Nie czaję jaki niektórzy ludzie mają problem. Polacy to naród który nic złego Żydom nie zrobił.
Przeciwnie. Polacy masowo byli mordowani przez Niemców za ukrywanie żydów. Żydzi zdradzili
Polskę w 1939. Masowo dezerterowali. Mordowali polskich żołnierzy i ludność cywilną. W końcu
wymordowali z Rosjanami 1,5 miliona Polaków. Niemcy wymordowali 3 miliony Polaków.
Niemcy "rozliczają" się z ludobójstwa na narodzie polskim, antypolskim paszkwilem "Nasze matki,
nasi ojcowie". Żydzi "rozliczają" się z ludobójstwa na narodzie polskim, np. antypolskim paszkwilem
"Opór". Polacy "rozliczają" się z wojny kłamliwym antypolskim paszkwilem "Pokłosie". To na tym
polega antysemityzm?
"Polacy wobec zagłady żydów podczas II wś.
Sytuacja Polaków pod niemiecką okupacją
W czasie II wś Niemcy wymordowali 3.000.000 Polaków. Podczas gdy w latach 1939-1942 Polacy byli terroryzowani przez Niemców: wypędzeniami, łapankami, niewolniczą pracą egzekucjami, wywózkami do obozów koncentracyjnych, żydzi byli bezpieczni, bawili się w nieustanie powstających coraz to nowych lokalach rozrywkowych. Polacy byli osamotnieni, żydzi lekceważyli cierpienia Polaków. Żydzi (w latach 1939-1942) nie chcieli utrzymywać żadnych stosunków z Polakami, izolowali się za murami getta. Schwytani przez żydów Polacy w getcie byli oddawani Niemcom na śmierć. Niechęć żydów do Polaków brała się z judaizmu.
Zgodnie z judaizmem Polacy (szerzej wszyscy nie żydzi) byli uznawani przez żydów za nieczystych, morderców żydów i złodziei. Z drugiej strony getta Polacy nie garneli się do żydów bo nie mogli darować żydom kolaboracji z Niemcami i sowietami, braku solidarności żydów z Polską, spiskowania z okupantami przeciw Polsce.
Polacy byli pierwszymi ofiarami Auschwitz. Przez 15 pierwszych miesięcy działalności Auschwitz Polacy byli jedynymi więźniami obozu. Polacy i Rosjanie byli pierwszymi ofiarami Cyklonu B. W latach 1939-1942 Niemcy na każdych 10 zamordowany Polaków Niemcy mordowali 1 żyda (żydzi byli więc bezpieczniejsi niż Polacy). Podczas gdy Niemcy zabijali Polaków, żydzi manifestowali swoją nienawiść do Polski i nie solidaryzowali się z mordowanymi i prześladowanymi Polakami. Żaden żyd nie pomógł prześladowanemu Polakowi, pomimo że Niemcy nie karali śmiercią żydów za pomoc Polakom.
Polacy walczyli masowo z niemieckim okupantem. W szeregach AK walczyło 350.000 żołnierzy (nie było wśród nich żydów którzy nie byli zainteresowani walką z Niemcami).
Polska pomoc żydom
W 1939 roku żydzi rozpoczęli kolaboracje z Niemcami i nie pomagali Polakom, w 1942 pomimo antypolskiej postawy żydów Polacy ratowali żydów. Podczas II wś Polacy uratowali 170.000 żydów (200.000 żydów z II RP przeżyło w ZSRR). II wś przeżyło 11% populacji żydów z II RP. Gdy Niemcy rozpoczęli mordowanie żydów, żydzi nagle przypomnieli sobie o istnieniu Polaków i zaczęli od Polaków domagać się ratunku i pomocy.
W przededniu (28.07.1942) powstania w 500.000 getcie warszawskim (powstania w którym wzięło udział 750 żydów) Żydowska Organizacja Bojowa miała do dyspozycji 1 pistolet. Armia Krajowa szkoliła więc i uzbrajała ŻOB. Ze swoich skromnego posiadania AK przekazała 220 bojownikom ŻOB 90 pistoletów, amunicje, 600 granatów, dużo materiałów wybuchowych, 1 rkm, 1pm. Dzięki temu bojownicy ŻOB byli o wiele lepiej wyposażeni niż żołnierze AK (pomimo to Marek Edelman uskarżał się współcześnie że Polacy broni nie dali, nie chcieli dać i broń przeznaczoną dla żydów ukradli). Polacy oddawali żydom broń której Polakom brakowało, żydzi nie dziękowali za nią tylko narzekali że za mało dostają. W czasie powstania w getcie Polacy usiłowali zniszczyć mur getta 5 razy (3 razy AK, 2 razy AL). AK i ŻZW razem walczyli w getcie przeciw Niemcom.
Żyd który chciał przeżyć musiał: wyzwolić się (przynajmniej czasowo) z antypolskich przesądów, znać język polski by ukryć się wśród Polaków (co było mogło zrobić tylko 15% żydów bo 85% populacji żydów w II RP nie znała języka polskiego), posiadać polskich znajomych (co było trudne bo żydzi gardzili Polakami i nie utrzymywali z nimi znajomości), posiadać wygląd aryjski, nie być obrzezanym i być w posiadaniu pieniędzy (Polacy pod Niemiecką okupacją żyli w nędzy i nie mieli za co utrzymywać ukrywających się u nich żydów).
Większość żydów nie chciała być ratowana przez Polaków, nie widziała takiej potrzeby, Polacy nie mieli więc możliwości ratować żydów wbrew ich woli. Tylko 5 do 10% żydów (od 170.000 do 300.000) zdobyło się by szukać pomocy u Polaków, reszta poddała się woli Niemców. Żydów ratowało Polskie Państwo Podziemne, indywidualni Polacy, podziemie zbrojne i kościół. Polskie Państwo Podziemne zabroniło Polakom kolaboracji z okupantami i karało śmiercią za udział w zagładzie. Polacy nie wzięli udziału w zagładzie żydów. Polacy skutecznie pomogli 50% żydów którzy u Polaków szukali pomocy, druga polowe zabili Niemcy pomimo że Polacy usiłowali im Pomóc. W pomoc żydom było zaangażowanych 10% dorosłych Polaków.
Za ratowanie żydów, ukrywanie żydów, podżeganie i pomoc w ukrywaniu żydów, Niemcy (na podstawie rozkazu generalnego gubernatora Hansa Franka z dnia 15.10.1941) Polaków (bezpośrednich sprawców, ich rodziny i sąsiadów) karali śmiercią. Tylko Polacy wśród narodów okupowanych byli za pomoc żydom karaniu śmiercią. Polacy nie mieli więc możliwości ratowania żydów bez skazywania na śmierć swoich dzieci i sąsiadów. Dodatkowo żydzi szukający pomocy nie zachowywali ostrożności i narażali Polaków.
Pomimo wszystko Polacy ratowali żydów. Szczególnie w pomoc żydom zaangażowały się zakonnice i księża katoliccy. Czwartego grudnia 1942 powstała Rada Pomocy Żydom Żegota będąca częścią Kierownictwa Walki Cywilnej Polskiego Państwa Podziemnego. Żegota (do której należała prawicowa pisarka Zofia Kossak) zapewniała żydom pomoc materialna, dokumenty, schronie dla dzieci w klasztorach.
Od 1940 roku Rząd Polski w Londynie informował aliantów o polityce Niemców wobec żydów. W 1942 Polacy informowali aliantów o zagładzie żydów. Alianci to ignorowali. Dziś żydzi kłamią że Polacy nie ratowali żydów bo byli antysemitami. Encyklopedia Judaica ukrywa że tylko Polacy byli karani śmiercią za pomoc żydom. Żydzi mają za złe większości Polaków że była bierna wobec holocaustu, czyli że nie szła na własne życzenie z żydami na śmierć. Żydzi mając Polakom za złe bierność, mają za złe to że Polacy dla teatralnych gestów nie skazywali na śmierć swoich rodzin i sąsiadów.
Żydzi zapominają że bierność większości Polaków nie szkodziła żydom (Marek Edelman i inni żydzi twierdzą że bierność Polaków równała się morderstwu). Polacy nie mieli jednak obowiązku poświęcania życia swojego i swoich rodzin dla ocalenia żydów. Co ciekawe żydzi odmawiając Polakom prawa do dbania o życie swoich rodzin przyznają sobie prawo do ratowania swojego życia kosztem życia innych. Żydzi żądali od Polaków oddawania za nich życia, nie oddając jednak swojego za Polaków.
Żydzi nie mieli prawa żądać od Polaków daniny z życia. Współcześnie żydzi potępiając biernych Polaków jednocześnie usprawiedliwiają żydów którzy kolaborując z nazistami wysyłali żydów do komór gazowych. Historiografia światowa zajmuje się szerzeniem kłamstw o odpowiedzialności Polaków za holocaust i ukrywaniem odpowiedzialności Niemców. Dziś na ofiary kreowani są żydzi i Niemcy.
Katolicka pomoc żydom
Podczas II wś Niemcy zamordowali 1.923 (18,5%) polskich księży katolickich. Księża byli najbardziej dotkniętą terrorem nazistowskim grupą zawodową.
Duchowni chrześcijańscy wydawali żydom metryki chrztu by mogli uchodzić żydzi za Aryjczyków. Władze getta, żydowskiej autonomii, wydawały takich żydów Niemcom. Żydzi przygotowywali dla Niemców listy proskrypcyjne żydów chrześcijan, uniemożliwiając im tym samym ratunek. Podobnie działo się w Niemczech gdzie instytucje niemieckich żydów wydawały władzom Niemieckim żydów cywili i służących w Wehrmachcie.
Metryki wydawane przez kościół uratowały życie wielu żydom. Polskie zakonnice z co naj mniej 200 klasztorów ratowały żydowskie dzieci i dorosłych żydów. Podobnie zachowywali się zakonnicy i księża diecezjalni. Żaden duchowny nie wydał żyda. Pomimo to współcześnie żydzi zarzucają kościołowi że nie wystąpił oficjalnie przeciw Niemcom i zagładzie żydów. Żydów nie interesuje to że kościół, oficjalnie występując nic by nie osiągną a, musiał by za zapłacić ogromną cenę za teatralny gest. Marek Edelman zarzucał kościołowi odpowiedzialność za pogromy i udział w zagładzie żydów.
Polscy antysemici wobec zagłady żydów
Polscy antysemici uważali żydów za wrogów ekonomicznych (żydzi nie dopuszczali Polaków do zarabiania na handlu), ale nie włączyli się w zagładę żydów, nie mieli z nią nic wspólnego, nie wydawali Niemcom żydów, nie nawoływali do zabijania żydów. Podłością jest więc przyrównywanie polskiego antysemityzmu do zbrodniczego niemieckiego narodowego socjalizmu (co robią działacze organizacji żydowskich, tacy jak Samuel Korn wiceprzewodniczący Centralnej Rady Żydów, głosząc że polski antysemityzm był gorszy od nazizmu). Karani śmiercią przez Polskie Państwo Podziemne szmalcownicy (manele) kolaborujący z Niemcami nie byli antysemitami, dokonywali zbrodni dla pieniędzy. Żydów o czym wielu dziś nie chce pamiętać zabijali Niemcy a nie jacyś hitlerowcy czy naziści. Polscy antysemici zaś podczas II wś ratowali żydów
Jan Bodakowski"
"Represje na Polakach za pomoc udzielaną Żydom
Już od pierwszych dni okupacji antysemickiej polityce prowadzonej przez Niemców towarzyszyła akcja propagandowa, której celem było rozbudzenie niechęci Polaków wobec Żydów. Korzystając z wydawanej oficjalnie prasy, a także plakatów, filmów i wystaw organizowanych w większych miastach, starano się skłonić ludność polską do zerwania wszelkich kontaktów z osobami narodowości żydowskiej. Po utworzeniu gett działania te uzupełniła zapowiedź zastosowania najsurowszych kar wobec każdego Polaka, który zechce udzielić nawet najdrobniejszej pomocy ludziom starającym się ocalić swe życie.
Najsurowsze rozporządzenie gubernatora Hansa Franka, grożące Polakom śmiercią za udzielania pomocy Żydom, zostało ogłoszone w październiku 1941 r. Mówiło ono: „Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę. Podżegacze i pomocnicy podlegają takiej samej karze jak sprawca, czyn usiłowany karany będzie jak czyn dokonany”. W następnym roku, kiedy na ziemiach polskich Niemcy realizowali akcję likwidacji gett, wywożąc ich mieszkańców do obozów masowej zagłady, rozporządzenie to zostało uszczegółowione. Przypominano, że karą śmierci zagrożona jest wszelka pomoc udzielana Żydom, a więc przyjmowanie ich na nocleg, przekazywanie żywności, przewożenie ich jakimkolwiek środkiem lokomocji, kupowanie od nich różnych towarów itd. Karę śmierci przewidywano także dla każdego Polaka, który wiedząc o Żydzie przebywającym poza gettem, nie zameldował o tym niemieckim władzom. W dystrykcie radomskim zarządzeniom tym towarzyszył rozkaz przekazany posterunkom niemieckiej policji przez ich komendanta Herberta Böttchera, iż w przypadku odkrycia w polskim domu broni, lub też ukrywanych w nim Żydów, wszystkie zamieszkujące tam osoby – także dzieci – mają zostać uśmiercone, a zabudowania spalone. Działania takie miały być przestrogą dla innych Polaków, którzy by chcieli pomagać uciekinierom z gett.
Znane są liczne przykłady zbiorowych mordów dokonanych przez Niemców na polskich rodzinach ukrywających Żydów lub też udzielających im pomocy żywnościowej. Wiele takich wypadków miało miejsce na wsiach, gdzie niektórzy polscy rolnicy wspomagali uciekinierów z gett ukrywających się w lasach, a wraz z nastaniem zimy decydowali się na udzielenie im schronienia w swych budynkach mieszkalnych i gospodarczych. Największą daninę krwi zapłacili mieszkańcy wsi leżących w okolicach Ciepielowa niedaleko Radomia. W grudniu 1942 i styczniu 1943 r. Niemcy przeprowadzili tutaj serię egzekucji, mordując ponad 30 osób, w tym całe rodziny Kowalskich, Kosiorów i Obuchiewiczów. Ponad połowę zamordowanych stanowiły osoby, które nie ukończyły jeszcze 16. roku życia. Zabudowania należące do rodzin zostały ograbione przez Niemców, a następnie spalone wraz z ciałami ofiar. Do wydobycia szczątków zamordowanych z ruin spalonych domów zmuszono później Polaków z sąsiednich gospodarstw. Podobny przebieg miał mord dokonany przez Niemców w marcu 1943 r. we wsi Siedliska koło Miechowa. Za ukrywanie Żyda zamordowano tutaj pięcioosobową rodzinę Baranków. Symbolem losu, jaki czekał mieszkańców polskich wsi ratujących osoby narodowości żydowskiej, stały się jednak wydarzenia z marca 1944 r. we wsi Markowa, niedaleko Łańcuta. Wielodzietne małżeństwo Ulmów zdecydowało się ukryć w swych zabudowaniach ośmioro Żydów. Niemcy, którym o tym doniesiono, zamordowali Józefa Ulmę, jego będącą w zaawansowanej ciąży żonę Wiktorię i ich sześcioro małych dzieci. W egzekucji zginęli także wszyscy ukrywani w gospodarstwie Żydzi. Pomimo tej zbrodni rolnicy ze wsi Markowa przechowywali nadal w swych gospodarstwach blisko dwadzieścia osób narodowości żydowskiej, którym udało się doczekać końca niemieckiej okupacji.
Wśród Polaków, którzy zapłacili najwyższą cenę za pomoc udzielaną Żydom, było też wielu mieszkańców miast. Należeli do nich m.in. członkowie rodziny Wolskich. W Warszawie, w ogrodzie sąsiadującym z ich domem, wybudowali podziemny schron, w którym ratunku przed Niemcami szukało blisko czterdzieści osób narodowości żydowskiej. Był wśród nich Emanuel Ringelblum – znany historyk i kronikarz getta warszawskiego. W marcu 1944 r. na skutek donosu Niemcy wpadli na trop kryjówki i zamordowali wszystkich ukrywających się w nim Żydów, a także ich polskich opiekunów.
Pomocy okazywanej przez Polaków doświadczali także często żydowscy robotnicy uwięzieni w obozach pracy przy zakładach przemysłowych pracujących na potrzeby niemieckiej armii. W Częstochowie, Kielcach, Ostrowcu, Pionkach i innych miejscowościach polscy pracownicy dostarczali Żydom żywność, pomagając im zachować siły i ocalić w ten sposób życie. Symbolem tej pomocy stał się los młodego ślusarza z zakładów w Skarżysku-Kamiennej Tadeusza Nowaka. Schwytany w kwietniu 1943 r. podczas przekazywania Żydom chleba, został powieszony publicznie na terenie zakładu, w obecności wielu pracowników zmuszonych do oglądania egzekucji. Zawisł na szubienicy z rękami związanymi drutem kolczastym i z zawieszoną na szyi tablicą z napisem: „Za pomoc Żydom i dostarczanie listów”.
Dokładna liczba Polaków, którzy zostali zamordowani przez Niemców za pomoc udzielaną Żydom, pozostaje nieznana. Obecny stan wiedzy pozwala stwierdzić, że wynosiła ona co najmniej 1 tys. osób. Liczba Polaków, którzy za pomoc tę trafili do aresztów, więzień i obozów koncentracyjnych, była o wiele większa.
Ci z Polaków aresztowanych za pomoc udzielaną Żydom, którym udało się uniknąć śmierci w egzekucjach, byli zazwyczaj kierowani do obozów koncentracyjnych. W dokumentach archiwalnych zachowały się liczne świadectwa takiego postępowania niemieckich władz okupacyjnych. Na przykład w 1943 r. Niemcy deportowali do Auschwitz trzech mieszkańców Szydłowca – Wincentego Kołbę, Stefana Erbela i Mariana Nazimka, prawdopodobnie współpracujących przy dostarczaniu Żydom fałszywych dokumentów i pomagających im ukrywać się przed Niemcami. Chociaż dwóch pierwszych przeniesiono z Auschwitz do obozów Buchenwald i Mauthausen, udało im się dotrwać tam do wyzwolenia. Losy Nazimka, przeniesionego do obozu Flössenburg, pozostają nieznane. W tym samym roku niemiecka policja aresztowała grupę mieszkańców Kozienic, oskarżonych o ukrywanie Żydów. Co najmniej dwaj jej członkowie zostali wywiezieni do Auschwitz, a stąd do innych obozów; Paweł Wachłaczenko doczekał wyzwolenia w obozie Litomierzyce (filia obozu koncentracyjnego Flössenburg), natomiast Jerzy Burghardt zginął prawdopodobnie w Mauthausen. W Auschwitz zamordowany został także w 1943 r. mieszkaniec Radomia Marcin Kowalik, którego „winą” było pośredniczenie w przekazaniu innej osobie prywatnego listu, napisanego przez jednego z mieszkańców getta. To jedynie kilka nazwisk z długiej listy więźniów.
Dokładna liczba Polaków, którzy zostali zamordowani przez Niemców za pomoc udzielaną Żydom, pozostaje nieznana. Obecny stan wiedzy pozwala stwierdzić, że wynosiła ona co najmniej 1 tys. osób. Liczba Polaków, którzy za pomoc tę trafili do aresztów, więzień i obozów koncentracyjnych, była o wiele większa."
"Odprawa w Wannsee, znana jako „konferencja w Wannsee” była skutkiem klęski armii niemieckiej pod Moskwą, stratą wartości Żydów jako zakładników przeciwko Ameryce, jak też z powodu klęski w bitwie o Anglię. Na odprawie tej rząd niemiecki uruchomił mechanizm zagłady Żydów i Cyganów, jak też nieco później, zagłady 51 milionów Słowian, w pierwszym rzędzie Polaków.
Plan nazywany przez nazistów: „Plan Ost” dotyczył Słowian, którzy zamieszkiwali tereny mające być przyłączone do Niemiec, w czasie tworzenia wielkiej niemieckiej przestrzeni życiowej. Dowodzi tego, między innymi sam fakt, że Niemcy w czasie wojny wyprodukowali wielokrotnie większe ilości gazu do zabijania ludzi w komorach gazowych, niż było Żydów i Cyganów na całym świecie.
Protokół odprawy w Wannsee przetrwał wojnę i jest dowodem jak w biurokracji niemieckiej były podzielone role ministerstw i głównych instytucji do procesu zmechanizowanego ludobójstwa oraz przetargu na zamówienia od przemysłu niemieckiego, potrzebnych w tym zbrodniczym celu, urządzeń i procedur. Protokół odprawy w Wannsee był w całości używany jako dowód rzeczowy zbrodni niemieckich w czasie procesu w Nuremberdze.
Sam protokół był sporządzony przez Adolfa Eichmann’a, niemieckiego Żyda urodzonego w Jerozolimie, który pracował pod nadzorem Reinharda Heydricha, szefa głównego biura bezpieczeństwa państwa niemieckiego. Tak więc na przestrzeni jednego roku, strategia Niemiec nazistowskich, w sprawie rozwiązania nazistowskiego problemu Żydów przeszła ewolucję od przymusowej ewakuacji Żydów z Europy, do super-getta na wyspie Madagaskar w formie państwa pod protektoratem niemieckim, do uruchomienia masowych mordów naprzód Żydów i Cyganów a później Słowian.
Do czasu odprawy w Wannsee, Polacy a zwłaszcza polska inteligencja byli głównymi ofiarami mordów niemieckiego aparatu terroru podczas gdy w żadnym innym państwie okupowanym podobnego „odrąbywania głowy” narodowi nie było czego przykładem m.in. są Czesi i Francuzi. Wprowadzenie przez nazistów niemieckich masowych mordów Żydów, nie spowodowało przerwy w zabijaniu Polaków. Trzeba pamiętać że Polacy byli masowo mordowani przez Niemców i przez Sowietów. Ludność żydowska nie podlegała masowym i systematycznym mordom sowieckim. Co gorsze na gminnie Żydzi na kresach kolaborowali z Sowietami w mordowaniu Polaków. "
POLACY OBROŃCY MORDOWANYCH W PAULINOWIE ŻYDÓW
W nocy z 23/24 lutego 1943 roku w małej wiosce Paulinów w gminie Sterdyń, w zachodnim Podlasiu, dwunastu mieszkańców tej gminy zostało w sposób bestialski zamordowanych przez Niemców za pomoc Żydom, uciekinierom ze sterdyńskiego getta. Ta zupełnie nieznana historia stanowi przykład postawy wielu Polaków w stosunku do Żydów prześladowanych przez niemieckich okupantów w czasie II wojny światowej.
Medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata (transkrypcja z hebrajskiego: Chasid Umot ha-Olam, חסיד אומות העולם) – najwyższe izraelskie odznaczenie cywilne nadawane nie-Żydom, przyznawane przez Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Jad Waszem w Jerozolimie uhonorowanych zostało dotąd, według stanu na 1 stycznia 2012 roku 24. 356 osób, w tym najwięcej Polaków 6.339. Na drugim miejscu Holendrzy 5.214 osób i Francuzi 3.513 osób. 510 Niemców otrzymało to wyróżnienie, 179 Rosjan, 22 Duńczyków i jeden Turek.
Historia pomordowanych Polaków w wiosce Paulinów jest świadectwem, jak wielu Polaków w imię miłości chrześcijańskiej, z narażeniem własnego życia i rodzin udzielało pomocy w przetrwaniu Żydom. Jedynie w okupowanej Polsce Polakom i ich rodzinom za ukrywanie Żydów groziła kara śmierci.
We wrześniu 1942 roku Niemcy rozpoczęli likwidację żydowskiego getta w Sterdyni. Z przetrzymywanych tam około 1000 Żydów 359 rozstrzelano, a resztę przewieziono do obozu zagłady w Treblince. Części udało się zbiec. Schronienie znajdowali w pobliskich miejscowościach, m.in. w Paulinowie i okolicznych lasach. Postawa mieszkańców zachodniego Podlasia pokazuje zupełnie inny obraz stosunku Polaków do zagłady Żydów, niż kreowany przez historyków amerykańskich żydowskiego pochodzenia, jak również przez Żydowski Instytut Historyczny.
Żydzi otrzymywali od Polaków jedzenie oraz możliwości noclegu. W lesie za Paulinowem zrobili bunkier, gdzie przebywali w dzień. Nocowali w stajni przy dworze. Wpuszczał ich tam stajenny Franciszek Kierylak. Nie przebywali jednak stale w jednym miejscu. O pomoc zwracali się do różnych gospodarzy, którą zwykle otrzymywali – opowiada Antoni Kotowski, wnuk Józefa i Ewy Kotowskich którzy zginęli wraz z synem Stanisławem w 1943 roku za pomoc udzieloną Żydom. Ojciec opowiadał – kontynuował Antoni Kotowski, że wszyscy udzielający pomocy Żydom zdawali sobie sprawę z grożącej im kary śmierci; Żydzi byli brudni, zaniedbani, wychudzeni, w byle jakich ubraniach. Prosili o jedzenie, trzęsąc się z zimna; więc ludzie pomagali – opowiada Antoni Kosowski który zna tę historię przede wszystkim z opowiadań ojca i cioci, cudem ocalałych z niemieckiej obławy w 1943 roku.
ZDRADA ŻYDÓW
Właśnie za tę pomoc Niemcy postanowili ukarać miejscowych Polaków. W tym celu posłużyli się prowokatorami – Żydami. Cała akcja była bardzo precyzyjnie przygotowana, a Niemcy posiadali dokładne informacje o osobach pomagającym uciekinierom ze sterdyńskiego getta. Wacław Piekarski w książce „Obwód Armii Krajowej Sokołów Podlaski „Sęp”, „Proso” 1939 – 1944’’ relacjonował, że dwóch Żydów współpracujących z Niemcami dołączyło do ukrywających się i razem z nimi udawali się do polskich zagród, skrzętnie zbierając przy tym informacje i przekazując je Niemcom. Jeden z Żydów pochodził z Warszawy, drugi natomiast o nazwisku Szymel był mieszkańcem Sterdyni.
Prowokatora zapamiętała Janina Stalewska, córka Stanisława Piwki zamordowanego przez Niemców. Jej relację odnaleźć można na stronie „Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince”:
„Byłam wówczas małą dziewczynką. Kiedy przyszli Żydzi ojciec akurat jadł śniadanie. Wśród nich był również agent. Poprosili o chleb. Babcia ostrzegła tatę, żeby nie dawał im chleba ponieważ Niemcy zapowiedzieli, że kto to zrobi temu kula w łeb. Ale ojciec odpowiedział: „dzieciom trzeba dać chleba!” I dał całą bułkę, mówiąc: Macie i idźcie stąd ! (…) no i zginął za tę kromkę chleba. Żydowski prowokator namówił drugiego by wrócił i sam poprosił o chleb. Wówczas babcia dała mu chleb, ale powiedziała żeby nie przyprowadzał więcej obcych, bo nie wiadomo kim są – opowiada Antoni Kotowski. Z relacji Antoniego Kotowskiego wynika, że jednak zjawił się trzeci „uciekinier”, a zaraz potem Niemcy zaczęli obserwować okoliczne wioski. Wkrótce potem ojciec pana Antoniego naocznie przekonał się kim rzeczywiście był ów „ukrywający się”. – Gdy ojciec przechodził przez Paulinów zobaczył tego trzeciego Żyda…idącego razem z niemieckimi żołnierzami. Oddział szedł do gorzelni. Gdy zrównali się z tatą, rozstąpili się na boki, a ojca puścili środkiem. Wśród mijanych żołnierzy poznał tego trzeciego, ale już w mundurze niemieckim – opowiada pan Antoni. Wkrótce potem jak wynika z materiałów Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince żydowski prowokator wrócił do Paulinowa, by wskazać Niemcom tych, od których także on doświadczył pomocy.
OBŁAWA
W nocy z 23 na 24 lutego 1943 r. wieś została otoczona przez Niemców. By schwytać zbiegów i ukarać tych, którzy im pomagali, okupanci zorganizowali obławę. Zaangażowali w nią około 2 tys. żołnierzy i policjantów niemieckich - przyjechali z Ostrowi Mazowieckiej 60 samochodami.
Żyjący jeszcze mieszkańcy zapamiętali, że żołnierze stali w gęstym kordonie, w odległości zaledwie kilku kroków jeden od drugiego. Z pomocą żydowskich prowokatorów wynajdywano osoby, które pomagały Żydom, i zabijano ich, gdzie popadnie: na progach ich domów, na schodach, podwórkach i w lesie.
Pierwszym Polakiem, który zginął, był stajenny Franciszek Kierylak. Stracił życie, bo pozwalał nocować Żydom w stajni znajdującej się w zabudowaniach dworskich.
Bardzo poruszająca jest historia rodziny Kotowskich. - To było straszne - mówi łamiącym się głosem Antoni Kotowski, który zna przebieg wydarzeń od swojego ojca, nieżyjącego już Czesława Kotowskiego. Mężczyzna cudem uniknął śmierci, bo został ostrzeżony przez sąsiada o niebezpieczeństwie. Mimo że niemieccy żołnierze dostrzegli go, gdy wjeżdżał do Paulinowa, do którego chwilę wcześniej wkroczyli okupanci i od razu zaczęli strzelać, udało mu się uciec do sąsiedniej miejscowości, choć kule już świstały mu nad głową.
Takiego szczęścia nie mieli już jednak jego rodzice i brat. Niemcy niespodziewanie wtargnęli do domu Józefa i Ewy Kotowskich. - Dziadek siedział przy stole. Niemiecki żołnierz od razu strzelił do niego. Dziadek upadł, ale próbował się jeszcze podnieść. Jednak Niemiec przycisnął go butem do podłogi i dobił drugim strzałem - opowiada z bólem w głosie pan Antoni. Babcię, Ewę Kotowską, zamordowali na progu domu. Wszystko to działo się na oczach 6-letniej córki, Stanisławy... Przerażona dziewczynka uklękła przed obrazem i zaczęła się modlić. Na oprawcy nie zrobiło to jednak wrażenia. Z zimną krwią wycelował w dziecko karabin. Może właśnie widok klęczącej dziewczynki obudził ludzkie uczucia w drugim Niemcu. Podbił karabin kamrata i kula trafiła w podłogę. - To ocaliło ciocię - wspomina pan Antoni.
Oprawcy dosięgli jednak jeszcze 25-letniego Stanisława Kotowskiego, stryja pana Antoniego: został aresztowany wraz z 10 innymi okolicznymi mieszkańcami i rozstrzelany w lesie za Paulinowem. - Tam również ich zakopali. Dopiero po wojnie ciała przeniesiono na cmentarz w Sterdyni - mówi ze smutkiem Antoni Kotowski.
W ten sposób za chleb dawany żydowskim uciekinierom rodzina Kotowskich zapłaciła śmiercią aż trzech osób i osieroceniem dzieci.
Za podobne „przewinienia" w pobliskim lesie oraz znajdującej się nieopodal gorzelni rozstrzelano również Stanisława Piwkę, Zygmunta Drgasa, Mariana Nowickiego, Ludwika Uziębłę, Aleksandrę Wiktorzak, Jana Siwińskiego oraz jego zięcia Franciszka Augustyniaka.
Mimo poniesionej ofiary rodzina Kotowskich nie doczekała się choćby podziękowań za pomoc Żydom, którą tak drogo opłaciła. O ich ofierze, prócz wzmianek w materiałach Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince, mówi tylko skromna tablica w kapliczce upamiętniającej wszystkie ofiary obławy w Paulinowie w 1943 r., a także niszczejący już pomnik na miejscowym cmentarzu w Sterdyni.
Tragedię uwieczniła również poetka ludowa Lucyna Maksimiak. W wierszu zatytułowanym "Rapsod poległym" pisała:
Tego Pan Jezus nas uczył,
Jak postępować trzeba,
Dać spragnionemu kubek wody,
Głodnemu kromkę chleba,
Do domu podróżnych przyjąć,
Zziębniętych, by się ogrzali.
Za Waszą dobroć, wierność Bogu,
Za to Was roztrzaskali.
KOMU PAMIĘĆ?
Rodzina Kotowskich z oburzeniem przyjmuje informacje o najnowszej książce Jana Tomasza Grossa "Złote żniwa". Boli ich to, że ofiara ich rodziny i wielu innych uczciwych mieszkańców Paulinowa i okolic nie została doceniona. Rodzinom, których bliscy oddali życie za pomoc Żydom, nie podziękowali ani ich rodacy, ani władze w Polsce.
Nie uzyskali też wsparcia wówczas, gdy najbardziej tego potrzebowali - osierocone dzieci, niekiedy jeszcze nieletnie, same musiały sobie radzić, i to w ciężkich, powojennych czasach. Po wymordowaniu rodziców 23-letni wówczas Czesław Kotowski opiekował się 6-letnią siostrą Stanisławą i 8-letnim bratem Kazimierzem. Prócz tego musiał radzić sobie z prowadzeniem gospodarstwa.
Tym bardziej rodzinę Kotowskich boli przedstawianie teraz Polaków jako ograbiających żydowskie szczątki. Dlaczego dziś, prawie 70 lat od tamtych wydarzeń, niektóre wydawnictwa i część mediów chętniej nagłaśniają oskarżenia niekompetentnego autora? - Tu obowiązują reguły show-biznesu, a więc trzeba zachować się obrazoburczo, obrazić kogoś, wstrząsnąć widzem, "wysadzić coś w powietrze", żeby zaistnieć, itp. Stąd taka działalność szarlatańska, jak Jana Tomasza Grossa - uważa politolog i historyk dr Piotr Gontarczyk. Autor wielu cenionych publikacji naukowych wskazuje, że Gross nie przestrzega żadnych reguł naukowego rzemiosła i naukowej uczciwości. - Wycina z kontekstu całe fragmenty cytowanych dokumentów i dopasowuje je do swoich tez, a pomija inne, które się nie zgadzają z jego opiniami. Całkowicie pomija też prace historyków, którzy są dla niego niewygodni, a cytuje tych niepoważnych, często chętnie powtarzając za nimi nieprawdziwe stwierdzenia, bo są dla niego wygodne - wskazuje.
Zdaniem prof. Marka Jana Chodakiewicza, autora książki "Polacy i Żydzi, 1918-1955:” Współistnienie, Zagłada, Komunizm", rozgłos książek Grossa wynika z faktu, że harmonizują one z dominującym paradygmatem kulturowym. Oznacza to, że Gross daje „naukową" otoczkę powszechnie funkcjonującym na Zachodzie opiniom o Polsce i Polakach. Wstrzeliwuje się doskonale w istniejące stereotypy. Gross może polegać na sprawnej maszynie marketingowej ludzi podobnie jak on myślących. Są oni w post-PRL bardzo zamożni i wpływowi. Jeszcze książka nie wyszła, a maszyna ta już rozpoczęła kampanię reklamową. Strona konserwatywna, tradycjonalistyczna i prawicowa w Polsce zwykle tylko reaguje na takie ataki, a zupełnie nie potrafi ich uprzedzić. Do tego potrzeba samemu przeprowadzić badania i narzucić swój dyskurs interpretacyjny.
- Sprawy polsko-żydowskie powoli wychodzą z powijaków w Instytucie Pamięci Narodowej, ale tam też nie ma na razie strategicznego podejścia do tematyki - ocenia prof. Chodakiewicz.
FENOMEN W SKALI EUROPY
Profesor Jan Żaryn, historyk, wykładowca na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego i były dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN, uczestniczy w pracach Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów. - Na apel Komitetu wpłynęły liczne relacje i świadectwa, z niepełnej analizy zebranego materiału wynika, że było co najmniej kilka tysięcy przypadków udzielania Żydom pomocy przez Polaków - wskazuje. - Pomoc ta była niesiona, pomimo że groziły za nią realne represje. Na podstawie dokumentacji zgromadzonej przez Komitet można ustalić, że około 70 osób niosących pomoc podlegało różnorodnym karom - dodaje prof. Żaryn. W skali całej Polski szacunkowe dane mówią o kilkuset, nawet około 1000 Polaków, którzy ponieśli z rąk Niemców karę za ratowanie Żydów.
Prof. Richard C. Lukas „Zapomniany Holocaust” dodatek B strona 410 – 438 podaje:
ZGINĘLI ZA TO, ŻE NIEŚLI POMOC
[…]oto wyjątki z raportu przygotowanego przez Główną Komisję Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu który dokumentuje przypadki 704 Polaków skazanych na śmierć za pomaganie Żydom podczas II wojny światowej. Lista nie obejmuje przypadków tak zwanych pacyfikacji przez Niemców polskich wsi za niesienie pomocy Żydom. W żadnym razie lista ta nie jest kompletna. Daje ona jedynie próbkę starań polskiej instytucji państwowej, aby takie wypadki ocalić dla potomności. Szacunki całkowitej liczby Polaków, którzy zginęli za pomoc Żydom, mogą się różnić w zakresie od 2 do 50 tysięcy osób […].
To Polakom niosącym pomoc Żydom z narażeniem życia należy się pamięć. Niebezpieczeństwo było rzeczywiście olbrzymie, bo Niemcy posuwali się - tak jak w Paulinowie - nawet do prowokacji, aby złapać pomagających Żydom. Wcale nierzadko prowokatorami i szpiegami byli... również Żydzi. Jeden taki szpieg wydawał wszystkich Polaków, którzy mu pomagali.
Dlatego - jak zaznacza dr Piotr Gontarczyk - w sposób rzetelny można mówić tylko o różnych postawach ludzi i próbować naukowo znaleźć właściwe proporcje. - Tyle że takie rzeczy Grossa w ogóle nie interesują - podsumowuje.
Nie sposób analizować stosunków polsko-żydowskich w czasie wojny bez podkreślenia, że nigdzie indziej Niemcy nie wprowadzili tak ostrych represji za pomaganie Żydom, jak w Polsce. Można z tego wysnuć wniosek, że w innych krajach europejskich nie istniał „problem" nieskuteczności prawa zakazującego tej pomocy. - Zdarzały się przypadki, że uratowano wiele osób tej narodowości, np. w Danii, ale odbyło się to w ramach bodajże dwudniowej "operacji" - zauważa prof. Żaryn. Pomoc Żydom niosły także inne nacje - np. Holendrzy, tyle że nie pod groźbą kary śmierci czy choćby konfiskaty majątku. Dlatego nie jest to porównywalne z sytuacją Polaków pod okupacją, żyjących w nieustannym strachu z powodu ukrywania osób żydowskiego pochodzenia.
Niemcy zaczęli zaostrzać kary dla Polaków pomagającym Żydom z powodu ich niskiej skuteczności. - W latach 1942-1943, w najgorszym okresie Holokaustu, Niemcy w okupowanej Polsce niejako na bieżąco zmieniali prawo na coraz bardziej restrykcyjne. Początkowo karze śmierci podlegali tylko ci, którzy bezpośrednio udzielali pomocy Żydom, ale później kara śmierci albo wywóz do obozu koncentracyjnego groziły nawet osobom, które nie ujawniły, że wiedzą o kimś, kto przechowuje Żydów - wyjaśnia prof. Żaryn.
SKAZANY NA SALON
Nadzieje Jana Tomasza Grossa na zmianę w Polsce paradygmatu kulturowego w historiografii raczej się nie ziszczą. Według prof. Chodakiewicza, na poziomie masowym jest on skazany na porażkę, ale jego bronią jest to, że nieźle radzi sobie w lewicowo-liberalnym „salonie". Po tym, gdy wytknięto straszliwe dziury metodologiczne i merytoryczne w "Sąsiadach" , "Strachu", czy „Złotych żniwach”, cielęcy podziw dla tego socjologa zniknął. Jednak dalej w środowisku "Gazety Wyborczej" należy do dobrego tonu wychwalać go oraz eksponować jego książki w księgarniach. - W USA Gross nie sprzedaje się świetnie, ale wystarczająco. Tutaj jego książki utwierdzają już od dawna istniejące negatywne stereotypy Polaków i Polski. Ale to już nie wina J.T. Grossa: on tylko spija krem z gotowanej od co najmniej pół wieku potrawy antypolskich uprzedzeń - uważa prof. Chodakiewicz.
"Być albo nie być" Grossa zależy od polskich historyków i polityków - jeśli ci ostatni nie będą w zdecydowany sposób oponować przeciwko pisaninie Grossa, zniechęci to wielu naukowców do odważnej eksploracji obszaru relacji polsko-żydowskich. - W USA prywatnie koledzy gratulowali mi moich prac. Ale tylko prywatnie. Nikt się właściwie za mną nie wstawiał, gdy neostaliniści, jak ich nazwał profesor John Radziłowski w ostatnim "Glaukopisie", atakowali mnie za moją pracę "The Massaccre in Jedwabne", którą notabene kilka lat temu obiecał wydać po polsku Janusz Kurtyka. Nadmieniam to również, aby zaznaczyć wagę antycypacji - dodaje.
Tylko zdecydowane działania polskich władz, a szczególnie odpowiedzialnych za politykę historyczną pracowników Instytutu Pamięci Narodowej oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, mogą zapobiec utrwaleniu się czarnej legendy o złych Polakach, współodpowiedzialnych za Holokaust, w świadomości społeczeństw zachodnich.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W „WARSZAWSKIEJ GAZECIE” 18 STYCZNIA 2013 R.
"ZABÓJCZE DONOSY
Najbardziej zmasowaną formą zbrodniczych działań antypolskich ze strony prosowieckich Żydów była wielka fala skierowanych przeciwko Polakom zabójczych donosów. Były one nieustannym zjawiskiem lat 1939-1941 na Kresach II RP.
Zbolszewizowani Żydzi, znający doskonale lokalne stosunki w poszczególnych miejscowościach, okazali się dla NKWD bezcennymi wręcz agentami i informatorami przeciwko różnym patriotycznym środowiskom polskim. Wiele żydowskich donosów przyniosło najtragiczniejsze skutki dla schwytanych na ich podstawie Polaków.
Niektórzy z nich bywali natychmiast zabijani w rezultacie tych donosów, tak jak stało się w opisanym w przypadku grodzieńskiego nauczyciela Jana Kurczyka. W przypadku bardzo wielu innych Polaków donos kończył się zamknięciem w sowieckim więzieniu i późniejszym zakatowaniem na śmierć. Bardzo wielu oficerów schwytanych na podstawie żydowskich donosów znalazło się później na listach katyńskich.
Ta nadzwyczaj ponura, donosicielska rola znacznej części Żydów na Kresach Wschodnich została wymownie opisana między innymi w znakomicie udokumentowanej książce żydowskiego autora Bena-Ciona Pinchuka. Pisał on m.in.: Nie ulega wątpliwości, iż lokalni komuniści żydowscy grali ważną rolę w rozpoznaniu dawnych działaczy politycznych i zestawieniu listy "niepożądanych" i "wrogów klasowych". NKWD próbowało, często z sukcesem rekrutować ludzi, którzy przedtem byli aktywni w żydowskich instytucjach i politycznych organizacjach, i w ten sposób stworzyli oni atmosferę wzajemnych podejrzeń o strachu wśród przyjaciół i kolegów (por. Ben-Cion Pinchuk Shtetl Jews under Soviet Rule. Eastern Poland on the Eve of the Holocaust, Cambridge, Mass, 1991, s. 35)."
Antysemityzm Polaków wynika z faktu, że robią antypolskie paszkwile w rodzaju "Pokłosia". Tylko czy to faktycznie Polacy czy antypolskie szumowiny?
"SPONTANICZNIE WITALI SOWIETÓW
Z różnych miejscowości na Kresach odnotowywano po latach takie same, identycznie brzmiące skargi na donosicielską rolę części zbolszewizowanych, antypolskich Żydów. Oto kilka, jakże typowych, przykładów.
Władysław Hermaszewski tak opisywał dramatyczne wydarzenia, jakie nastąpiły po 17 września 1939 r. w jego rodzinnym Bereźnie (pow. Kostopol, woj. wołyńskie): Spontanicznie witający czerwonoarmistów liczni Ukraińcy i część biedoty żydowskiej zaczęli okazywać swą wrogość wobec nas, Polaków, stanowiących tu mniejszość. Wyszukiwali i wskazywali przybyłym enkawudzistom funkcjonariuszy i urzędników polskich instytucji państwowych i publicznych oraz uciekinierów z zachodnich i centralnych województw, szukających tu schronienia przed Niemcami, po czym nastąpiły masowe ich aresztowania i deportacje (por. W. Hermaszewski Echa Wołynia, Warszawa 1995, s. 43).
Mieszkający wówczas w Tarnopolu Czesław Blicharski wspominał: Okupacja sowiecka Tarnopola rozpoczęła się o godz. 15.00 17 września 1939 r. (...) już tego samego dnia wieczorem rozpoczęły się masowe aresztowania przeprowadzone przy pomocy usłużnych informatorów, pochodzących z kręgów nielicznej KPZU (Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy - J.R.N.) i biedoty żydowskiej. Od tej chwili trwał nieprzerwanie proces wyniszczania elementów polskich w mieście (por. C. Blicharski Tarnopolanie na starym ojców szlaku, Biskupice 1994, s. 203).
Zenon Skrzypkowski relacjonował: W miasteczku (Drohiczynie - J.R.N.) swoje "porządki" zaczęło robić NKWD. Znaleźli się tacy ludzie, którzy z nimi współpracowali. Wywodzili się na ogół z elementów o nie najlepszej opinii w środowisku. Byli to głównie Białorusini i Żydzi. Dużą aktywność w sprzyjaniu bolszewikom wykazała zwłaszcza biedota żydowska. Dość szybko przystosowała się do nowych warunków i zajęła pozycję wysoko uprzywilejowaną, zajmowała kierownicze stanowiska w administracji i milicji. Niektórzy Żydzi "pocieszali" nieszczęśliwych i pełnych obaw o przyszłość Polaków słowami: "Jakoś przy nas będziecie żyli" (por. Z. Skrzypkowski Przyszliśmy was oswobodzić..., drohiczyńskie wspomnienia z lat niewoli, Warszawa 1991, s. 15).
Wacław Wierzbicki z osiedla Kuchczyce, gm. Kleck, powiat Nieśwież wspominał wydarzenia po 17 września 1939 r. w swych okolicach: Natychmiast znaleźli się perfidni Białorusini i Żydzi, którzy wkraczającym wojskom sowieckim budowali powitalne bramy. Żydzi powkładali czerwone opaski na rękawy i stali się enkawudzistami, wydają Sowietom polskich patriotów (por. Z Kresów Wschodnich RP na wygnanie. Opowieści zesłańca 1940-1946, Londyn 1996, s. 582).
Emisariusz ZWZ Aleksander Blum opisywał, jak już w drodze do Wilna dowiedział się, że tamtejszy dworzec jest niebezpieczny, bo jest silnie obstawiony przez agentów NKWD i tzw. milicję obywatelską zaimprowizowaną przez okupantów i złożoną z chuliganów i z młodzieży komunistycznej, szczególnie pochodzenia żydowskiego, uzbrojoną w karabiny i zaopatrzoną w opaski czerwone. Głównym zadaniem ich było zatrzymywanie podejrzanych osób i przebranych oficerów. "Przyklejali" się oni do wybranych przez siebie wojskowych podróżnych i towarzyszyli im do mieszkań prywatnych celem sprawdzenia tożsamości eskortowanych (według: A. Blum O broń i orły narodowe... (Z Wilna przez Francję i Szwajcarię do Włoch), Londyn 1980, s. 102).
Podobną relację znajdujemy również w książce żydowskich autorów Jacka Pomerantza i Lyrica Wallworka. Winika o owych latach: Wkrótce po wkroczeniu Sowietów do Rożyszcza komunistyczna organizacja młodzieży (...) przejęła kontrolę miasta (...) ci młodzi ludzie maszerowali po ulicach miasta z karabinami. Nosili czerwone opaski identyfikacyjne, wyaresztowywali ludzi uważanych za faszystów czy wrogów komunistycznej sprawy. Bałem się spacerować na trasie od stacji kolejowej do domu Ytzela. Bałem się, pomimo to że część młodych (wielu?) z opaskami na ramionach była Żydami (według relacji w książce J. Pomerantza i L. W. Winika: Run East: Flight From the Holocaust, Chicago 1997, s. 26, którą cytuję za: M. Paul Jewish-Polish Relations in Soviet Occupied Eastern Poland. 1939-1941 w: The Story of Two Shtetl, Brańsk and Ejszyszki, Toronto-Chicago 1998, s. 189).
Z kręgu australijskiej Polonii w Melbourne został wysłany 12 sierpnia 1995 r. do księdza prałata Henryka Jankowskiego list, zawierający świadectwa dramatycznych czasów na Kresach po 17 września 1939 r. Autor listu, Bronisław Stankiewicz, pisał m.in.: W 1939 r. jako 10-letni chłopak byłem świadkiem, gdy do mojego miasta Baranowicze wkraczała wyzwoleńcza Krasna Armia, właśnie Żydzi zakładali na lewą rękę czerwone opaski, na których widniały napisy NKWD. To właśnie Żydzi byli donosicielami do NKWD i wydawali w ręce NKWD ukrywających się oficerów Wojska Polskiego, ukrywających się policjantów granatowych, nauczycieli, wyższych urzędników państwowych, a w nocy zajeżdżały czarne budy NKWD, które my nazywaliśmy "czorny woron", wyłapywano tych ludzi, ładowano w te czarne budy, następnie w "stołypinki" i wieziono na Kołymę, skąd już nigdy nie wrócili, umarli z głodu i chłodu (cyt. za: P. Raina Ks. Henryk Jankowski nie ma za co przepraszać, Warszawa 1995, s. 170).
Wymowne zapiski na temat rozmiarów donosicielstwa ze strony dużej części Żydów znajdujemy w książce byłego kuriera rządu RP Marka Celta. Opisał on tam między innymi dramatyczną rozmowę ze swą matką, którą odwiedził po przybyciu z tajną misją na tereny okupowane przez Sowietów. Matka ostrzegała Celta: Ta Wajssówna, ta Hela, co prawie naprzeciw nas mieszka, koło Serwatki, tam gdzie Lopek, kilka razy się mnie o ciebie pytała. I Stasię też. Ona straszna komunistka. A nienawiścią do Polski i do Polaków aż od niej tryska. Lopek przed nią przestrzegał (...)
Ty się jej strzeż. Ona mówiła: wasz syn - już nawet nie mówi "pani syn" - wasz syn powinien być z nami, a nie przeciw nam. Ja mówię: gdzie on tam przeciw komu, proszę pani, on studiuje. A ona: "panie" się skończyły, "panowie" też. On nie studiuje, a jak studiuje, to przeciw nam. Wy musicie zrozumieć, że tu Polska nigdy nie wróci, tu jest Zachodnia Ukraina, radziecka władza, radziecka przyszłość, on powinien to zrozumieć, im prędzej, tym lepiej, a nie tam takie polskie mrzonki (...). - Właśnie to ci chciałam powiedzieć: strasznie trzeba uważać i nie pokazywać się ludziom na oczy. A wśród Żydów najwięcej zwolenników Sowietów. Od takich Wajssówien aż się roi. Trzeba się mieć na baczności dzień i noc (por. M. Celt Biali kurierzy, Munchen 1986, s. 61).