiego, jest niezwykle odporna. Uległy tylko słabe, mierne i mało wartościowe jednostki. Ogół społeczeństwa zachowuje się z wielką godnością" (podkr. - J.R.N.).
Typowe dla metod Grossa jest eksponowanie w swym szkicu wyłącznie wszelkich opisanych przez Klukowskiego przejawów negatywnych zachowań wobec Żydów, jak np. wyłapywania ich przez niektórych chłopów bojących się niemieckich represji. Ani słowem nie wspomina Gross natomiast o opisywanej przez Klukowskiego drugiej stronie medalu. Np. o wstrząsającym opisie tego, jak zginął ukrywający sześciu Żydów chłop z Radecznicy i jak rozstrzelano tytułem represji również jego żonę i dwoje dzieci: ośmioletnią dziewczynkę i trzyletniego chłopca. Bo po co Anglosasi mają cokolwiek wiedzieć o tym, jak niebezpieczna była w Polsce - i tylko w Polsce - pomoc dla ukrywających się Żydów? Gross, tak gorliwie eksponujący wszelkie najgorsze rzeczy o zachowaniu poszczególnych Polaków i bezpodstawnie je uogólniający, równocześnie przemilcza jakże negatywne zapiski Klukowskiego o niektórych Żydach, np. kiedy lekarz pisze (31 października 1942 r.) o tym, że czterech wyrostków żydowskich pomaga w wyłapywaniu Żydów tym usilniej, że " znają lepiej od innych kryjówki swoich współziomków". Gdzie indziej ( pod datą 26 listopada 1942 r.) Klukowski pisze, że: "Wśród 'bandytów' sporo jest Żydów". Wcześniej, 17 maja 1942 r., pisze o udziale jednego takiego żydowskiego bandyty w napadzie na pałac ordynata Zamoyskiego w Zwierzyńcu. Tego typu niewygodne dla swej wizji zapisy Gross, oczywiście, pomija.
Gross rozwodzi się nad tym, iż Klukowski pokazuje, że Polacy byli świadkami holocaustu Żydów, dodając, że przy tym "mało zrobili, aby w nim przeszkodzić, doprowadzić do jego spowolnienia czy nawet zahamowania". Nie wiem, doprawdy, jak Polacy mogli przeszkodzić w holocauście czy doprowadzić do jego zahamowania, skoro nie udało się im wobec potężnej niemieckiej machiny eksterminacyjnej uchronić od śmierci ok. 3 mln Polaków. Tyle tylko, że Gross całkowicie przemilcza to. W opisie Klukowskiego faktycznie aż do 1942 r., na blisko 200 stronicach tekstu, widzimy głównie straszny obraz polskiego holocaustu na Zamojszczyźnie, którego właśnie Żydzi byli biernymi świadkami. W tym czasie - według Klukowskiego - Niemcy rabowali i bili przy różnych okazjach Żydów, ale najokrutniej represjonowali właśnie Polaków. To Polaków głównie aresztowali, wywozili do obozów koncentracyjnych i mordowali (podkreślam - w okresie do stycznia 1942 r.). Chcieli bowiem zniszczyć to, co uważali za największe wówczas dla siebie zagrożenie na ziemiach polskich - polskie elity i siłę polskiej konspiracji. Nie czuli zaś groźby oporu Żydów. W rezultacie u Klukowskiego czytamy głównie tasiemcowe listy aresztowanych, wywiezionych lub rozstrzelanych Polaków: księży, nauczycieli, dyrektorów, redaktorów, byłych posłów etc. Jedna z takich list Polaków uwięzionych przez Niemców w miejscowej prochowni wylicza 200 nazwisk ludzi z polskich elit, a wśród nich zaledwie jednego Żyda. Szczególnie wymowny jest zapis Klukowskiego pod datą 17 lipca 1940 r. (148 s.): "Dzień dzisiejszy był bardzo ciężki dla Żydów. Przez szereg miesięcy mieli oni względny spokój. Musieli tylko dostarczać codziennie kilkadziesiąt osób na roboty do Zamościa, na folwark w Bodaczowie i do koszar w miejscu. Poza tym nie ruszano ich zupełnie, a że od czasu do czasu któryś z Żydów oberwał od żandarma lub policjanta, to się nie liczy. Zaczęli już nabierać pewności siebie, co można było zauważyć po zachowaniu się ich na ulicy".
Zastanawiając się kolejny raz nad stosowanymi przez Grossa przedziwnie zniekształcającymi metodami streszczania cytowanych przez niego książek, już nie wiem, czy ten człowiek nie jest chory na jakiś szczególnie niebezpieczny, choć dotąd mało znany przypadek ciężkiej subiektywnej ślepoty, która każe mu nie dostrzegać w książkach największych nawet fragmentów, niewygodnych z jego punktu widzenia.
23. Negowanie roli Niemców w mordzie w Jedwabnem
Gross konsekwentnie neguje rolę Niemców w mordzie Żydów w Jedwabnem. Na s. 56 Sąsiadów pisał, że "...bezpośredni udział Niemców 10 lipca 1941 r. ograniczył się przede wszystkim do robienia fotografii ..." . Kiedy indziej stwierdził, że obecność Niemców w Jedwabnem była tylko "szczątkowa", była rolą "dekoracyjną w dużej mierze". To kłamstwo Grossa obaliły materiały ujawnione w ostatnim miesiącu. Najpierw prof. Strzembosz w Rzeczpospolitej napiętnował "gorszące postępowanie Grossa", który przemilczał liczne informacje w aktach omawianego przezeń procesu w 1949 r., mówiące o roli Niemców w mordzie w Jedwabnem. Następnie 12 marca znaleziono w dokumentach przekazanych przez Archiwum Federalne w Ludwigsburgu zeznanie bezpośredniego świadka wydarzeń w Jedwabnem Wacława Kupieckiego, jednoznacznie akcentujące wyłączną odpowiedzialność funkcjonariuszy niemieckiej żandarmerii i gestapo za mord w Jedwabnem. I wreszcie rzecz najważniejsza - ujawnione 26 marca zeznania z 1947 r. dziewięciu naocznych świadków mordu w Jedwabnem, w tym pięciu Żydów. W tych relacjach nikt nie wymienia Polaków. Wszyscy jako sprawców mordu podają Niemców (wg Życia z 27 marca).
24. Przemilczanie "niewygodnej" dla Grossa części zeznań A. Wyrzykowskiego.
Gross świadomie przemilczał "niewygodną" z punktu widzenia jego tez bardzo ważną część zeznania Aleksandra Wyrzykowskiego, którego nie mógłby zdezawuować oskarżeniem o "antysemityzm". (Wyrzykowski wraz z żoną przez lata wojny ukrywał 7 Żydów w Jedwabnem). Przebywający w USA polski historyk Marek J. Chodakiewicz pisał w Rzeczpospolitej z 5 stycznia: "Gross cytuje z aprobatą zeznanie Aleksandra Wyrzykowskiego ( ...). Zapomniał jednak zacytować najważniejszego fragmentu. Otóż Wyrzykowski napisał, że w Jedwabnem Żydów wymordowali Niemcy, a Polacy jedynie pomagają". Sprawa jest szczególnie istotna. Gross przemilczał fakt, że z jednoznacznym stwierdzeniem o Niemcach jako wykonawcach mordu w Jedwabnem wystąpił nie człowiek zainteresowany ukryciem swej odpowiedzialności, lecz przeciwnie - ktoś, kto z ogromnym poświęceniem ratował przez całą wojnę 7 Żydów.
25. Porównanie rzekomej "historii prześladowania Żydów w Polsce" do niewolnictwa Murzynów fascynacji Hitlerem w Niemczech
Do szczególnie oburzających uogólnień Grossa należy kończące jego Upiorną dekadę stwierdzenie-konkluzja: "Tak jak biali Amerykanie muszą sami sobie opowiedzieć o niewolnictwie i dyskryminacji rasowej, Rosjanie o stalinizmie, a Niemcy o fascynacji Hitlerem, tak samo Polacy - ze względu na Holocaust - muszą sobie opowiedzieć historię prześladowania Żydów w Polsce. Inaczej nigdy nie będą żyć w zgodzie z własną tożsamością". Zapytajmy, o co chodzi w użytym przez Grossa porównaniu "historii prześladowania Żydów w Polsce" do historii niewolnictwa w Ameryce Północnej, do hitleryzmu czy do poparcia stalinizmu w Rosji? Czy chodzi o historię rzekomych prześladowań Żydów w Polsce przez całe wieki? Tak prześladowaliśmy Żydów, że Polskę nazywano "paradisus Judeorum" (raj dla Żydów) nawet w Wielkiej Encyklopedii Francuskiej w XVIII wieku. A może chodzi o historię domniemanych prześladowań Żydów przez Polaków w czasie drugiej wojny światowej? Czy oznacza to, że Polacy mają odpowiadać za niemieckie prześladowania Żydów w Polsce? Bo przecież nawet, jeśli udowodniono by udział grupy polskich mieszkańców Jedwabnego w mordowaniu tamtejszych Żydów, to jak ma się skala tego wydarzenia do uprawiania procederu niewolnictwa przez całe stulecia w Ameryce czy do ludobójczego wymordowania dziesiątków milionów ludzi przez stalinizm czy hitleryzm?
26. Fałsz o "krwiożerczej, antysemickiej" polskiej wsi w XX w.
Na s. 83 Sąsiadów Gross snuje uogólnienia o jakoby tradycyjnie krwiożerczej, zwłaszcza wobec Żydów, wsi polskiej, twierdząc, że od czasów Chmielnickiego "gotowość do zniweczenia tego, co obce, a w pierwszej kolejności Żydów, nie tylko przetrwała na polskiej wsi, ale coraz to była manifestowana w paroksyzmach gwałtu. 'Rzeź i rabacja' to przecież repertuar zachowań powtarzanych co jakiś czas i w XIX, i w XX w.". Odwołajmy się więc w tej sprawie do tekstów profesjonalnego żydowskiego historyka Anthony Polonsky'ego, świetnego znawcy sytuacji Żydów na ziemiach Polski w XX wieku (przypadkiem autora wstępu do Upiornej dekady Grossa). Otóż Polonsky w wywiadzie dla Więzi (nr 7-8 z 1988 r., s. 230-231) akcentował, że "wieś była w Polsce mniej antysemicka niż miasto" i w ogóle było w niej dużo mniej antyżydowskości niż na wsiach szeregu innych krajów Europy. Według Polonsky'ego: "Podczas strajku chłopskiego w 1937 r., ogromnego strajku, w którym zginęło wielu ludzi, prawie nie było ekscesów antyżydowskich. Zupełnie inaczej niż w Rumunii, gdzie podczas rozruchów chłopskich w 1907 r. akcenty antysemickie dominowały, czy na Ukrainie, gdzie z reguły tego rodzaju rozruchy prowadziły do pogromów, od rzezi humańskiej poczynając, aż po Petlurę, a i później".
27. Fałsz o "sielankowym życiu" w Jedwabnem przed 1939 r.
Na s. 28 Sąsiadów czytamy u Grossa o "sielankowym życiu" między Polakami a Żydami w Jedwabnem przed 1939 r., co później, w 1941 r., tak mocno zniszczyli polscy sąsiedzi. Jedyne, co miało przeszkadzać w tej wspaniałej "sielance", według Grossa, to było to, że od czasu do czasu były zagrożenia dla Żydów ze strony endecji, księży ewokujących w kazaniach obraz Żyda - Bogobójcy etc. Jak zwykle Gross pominął gruntownym milczeniem jakiekolwiek powody niechęci, które mogły się zrodzić na skutek zachowania jedwabieńskich Żydów. Tymczasem twierdzeniom, że przed 1939 rokiem stosunki polsko-żydowskie w Jedwabnem były idyllą, przeczy choćby informacja faktograficzna podana przez prof. Tomasza Szarotę. W wywiadzie dla Gazety Wyborczej z 18-19 listopada 2000 r. powiedział on m.in., że "... z różnych świadectw dotyczących Jedwabnego wynika, że aryjski sklep nie mógł się tam przed wojną utrzymać. Bo cały detaliczny handel był w ręku kupców żydowskich. Walka ekonomiczna - także między rzemieślnikami - mogła budzić potężne emocje". Przypomnijmy tu więc, że - według napisanego przez dr. M. Orłowicza przewodnika ilustrowanego po województwie białostockim (Białystok 1937, s. 68) - w Jedwabnem na 2500 mieszkańców było 60% katolików i 40% Żydów. Można więc sobie wyobrazić, jakie napięcia budził fakt, że w mieście z przewagą katolików (60%) "aryjski sklep nie mógł się tam przed wojną utrzymać". Tak więc było idyllicznie i wspaniale, ale sklepy były w naszych żydowskich rękach i żadnej konkurencji ze strony katolików nie dopuszczaliśmy! Idylla, maleńka taka!
28. Fałsz na temat stworzonej dopiero w ZSRR perspektywy mancypacji Żydów
Na s. 90 Upiornej dekady Gross usprawiedliwiając współpracę młodych Żydów z Sowietami twierdzi, że wynikła ona z tego, że dopiero w ZSRR jakoby zyskali oni szansę "emancypacji, oderwania się od żydostwa" . Zupełnie jakby takich szans nie mieli w Polsce. Wbrew zafałszowującym realia uogólnieniom Grossa, właśnie w II RP Żydzi mieli dużo większe niż w wielu innych krajach szanse emancypacji i awansu. Obiektywny obserwator z Zachodu R. L. Buell pisał w wydanej w 1939 r. książce Poland, key to Europe, iż: "Zagraniczny obserwator jest bez wątpienia uderzony przez gotowość zwykłego Polaka do akceptowania zasymilowanego czy ochrzczonego Żyda jako równego sobie. (...) w polskiej postawie wobec Żydów widać w mniejszym stopniu spojrzenie ze względów rasowych niż u innych narodów". Przypomnijmy tu choćby kariery takich patriotycznych Żydów, jak minister handlu i przemysłu w latach 1934-1935 - Henryk J. Rajchman; prawnik, poseł i senator, przewodniczący senackiej komisji zagranicznej - Henryk Loevenherz; dowódca krakowskiego okręgu wojskowego - gen. Bernard Mond. Inna sprawa, że emancypacja, oderwanie się od Żydostwa wielu polskich Żydów budziła prawdziwą wściekłość zajadłych szowinistów żydowskich. I tak np. podirytowany tymi atakami i żydowską nietolerancją słynny poeta żydowskiego pochodzenia Antoni Słonimski w pewnym momencie wykrzyknął w przystępie krańcowego rozdrażnienia: " Psiakrew, żydostwo tu się panoszy, jestem Polakiem, katolikiem i endekiem" (por. odpowiedni zapisek w dzienniku żony J. Iwaszkiewicza - Anny pod datą 15 września 1923 r.). Warto przytoczyć w tym kontekście również zapiski z okresu międzywojennego w dzienniku niemieckiego Żyda z Wrocławia, Waltera Tauska: Dżuma w mieście Breslau. Otóż pisze on np. na s. 66 pod datą 14 marca 1933 r.: "Polska nie zna pojęcia 'wschodni Żyd', bo każdy polski Żyd jest obywatelem polskim ochranianym przez swój rząd". Na s. 93 pod datą 1 maja 1933 r. Tausk zapisuje: " Rząd Polski jest na wskroś filosemicki i to mówi samo za siebie". Dlaczego więc w tej sytuacji i tak niektórzy polscy Żydzi piętnowali stosunki w Polsce? Może najlepiej to wyjaśni inne stwierdzenie Tauska ( na s. 155), zapisane pod datą 15 maja 1936 r., który - jak widać - aż za dobrze poznał różnych ówczesnych J. T. Grossów: "Wśród Żydów znowu rej wodzą '100-procentowi' Żydzi ze wschodniej Europy, ci nadsyjoniści, którzy wszędzie na kuli ziemskiej wytwarzają antysemityzm" (podkr. - J. R.N.).
29. Zrzucanie na Polaków winy za samoizolację Żydów
Polacy są winieni przez Grossa dosłownie za wszystko, także za skrajny samoizolacjonizm Żydów, ich sztywne odgradzanie się przez wieki od chrześcijan. Na s. 90 Upiornej dekady Gross tłumaczy odgraniczanie się żydowskiej gminy przez wieki od Polaków tym, że musiała się ona " trzymać oddzielnie od niechętnego jej otoczenia okolicznej ludności" . W rzeczywistości izolacja Żydów wynikała głównie z postaw ich rabinów, obawiających się, że bliższe kontakty z Polakami i poznanie ich języka, ułatwią rzecz, której rabini najbardziej się bali - wyrzeczenie się przez ich podopiecznych wiary mojżeszowej. Stąd wynikało ich poparcie dla jidysh - żargonu języka niemieckiego, języka swych okrutnych prześladowców we wczesnym średniowieczu, zamiast uczenia się języka polskiego. Izolacjonizm Żydów ułatwiły przyznane im zbyt duże przywileje - zwłaszcza przyznanie Żydom w przywileju kaliskim (1264 r.) własnego sądownictwa, które znalazło się w rękach rabinów. Żydowski historyk - dr N. Schiper pisał w 1926 r. w książce Dzieje Żydów w Polsce oraz przegląd ich kultury duchowej, że: "Przyznanie Żydom przywilejów własnego sądownictwa (...) oddało ich pod wyłączną władzę rabinów" . Sądy rabinackie niejednokrotnie wykorzystywały swe uprawnienia do bezlitosnego karania śmiercią, i to okrutną (np. przez gotowanie we wrzątku lub chłostanie) żydowskich "heretyków" lub odstępców od wiary mojżeszowej np. na katolicyzm (!) Pisał o tym m.in. prof. Israel Shahak w książce Żydowskie dzieje i religia i prof. Jakub Goldberg w książce Converted Jews in the Polish Commonwealth. Tragicznym wręcz paradoksem był fakt, że w tak tolerancyjnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów dzięki przyznanej Żydom ogromnej autonomii i oddaniu sądownictwa w ręce rabinów przez stulecia utrzymywały się w Polsce żydowskie enklawy krwiożerczego fanatyzmu religijnego. Fanatyczni rabini mogli po cichu bezkarnie mordować nienawistnych im "heretyków" i konwertytów na wiarę chrześcijańską.
Warto przypomnieć również to, co pisała Ewa Świderska w Znaku (nr 2-3 z 1983 r.) o "zachowawczym charakterze" polskich Żydów, który skłaniał ich do ciągłego trwania w niechętnym odosobnieniu. Jak pisał przywódca syjonistyczny Włodzimierz Żabotyński: "Ghetta tworzyliśmy sami, dobrowolnie (...)". Por. jego książkę Państwo żydowskie, Warszawa 1937, s. 29.
30. Fałsz uogólnień o występującej jakoby wszędzie niechęci między Polakami i Żydami
Trudno pogodzić się z malowanym tak wytrwale przez Grossa obrazem stosunków między Polakami a Żydami charakteryzujących się wszędzie jakoby niechęcią i wrogością. Gross twierdzi w Upiornej dekadzie ( s. 46), iż: "W każdym miasteczku, w każdym sąsiedztwie uczucia niechęci do Żydów wplecione były w historię osobistych zadrażnień i urazów" . Na s. 88 Upiornej dekady czytamy, że polska ludność nie była na ogół przyjazna Żydom. Na s. 69 tejże książki znów czytamy o generalnie otaczających mniejszość żydowską wrogo do niej nastawionych sąsiadach. Ten strasznie ciemny obraz wzajemnych stosunków polsko-żydowskich przed 1939 r. nie ma żadnego potwierdzenia w realnych faktach. Mógłbym długo tu cytować fragmenty z różnych książek żydowskich, piszących o dobrych czy przyjaznych stosunkach między Polakami a Żydami w ich okolicach. Tak jak np. w książce Rożyszcze, my old home Gershona Zika (Tel Aviv, 1976, s. 45), gdzie czytamy: "Stosunki między Żydami a lokalną ludnością gojowską, która była głównie polska, były bardzo dobre aż do wybuchu wojny". Podobne stwierdzenia czytamy m.in. na s. 615 książki Darkness and Desolation o Brasławiu, w książce Lost Jewish Worlds" (s. 232) o Okiennikach, w książce F. Schulman: A Partisan's Memoir (s. 24-25). Te i liczne inne przykłady zadają kłam uogólnieniom o rzekomych niechęciach polsko-żydowskich "w każdym miasteczku, w każdym sąsiedztwie".
----------
A Teraz kilka cytatów z ust żydowskich
"Nasza rasa jest Rasą Panów. Jesteśmy świętymi bogami na tej planecie. Różnimy się od niższych ras tak, jak one od insektów. Faktycznie, porównując do naszej rasy, inne rasy to bestie i zwierzęta, bydło w najlepszym wypadku. Inne rasy są uważane za ludzkie odchody. Naszym przeznaczeniem jest sprawowanie władzy nad niższymi rasami. Nasze ziemskie królestwo będzie rządzone przez naszego przywódcę za pomocą żelaznej pięści. Masy będą lizać nasze stopy i służyć nam jako nasi niewolnicy."
- Menachem Begin, premier Izraela, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, w przemówieniu w Knesecie, cyt. Amnon Kapeliouk, Begin and the Beasts (Begin i bydło)
"Bardzo dobrze wiecie, i wiedzą to równie dobrze głupi Amerykanie, że my kontrolujemy ich rząd, bez względu na to kto siedzi w Białym Domu. Sprawa jest taka, ja to wiem i wy to wiecie, że żaden amerykański prezydent nie może nas sprowokować, nawet jeśli zrobimy coś nie do pomyślenia. Co oni (Amerykanie) mogą nam zrobić? To my kontrolujemy Kongres, media, rozrywkę i wszystko w Ameryce. W Ameryce możecie krytykować Boga, ale nie możecie krytykować Izraela."
Tzipora Menache, rzecznik izraelski (2009).
"Za każdym razem kiedy coś zrobimy, mówisz mi Ameryka zrobi to czy tamto...chcę ci powiedzieć bardzo wyraźnie: nie martw się o naciski Ameryki na Izrael. My naród żydowski kontrolujemy Amerykę i Amerykanie o tym wiedzą."
- Ariel Szaron, premier Izraela, (3.10.2001 - radio Kol Yisrael).
"Gospodarka Izraela jest w doskonałej kondycji. Izraelscy biznesmeni inwestują wszędzie na świecie, a Izrael notuje w tej chwili bezprecedensowe ekonomiczne sukcesy. Obecnie osiągnęliśmy gospodarczą niezależność i wykupujemy Manhattan, wykupujemy Polskę, Rumunię oraz Węgry. I wedle mojej wiedzy nie mamy z tym żadnych problemów." [link]
- Szymon Peres, prezydent Izraela
"Więcej niż 3 mln Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie zezwolimy. Będziemy nękać ich tak długo, dopóki Polska się znów nie pokryje lodem. Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań, będzie publicznie poniżana i atakowana na forum międzynarodowym".
- Izrael Singer (1943) - były sekretarz generalny Światowego Kongresu Żydów w latach 2001-2007; słowa wypowiedziane w dniu 19 kwietnia 1996 r. (Światowy Kongres Żydów).
----------
Materiały video:
http://www.youtube.com/watch?v=XU8LIwRUQJM
http://www.youtube.com/watch?v=TqFzvUUdsXo
http://www.youtube.com/watch?v=UrJU25UzYVQ
http://www.youtube.com/watch?v=7xG_Qdq8vvk
Reszta cytatów:
"To wampiry i wampiry nie żyją tylko na wampirach. Nie mogą żyć jedynie między sobą. Jeżeli nie wyłączycie Żydów ze Stanów Zjednoczonych, w ciągu mniej niż 200 lat zaroją się tu w takiej liczbie, że zdominują i pożrą tę ziemię i zmienią naszą formę rządów, za którą my Amerykanie przelaliśmy naszą krew, nasze życia z poświęceniem naszej wolności. Nasi potomkowie będą pracować w polu by ich wyżywić, podczas gdy oni będą umywać swoje ręce w domach rachunkowych. Jeżeli nie wykluczycie Żydów, wszystkie wasze dzieci będą was przeklinać w grobach."
- Benjamin Franklin na Kongresie Kontynentalnym (Filadelfia), Ojciec-założyciel Stanów Zjednoczonych.
"Żydzi są bardzo samolubni. Nie obchodzi ich ilu Estończyków, Łotyszy, Polaków, Jugosłowian czy Greków zostało zamordowanych lub wysiedlonych, liczą się tylko Żydzi których należy szczególnie traktować. Dajcie im fizyczną, finansową lub polityczną siłę a natychmiast zapominają jak ich traktowano i postępują w podobny sposób wobec innych."
- Harry Truman, prezydent Stanów Zjednoczonych.
"Trzeba przerwać ten żydowski ucisk w mediach, inaczej Ameryka utonie w bagnie."
- Minister Spraw Zagranicznych Kanady Bill Graham w rozmowie z prezydentem USA Richardem Nixonem.
Marlon Brando, wielki autorytet w światowej kinematografii o Żydach kontrolujących Hollywood:
http://www.youtube.com/watch?v=lN17c2v2Vgk
Nigdy tego nie zdołam przeczytać, aczkolwiek się zgadzam ( mimo, że przeczytało niedostatecznie dużo). Pozdrawiam serdecznie.
Ktoś ten temat jeszcze czyta? Umieściłem go wieki temu, a przez ten czas przeszedłem metamorfozę światopoglądową i fanatyzm mi przeszedł ;)
Otóż to. Tylko zastanawiające jest, dlaczego nie zrobiono filmów o na przykład rodzinie Ulmów i o tysiącach innych rodzin podobnych do nich.
Wiesz, to już jest twoja sprawa, ale kręcenie takich filmów powinno być zakazane, żyjemy w chorym kraju,
w którym daje się zezwolenie na kręcenie anty-polskich ścierw, jakim jest to "dzieło" szkoda tylko, że
nie daje się zezwolenia na filmy które są tego wart np. "Smoleńsk", który może w końcu ujawnił by
prawdziwą przyczynę. Taa, fakt faktem film beznadziejny, a ocena "bardzo dobry" przyprawia o dreszcze
nienawiści i pogardy - a przynajmniej u mnie.