Przyznam się, że miałem duże wątpliwości. Zwiastun widziałem już w zeszłym roku, spodobał mi się strasznie, czekałem na polską premierę i przed tą właśnie premierą słyszę komentarze o "typowej, ckliwej, amerykańskiej komedyjce romantycznej". Zaniepokojony, pełen obaw udałem się na seans. Bogu dzięki, tragedii nie było...
W epoce wszystkich komediowych romansideł, w końcu dostaliśmy coś świeżego. Nic z serii "on piękny, ona gorąca" czy "ona piękna, on iskrzący wampir" - bardzo wiarygodna historia dwojga ludzi. I Bogu dzięki za to.
Pierwsza rzecz jaka rzuca się w oczy już po kilkudziesięciu minutach, to fakt że film jest cholernie prawdziwy - zero sztuczności, zero ckliwych historyjek, po prostu historia dwojga zagubionych ludzi, którzy próbują się odnaleźć w życiu. I tą "prawdziwość" osiągnięto perfekcyjnie przez całokształt filmu - przed dialogi, postaci, sposób nakręcenia. Do niczego nie można się przyczepić bo to jest film po prostu zrobiony perfekcyjnie bez żadnych wad.
Podstawą filmu byli główni bohaterowie więc od tego zacznę. Cooper rolę zagubionego optymisty zagrał bardzo dobrze, naprawdę wzbudzał dużo uczuć, szczególnie w scenie z wideo ślubnym, gdzie po prostu faceta było mi szkoda, albo kiedy zdobyli te 5 pkt. na konkursie tanecznym czuć było radość, ale na Oscara w mojej opinii zasługuje Jennifer Lawrence gdzie tu mogę powiedzieć - wow. Swoją rolę zagrała wręcz fenomenalnie, scena w tej knajpie gdzie wpadła w ten szał - mistrzostwo! Postaci drugoplanowe również dobrze dobrano oczywiście na uwagę zasługuje Robert De Niro, który ojczulka też zagrał bardzo dobrze.
Film oczywiście niesie przesłanie nt. pozytywnego myślenia, ale dostarcza w bardzo ciepły nie narzucający się sposób, wyszedłem z seansu taki pozytywnie napompowany, nastawiony do świata. Punkty za humor - "dziwackość" głównych bohaterów [prawdomówność Pata i scena w której rozmawiają o lekach no i kiedy Tiffany zaprasza go do siebie] wzbudziła trochę śmiechu i na uwagę zasługuje muzyka.
Miałem napisać na początku, że zdecydowanie nie jest to komedia romantyczna, że owszem jest motyw miłości w filmie, ale typowo romantycznych scen było na ostatnie 3 minuty filmu, ale był jeden motyw który mnie troszeczkę zdenerwował - list "Nikki" do Pata - wiadomo było na kilometr, że to Tiffany napisała i to trochę zajechało mi właśnie ckliwym romansidłem. Bogu dzięki nie rozczulali się nad tym za bardzo.
Podsumowując - cholernie dobry film, bardzo oryginalny z przesłaniem dla świata. Bardzo dobry scenariusz, genialnie zagrany przez dobrze dobraną obsadę. Byłoby 10, gdyby nie ten przeklęty list. Daje 9.