Kolejna miałka opowiastka miłosna w ładnym opakowaniu. Gdzie tu chemia, gdzie emocje? Może dwie-trzy sceny były niczego sobie (Knightley i McAvoy przy fontannie, w bibliotece in flagranti oraz sekwencja na plaży we Francji). Tak zdolny pisarz jak Hampton powinien wykrzesac opowieśc bardziej interesującą a mniej wtórną. Niezłe role Keiry i Jamesa (pamiętnego fauna z "Narnii" Adamsona), malownicze zdjęcia i muzyka Marianneli'ego składają się na seans cokolwiek pozbawiony większego usprawiedliwienia. Nie żeby zły film, lecz szansa na wielkie kino zmarnowana.
6/10.
No ja nie wiem. Niby męskie łzy poprawiają każdy film, ale temu czegoś brakowało. Nie do końca mnie... zaspokoił :). Końcówka do przewidzenia, jednak ogólnie dobry film. Napisanie książki pod koniec życia jako pokuta (phi...) mogła coś lepszego wymyślić.
7/10