Uwielbiam tego typu filmy ale to ''coś'' zapowiada sie jeszcze gorzej niż nowe 300 a jak widze tego lokowanego błazna jako głównego bohatera super wojownika hahahaha to mi się nóż w kieszeni otwiera....
Może i jest seriali wybitnych więcej, ale chodzi mi o proporcje. Filmów wybitnych też jest znacznie więcej, niż znam.
Może dlatego, że ambitniejsze seriale i wybitna TV, to chyba w pewnym sensie jak piszesz nowość, póki co jest jak jest - ułamek w porównaniu z wybitnym kinem.
I nie mam na myśli tajskich produkcji. Zakładając, że proporcje są podobne, myślę, że możemy zawęzić rozmowę do Europy i USA. Proporcje zostają moim zdaniem podobne, zasady też. Nie ma sensu dla potrzeb tej rozmowy rozpatrywać co też być może powstaje w kinie tajskim czy mandżurskim.
House of... Kevina - jeszcze nie oglądnąłem, ale póki co, zakładam, że masz rację.
Tylko - co to zmienia? Jak pisałem, jakieś wyjątki się trafiają i bardzo dobrze. Nie zmienia to faktu, że są to - póki co, może się to zmieni - wyjątki. Prawda?
I nie ma większego sensu wyszukanie jeszcze 3 czy 5 wyjątków, bo nawet jeśli się ich znajdzie 15, w co szczerze wątpię, nadal porównując to z kinem, będą to wyjątki.
Nawiasem mówiąc, nigdy nie pisałem, że aktor zawsze musi się wstydzić gry w serialu. A już na pewno nie Kevin. Ale reklamy banku też nie musi się wstydzić ;) Pisałem jedynie, że zazwyczaj nie jest to powód do dumy - ot, praca. Zazwyczaj = nie zawsze, w "House..." jak piszesz, jest zupełnie inaczej - nie przeczę, pewnie masz rację. Ale to chyba nie jest typowy serial? Oby więcej takich wyjątków :)
A Alternatywy 4 - czy wybitny? Nie wiem. Ja lubię, ale nie jestem pewien, czy wybitnym bym to nazwał. Tego typu twórczość jest moim zdaniem mocno niszowa, ma swój smaczek w pewnym konkretnym kontekście, okolicznościach. Ma wartość też jako dokument. Ale czy jako wybitne dzieło pod względem artystycznym? W jednym szeregu z czołówką kina? Raczej nie ryzykował bym takiego twierdzenia.
Przede wszystkim każda dziedzina sztuki ma co innego "wybitnego", więc też stawianie seriali "w rzędzie" z czołówką kina jest chyba nieco bezsensowne. Bo na przykład czy zestawianie "Ojca chrzestnego" Coppoli z "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta, z "Guernicą" Picassa, czy z etiudą "Rewolucyjną" Chopina ma jakiś sens?
A wybitne filmy amerykańskie i europejskie powstałe w ostatnich kilkunastu latach (czyli okresie rozkwitu amerykańskiego serialu) to też garstka w porównaniu z całą produkcją filmową we wszystkich krajach szeroko rozumianej cywilizacji Zachodu.
Sorki ale teraz to już odchodzisz od tematu i mocno idziesz w ogólniki.
Skoro wychodzi z argumentów, że nie bardzo można taki sam prestiż filmowi i serialowi dać, to już nagle nie da się ich całkiem porównać i cała dyskusja bez sensu? :)
Po pierwsze, taki akurat temat był dyskutowany - seriale i aktorzy serialowi vs kino i aktorzy rzekomo tylko tam grający. Nie wnikałem w sensowność tematu, bo to trochę już OT, tylko podłączyłem się do dyskusji dodając swoje 3 grosze. Sam w tym temacie pisałeś, więc widać dotychczas to miało dla Ciebie sens, teraz nagle przestało...
Czy porównanie ma sens? No moim zdaniem na pewno większy niż porównywanie "Ojca chrzestnego" i Chopina. Wiem o co Ci chodzi, ale za daleko moim zdaniem idziesz w tych porównaniach. W końcu i kino i TV są jednak znacznie bardziej związane, niż kino i fortepian. Tu i tu grają aktorzy i o tym właśnie była mowa. Więc jakiś sens porównanie jednak ma.
"Wybitne filmy amerykańskie i europejskie powstałe w ostatnich kilkunastu latach (czyli okresie rozkwitu amerykańskiego serialu) to też garstka w porównaniu z całą produkcją filmową..."
No dobrze, ale właśnie o tym pisałem.
Kino ma trochę więcej lat niż seriale, trochę więcej dzieł, tak po prostu jest. Nie rozumiem, dlaczego chcesz porównywać tylko ten okres kilkunastu lat kiedy rozkwitają seriale, niby dlaczego "zapominać" pozostałym czasie? Filmy powstałe przed serialami nie zniknęły, są i nadal kształtują postrzeganie aktorstwa.
A w szczególności aktorstwa kinowego vs serialowego.
Właśnie na tej tradycji i historii, której seriale jeszcze nie mają, w dużej mierze polega różnica, więc nie można tego odpuścić.
To trochę tak, jak byś porównywał aktora z wieloletnim stażem, dorobkiem i powiedzmy 4 Oskarami i początkującego aktora, który akurat w tym roku fajnie zagrał w 1 filmie.
I wziął pod uwagę tylko ostatni rok...wyjdzie, że ten początkujący jest równie dobry albo lepszy.
Jaki to ma sens? Może w jakiejś konkretnej sytuacji ma, ale biorąc pod uwagę analogię do bieżącej dyskusji, bierzemy pod uwagę całość a nie jakiś wycinek.
Właśnie tak jak ten aktor z przykładu, tak kino, ma już pewną tradycję i dzieła "na koncie", renomę.
I tak, jak granie u boku znanego aktora z wieloma super rolami na koncie, jest pewną nobilitacją, większą, niż granie z nową, nawet dobrze zapowiadającą się gwiazdką,
podobnie granie w filmie kinowym w powszechnym rozumieniu chyba daje większą nobilitację niż zagranie w serialu.
Kontynuując analogię, ten młody aktor może kiedyś stanie się równie sławny i osiągnie równie wiele. ale póki co, jest co jest. Czyli przeszłość do dnia wczorajszego włącznie, która kształtuje postrzeganie teraźniejszości. A co będzie w przyszłości, to się okaże.
Oj tam. :P Zaryzykuję twierdzenie, że zagranie w "Pompejach" nie nobilituje bardziej niż zagranie w "House of Cards". :P
A odwołuję się do kilkunastu ostatnich lat, bo - jak napisałem, włączając się do dyskusji - "to [twierdzenie, że granie w serialach jest gorsze niż grywanie w kinie jest] już mocno nieaktualny[m] pogląd[em], śmiem twierdzić." Nie mówię, że to ZAWSZE była nieprawda, ale dziś już jest. :P
No co do gry w "Pompejach", to na pewno :)
Co do aktualności twierdzenia o serialach - nie będę się upierał, ale wydaje mi się, że jeszcze nie całkiem straciło aktualność poza nielicznymi wyjątkami, choć na pewno traci. Jednak ugruntowane przez kilkadziesiąt lat stereotypy w ciągu kilkunastu lat nie tak łatwo pokonać.
Ale jak pisałem - znawcą tematu nie jestem, więc całkiem możliwe, że się mylę co do tego.
W każdym razie na pewno oglądnę Johna Adamsa, bo nie oglądałem.
A na pewno bym oglądnął serial, jeśli grał by w nim np. Dustin Hoffman czy Robert De Niro...