Bo ja, szczerze mówiąc, nie. A już na pewno bym za to nie zapłacił...
Nie ulega wątpliwości, że to co zrobił producent programu w tym filmie jest godne potępienia. Zaserwował widzom spektakl z gatunku gore, snuff, czy innej ekstremy, co oczywiście (i to jest straszne) spotkało się z szerokim odbiorem. Sprawiając, że ludzie pozbawiają się życia, ustawił się w jednym szeregu z mordercami. Bo bezspornym jest fakt, że to on jest winny śmierci uczestników. Co z tego, że to przestępcy...
Tak na dobrą sprawę to nawet nie współczułem postaciom masakrowanym na koniec przez Vinny'ego Jones'a, który bezlitośnie wystrzeliwał ekipę producenta. I sympatyzowałem chwilami z uczestnikami show, mimo iż byli to rasowi degeneraci.
Film sam w sobie oceniam jako dobry (7/10). Nie brakuje tu elementów typowo hollywoodzkich, które wywołują czasem uśmiech politowania, ale w tle akcji umieszczono wątek natury moralizatorskiej dotyczący granic jakie jesteśmy w stanie przekroczyć dla czystej rozrywki. I wątek ten bynajmniej nie był zepchnięty na trzeci plan. Nie wyszło wprawdzie tak dobrze jak w "Truman Show" Peter'a Weir'a, ale zmusiło do jakichś przemyśleń, co uznają na duży plus.
Scenariusz to właściwie remake "Battle Royale". Muzyka ok, dobre zdjęcia, dużo kamery z ręki na wyspie (co nadawało realizmu) i choreografia walk nie najgorsza (nie było jakichś cyrkowych wygibasów, ale typowa nawalanka uliczna).
Reasumując: warto, choć bez specjalnej rewelacji.
Dobranoc.