Zbrodnia w Nalibokach - masakra polskich mieszkańców wsi Naliboki dokonana przez oddziały radzieckich i żydowskich partyzantów 8 maja 1943 r. pod dowództwem Pawła Gulewicza z Brygady im. Stalina, w tym grupa składająca się z osób narodowości żydowskiej [trwa ustalanie czy była to część oddziału pod dowództwem Tewje Bielskiego, czy Szolema Zorina).
Spalono kościół, szkołę, pocztę, remizę i część domów mieszkalnych, resztę osady ograbiono. Zginęło także kilku napastników. W sowieckich źródłach szacowano liczbę zabitych Polaków na 250 osób.
Zbrodnia w Koniuchach - zbiorowe morderstwo co najmniej 38 polskich mieszkańców [mężczyzn, kobiety i dzieci; najmłodsze miało 2 lata] wsi Koniuchy [dziś na terenie państwa litewskiego, dawniej w II Rzeczypospolitej w województwie nowogródzkim w powiecie lidzkim] dokonane 29 stycznia 1944 przez partyzantów radzieckich i żydowskich. W czasie pogromu we wsi spalono większość domów, oprócz zamordowanych co najmniej kilkunastu mieszkańców zostało rannych, a przynajmniej jedna osoba z nich, zmarła następnie z ran. Przed atakiem wieś zamieszkana była przez ok. 300 polskich mieszkańców, istniało w niej - ok. 60 zabudowań. Partyzanci radzieccy wcześniej b. często rekwirowali mieszkańcom wsi żywność, ubrania i bydło, dlatego też tutejsi mieszkańcy powołali niewielki ochotniczy oddział samoobrony.
W sprawie masakry w Koniuchach prowadzone jest śledztwo przez IPN. Dotychczas ustalono, że napadu dokonały radzieckie oddziały partyzanckie stacjonujące w Puszczy Rudnickiej: „Śmierć faszystom” i „Margirio”, a wchodzące w skład Brygady Wileńskiej Litewskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego, oraz „Śmierć okupantowi”, wchodzący w skład Brygady Kowieńskiej. Do oddziałów tych należeli Rosjanie i Litwini, większość oddziału „Śmierć okupantowi” tworzyli Żydzi jak również żołnierze Armii Czerwonej zbiegli z obozów jenieckich. Oddział żydowski liczył 50 ludzi, a oddziały rosyjsko-litewskie ok. 70 osób. Dowódcami byli Jakub Penner i Samuel Kaplinsky.
Upiorne Jedwabne i miłe Rheinbischofsheim
W Rheinbischofsheim nikt nie zabijał Żydów, a dziadkowie z Wehrmachtu służyli w taborach i w łączności...
1. Kiedy jestem na sesji Europarlamentu, zatrzymuję się w małym wiejskim hoteliku o dumnej nazwie „Napoleon” , który znajduje się jednak nie we Francji, tylko w Niemczech, w Badenii, 20 kilometrów od Strasburga, po niemieckiej stronie Renu. Podobno na miejscu, gdzie jest ten hotel, w 1806 r. osobiście stał Napoleon podczas zwycięskiej bitwy pod Diersheim. W hotelowej piwnicy zabezpieczony jest fragment podłogi, którą osobiście deptał but cesarza.
Żeby było ciekawiej, to dzierżawcą tego niemieckiego napoleońskiego hotelu jest Serb, uważający się za Jugosłowianina. Wieś nazywa się Rheinbischofsheim. Wieś, choć na nasze standardy miasteczko. Dwa i pół tysiąca mieszkańców.
Mniej więcej tyle, co polskie Jedwabne. ..
2. Bardzo lubię Rheinbischofsheim i okolice. Piękne, nadreńskie błonia, w oddali zarys majestatycznych gór Schwarzwaldu, a tu żyzne pola, kukurydza rośnie jak las, a pszenica składa się tam nieomal z samych pełnych kłosów. Widać, jak tutejsi rolnicy są staranni i pracowici, każdy skrawek ziemi uprawiony, jak u mojego śp. ojca. I żadnego traktora z pługiem na szosie nie uświadczysz, wszyscy tu mają specjalne asfaltowe drogi dojazdowe do pól, bez kontaktu z ruchem samochodowym, tu żaden miejscowy rolnik nie pójdzie siedzieć za to, że jakiś pędzący samochód z tyłu w pług mu przywalił.
Przed gospodarskimi domami stoją małe stragany, można się tam zaopatrzyć w świeże ziemniaki, warzywa owoce. To się nazywa sprzedaż bezpośrednia, tu kwitnąca, a w Polsce skutecznie tępiona administracyjnymi zakazami.
We wsi są dwa kościoły, jeden katolicki, drugi luterański, w jednym z nich co piętnaście minut dzwonią kuranty, wybijając godziny i kwadransy. Budzą mnie czasem te kuranty.
Słyszę, że dzwonią, ale nie wiem, w którym kościele.
3. Domy w Rheibnbischofsheim są skromne, ale jako to u Niemców zadbane, piękne ogrody, pełne kwitnących róż, w maju pachną w nich bzy. Piękna wieś i mili ludzie. Krzątają się po swoich obejściach, jeżdżą rowerami, spacerują z psami, uśmiechają się... Guten Morgen, Guten Abend, danke schoen, Auf Wiedersehen... Wieczorem przychodzą do Serba na piwo, są grzeczni, uprzejmi, mili. Czasem wieczorem wspólnie oglądamy w telewizji jakiś mecz. Parę razy nawet wspólnie coś tam śpiewaliśmy wieczorem przy gitarze...
Nawet mi nie zaświta myśl, żeby ich zapytać – a w czasie wojny wasi rodzice i dziadkowie co robili?
4. Choć przyznam się, ze czasem, gdy widzę drepcącego chodnikiem przygarbionego staruszka, to się zastanawiam, gdzie on umacniał i bronił Tysiącletnią Rzeszę i czy nie w Polsce przypadkiem.
I gdy patrze na te stare w większości domy z pruskiego muru, to wyobrażam sobie, jak kiedyś zwisały z nich flagi z hackenkreuzem. I zastanawiam się, ilu z tej wsi było w SS, ilu w gestapo wbijało ludziom szpilki za paznokcie, czy ktoś z tych spokojnych Badeńczyków bombardował Warszawę, czy ktoś z nich rozstrzeliwał w Palmirach i czy może ktoś stąd był w Jedwabnem...
Nie, w Jedwabnem Niemców przecież nie było. Tam 1500 Żydów zostało okrążonych i wymordowanych przez 40 rozbójników, przez 40 uzbrojonych w orczyki Polaków. Żadnej winy za śmierć jedwabieńskich Żydów w Niemczech nie należy szukać, a już tym bardziej w spokojnym Rheinbischofsheim.
5. Zresztą Rheinbischofsheim tak naprawdę było ofiarą wojny. Przecież ci niemieccy rolnicy nie chcieli iść na wojnę ze swoich pięknych domów, od swoich żyznych pól, żeby gdzieś tam zamarzać pod Stalingradem. Przecież ich matki i żony płakały. Przecież na ich domy spadały bomby. Wiele gospodarstw zostało spalonych i nigdy ich nie odbudowano, świadczą tym kępy starych drzew, w obrysie nieistniejących od dawna zabudowań.
A że Hitlera ktoś tam wybrał, ktoś popierał, ktoś z nim podbijał świat – mój Boże, czy można za to winić skromne i miłe Rheinbischofsheim? Sugerowanie takiej winy byłoby nietaktem. W Brukseli uznano by to za brak europejskiej poprawności, a w Polsce nazwano by obciachem.
No bo i co z tego, że ktoś z Rheinbischofsheim miał dziadka z Wehrmachtu? Dziadek nikogo nie zabijał, bo służył w łączności. Podobno niemal wszyscy niemieccy dziadkowie służyli w łączności i w taborach, w oddziałach szturmowych w zasadzie nie było nikogo. W sumie to nawet nie wiadomo, czy Niemcy kogokolwiek szturmowali....
6. Niemcy... tu nie było przecież żadnych zbrodni. Tu tak naprawdę były tylko ofiary – zbombardowana Kolonia i Drezno, to Niemcy byli ze spalonych wsi i z głodujących miast, tu były tysiące zgwałconych kobiet. Owszem, ktoś tam kiedyś w Niemczech wybijał żydowskie szyby w kryształowa noc, ale tu przecież nie było żadnego Holocaustu. Przecież Żydów wymordowano nie w Niemczech, tylko w Polsce. To w Polsce były getta, to w Polsce było Auschwittz, Treblinka i Chełmno nad Nerem, to w Polsce był antysemityzm, to w Polsce było Jedwabne. Niemców obciąża jedynie to, że z ratunkiem się spóźnili, jak Holendrzy w Srebrenicy....
7. Jedwabne... Polen.. ja, jawohl. tak, tam były zbrodnie, o których świat nie może zapomnieć. O tym trzeba nieustannie przypominać. Niech wszyscy to przeklęte miejsce znają, niech znaja tę nieludzka ziemię...
I bardzo dobrze, i sehr gut, że ten ogrom polskich zbrodni odsłaniają sprawiedliwi, europejscy i światowi Polacy, sehr gut, że jest Gross i jest Pasikowski, że jest „Gazeta Wyborcza”, ze jest książka „Sąsiedzi”, że jest film „Pokłosie”.
Im bardziej odrażające i upiorne stanie się Jedwabne, tym bardziej sympatyczne i miłe będzie Rheinbischofsheim...
Janusz Wojciechowski
Mizerna cicha stodoła w Gardelegen
Dlaczego niemiecki Gross, ani niemiecki Pasikowski nie pokażą światu stodoły w Gardelegen?
1. Notka z portalu „Historycy.org”:
15 kwietnia 1945 żołnierze posuwającej się na wschód 102 Dywizji Piechoty IX Armii Stanów Zjednoczonych natknęli się w miejscowości Gardelegen na wypaloną murowaną stodołę. Okazało się, że znajdują się w niej spalone i osmalone zwłoki 1016 jeńców wojennych i więźniów obozów koncentracyjnych. Co się tam wydarzyło? Dnia 13 kwietnia 1945 jednostka SS umykająca przed Sowietami i prowadząca ich w "marszu śmierci" ze wschodu, natknęła się na amerykańskie czołówki i postanowiła usunąć zbędny "balast". Ok 1100 więźniów spędzono do stodoły z sianem, podlano benzyną i podpalono. Na wprost wrót stodoły ustawili się SS-mani z bronią maszynową, granatami, panzerfaustami i dobijali tych, którym udało się jakimś cudem wydostać z płonącego budynku. Oprócz SS w akcji brali również udział żołnierze Luftwaffe, Fallschirmjager, Hitlerjugend, Volkssturm. Kolejny przyczynek do legendy o "rycerskim" niemieckim żołnierzu.
Amerykanom tylko w 4 przypadkach udało się ustalić tożsamość ofiar. Dla 301 ofiar ustalono zaledwie ich numery obozowe. 711 więźniów w ogóle nie zidentyfikowano. Udało się ustalić narodowość 186 poległych: 60 Polaków, 52 Rosjan, 27 Francuzów, 17 Węgrów, 8 Belgów, 5 Niemców, 5 Włochów, 4 Czechów, 4 Jugosłowian, 2 Holendrów, 1 Meksykanina (?) i 1 Hiszpana.
Amerykanie zmusili mieszkańców okolicznych miejscowości do kopania grobów i grzebania zwłok. Amerykańscy żołnierze opowiadali, iż widoczne było jak na dłoni, że Niemcy tylko udawali skruchę i wyrzuty sumienia - w rzeczywistości byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Czuli ulgę, że nie dane im było dostać się w ręce uwolnionych więźniów. SS-mani "rozwiązali" ten palący "problem" likwidując potencjalnych mścicieli.
Człowiek przypuszczalnie bezpośrednio odpowiedzialny za masakrę, to niejaki Gerhard Thiele - wysoko postawiony nazistowski cywilny urzędnik na obszarze dystryktu Gardelegen (nie mylić z niemieckim astronautą o tym samym nazwisku). Nigdy go nie schwytano - pewnie zmarł w jakimś małym miasteczku w Ameryce Płd., jako szacowny starszy pan. Schwytano i uwięziono innego "ważnego" - SS-Untersturmführera Erharta Brauny'ego, który zmarł w 1950r. Oprócz tego zatrzymano "płotki", które potem na skutek sojuszniczego porozumienia, w liczbie 21 osób, przekazano pod sowiecką jurysdykcję. Odsiadywali kary w specjalnych obozach na terenie Wschodnich Niemiec.
2. Dziękuję komentatorowi Detoxic za trop do stodoły w Gardelegen. Wstyd się przyznać, ale o niej nie słyszałem. Żaden Gross nie napisał o tym książki, żaden Pasikowski nie nakręcił o tym filmu. Na stronie internetowej miasteczka wyczytałem, że jest podobno pomnik w Gardelegen, ale nie słyszałem, żeby tam pochylali głowy prezydenci, premierzy, oficjalne delegacje państwowe, tak jak pochylają się w Jedwabnem.
A warto dodać, że stodołę w Gardelegen polało niemiecką benzyną i podpaliło niemieckimi zapałkami niemieckie państwo rękami niemieckich funkcjonariuszy. I funkcjonowała tam, podobnie zresztą jak w Jedwabnem, niemiecka jurysdykcja niemieckiej władzy.
3. O Jedwabnem wie dziś cały świat, a pies z kulawa nogą nie wie dziś o Gardelegen. Ilu ludzi w Polsce wie o tej stodole, choć to głównie Polacy się w niej smażyli...
4. Nie oczekujmy jednak filmu o Gardelegen. Dziś jest już inny trend. Pianista, Lista Schindlera... dziś trzeba pokazywać Niemców sprawiedliwych, najsprawiedliwszych wśród narodów świata. Choć trudno będzie o nowe arcydzieła, bo ławka niemieckich sprawiedliwych dość krótka była niestety.
Można za to do woli mnożyć dzieła o złych i niesprawiedliwych Polakach, nawet jeśli nie jest do końca udowodnione i pewne, że byli niesprawiedliwi.
5. Uprzedzając komentarze – do współczesnych Niemców nie mam żadnych pretensji o Gardelegen. Ktoś tam parę lat posiedział, postawili pomniczek, zamieścili jakieś wzmianki – więcej od nich nie wymagam. Ile się można biczować za dziadka z zapałkami.
Mam pretensję do nas samych, do moich rodaków i do siebie, że własnymi rękami, własnymi piórami, własnymi pieniędzmi z własnego, polskiego budżetu wspieramy budowę krok po kroku fałszywego, zakłamanego obrazu minionej wojny. Tego obrazu, w którym będzie istnieć i kłuć w oczy upiorne Jedwabne, a nie będzie w nim miejsca dla mizernej, cichej stodoły w Gardelegen...
Pal sześć, że w ten obraz wierzą już Niemcy. Ale że my, Polacy zaczynamy wierzyć – to już jest, jest prawdziwy problem. To już jest narodu duch zatruty...
Janusz Wojciechowski
Przyznam szczerze, że o masakrze w Gardelegen nie wiedziałem(jak i o wielu przemilczanych wydarzeniach) Smutne jest to, że w Polsce mówi się więcej o tragediach obcych narodowości oraz o bestialstwie Polaków, a o sprawach naprawde ważnych dla Nas się zapomina, bądź skutecznie je ignoruje. Obraz Polaka jako bydlęcia, bandyty, bezdusznego opawcy jest obecnie ogólnie przyjętym stereotypem wkomponowanym w odczucia zagranicznych(a coraz częsciej o zgrozo rodzimych) historyków, komentatorów oraz zwykłych szarych ludzi na temat 2 wojny światowej i holocaustu, którzy po przeczytaniu takich książek jak ''Sąsiedzi'' mają negatywne odczucia do całego narodu Polskiego.
ps. dziwi mnie mała ilośc wypowiedzi w tym wątku, czyżby zbyt bolesne? O tych sprawach powinno kręcić się filmy, pisać, mówić, dyskutować. Jak widać większość woli bić się w pierś na pokaz za Jedwabne.
Moze nie przypominaj,skoro ten film oceniles na 1 to wyglada ze panu Pasikowskiemu wedlug Ciebie nie bardzo sie udalo.Szkoda by bylo gdyby spartaczyl film o Zydach-mordercach,prawda?