Niestety, pod piękną otoczką kryje się męcząca dość treść. Po pierwsze z powodu narracji - kolejne sceny w wymieszanej chronologii, jakoś tak cięzko podane, a do tego niepotrzebne dłużyzny zwłaszcza w drugiej częsci filmu. Poza tym twócry chyba nie końca wiedzieli co chcą pokazać, bo cała prawie druga część filmu okazuje się... daremna. Przykro mi, ale mnie ten film po bardzo dobrym otwaciu jednak wymęczył... Całą jego treść możnaby zamknąc w pół godzinie.
Ja odebrałem go całkiem odwrotnie. Wcale nie wydawał mi się powolny czy choćby nudny jak można wnioskować z twojej wypowiedzi. Gdyby nie pomieszana chronologia scen to zapewne uznałbym go za powtarzane już po tysiąckroć 'romansidło'. Ten zabieg umożliwił mi pełne zrozumienie postaci Briony i spojrzenie na całe zajście nie tylko z perspektywy kochanków, ale także jej.
Co do drugiej części filmu to 'zmyślone' zakończenie uwydatniło wielkość zła którego dopuściłą się młoda bohaterka. Dla niej świadomość odebranego szczęścia jest nawiększą karą, natomiast końcowy, happy end - ostateczną, tytułową pokutą.
Osobiście uważam, że pomieszanie chronologii jest bardzo właściwym posunięciem. Co do "zbytniego rozciąganie" niektórych momentów sądzę, że był to zabieg, mający na celu bliższe zapoznanie widza z sytuacją bohaterów. Weźmy "zakochaną Jane". Muszę przyznać, że film jest wspaniały, lecz według mnie miłość Jane i Toma była troszkę zbyt gwałtowna. Ale jest tylko moje zdanie i oczywiście inni mogą się ze mną nie zgadzać.