Starość okiem Kędzierzawskiej cechuje się zaskakująco oczywistą dychotomią: z jednej strony podlizywanie się widzowi, z drugiej nieszkodliwe uświadamianie. Dziarska staruszka przeciwstawiająca się moralnemu upadkowi współczesności budzi natychmiastową sympatię i współczucie, a ujęcie jej problemów to typowa kumulacja archetypów, którymi często operuje polskie kino. Rzeczywistość jest tu tendencyjna, dosłownie czarno-biała. Są wartości, jest niegodziwość; brak pola manewru. Ten celowy kompromis w walce o szeroką publikę można jeszcze zrozumieć, ale już płytki i pretensjonalny artyzm przełknąć ciężko. Całość nie byłaby warta funta kłaków bez fantastycznej kreacji Danuty Szaflarskiej.
Słuszne są Twoje uwagi jeśli chodzi o tendencyjność, brak pola manewru, itd, ale człowiek czasem ma ochotę na taką bajkę, choć wie, że rzeczywistość może być różna, nie taka jak w filmie. Jeśli widz tego sobie nie uświadomi, to fatycznie, film może odebrać jako banalny. Chyba zbyt poważnie i krytycznie przeanalizowałeś ten sympatyczny film.(-:
Wręcz przeciwnie - pomarudziłem, pomarudziłem, ale siódemkę dałem, czyli można powiedzieć, że film mi się podobał. :) Jednak swoje wady ma.
Hm, czy sądzisz, że celowe i świadome przedstawienie właśnie takich relacji jakie przedstawiła Kędzierzawska między matką a synem, babcią a wnuczką jest czy wadą? Reżyserce właśnie o to chodziło. A pointa filmu jest rzeczywiście prosta, ale wciąż ważna i aktualna: "nie sraj do swojego gniazda, bo możesz dostać tęgiego kopniaka" (syn wypiął się na matkę, dlatego nic od niej nie dostał).
Oceniając film Twoimi kryteriami, to wiele filmów ma takie same wady. Choćby "Leon zawodowiec" [(-:pozwoliłem sobie wejść do Twoich ulubionych]. W tym filmie tendencyjność i uwagi, które nakreśliłeś pod adresem "Pora umierać", wydaje mi się, że są o wiele bardziej uwypuklone. Ale to wszystko kwestia gustu.
(bardzo dobrze, że są różne gusta;-)
pozdrowienia dla eon_blue
takie życie...
nie warte funta kłaków?? no to chyba nie wiesz o życiu zbyt dużo...
Zdaje się masz sam skłonność do skrajnych ocen, przez co powstaje swoista dychotomia: z jednej strony film oceniasz jako nic nie warty (całość niewarta funta kłaków), a z drugiej - mówisz o fantastycznej kreacji głównej aktorki.
Natomiast mi się zdaje, że poziom całego filmu oraz gry Szaflarskiej był wyrównany: film ciekawy, ciepły, niosący pozytywne emocje, właśnie mało pretensjonalny, natomiast gra Szaflarskiej to solidne rzemiosło starego mądrego aktora, co obecnie staje się coraz częściej rzadkością, ale nie nazwałbym tego grania jakąś szczególnie fantastyczną kreacją.