Sądziłem że będzie to niezły film akcji - oczywiste zerżnięcie z Battle Royale, które wyszło jak wyszło. Ani te pojedynki nie były zbyt emocjonujące, ani fabuła zaskakująca, brutalność nie tam gdzie trzeba, negatywni bohaterowie w stylu "znowu mszczę się na wszystkich bo mnie rząd/kraj/liberałowie/kosmici(skreślić niepotrzebne) oszukał/li", nasz "heros" niesprawiedliwe osądzony. Na końcu ci pozytywni zostają oszczędzeni, źli ponoszą karę. Vinnie Jones to chyba tam z przypadku, po Austinie dużo nie oczekiwałem (wrestler amerykański)więc ogólnie słabo, fabuła też nie przekonuje. Kilkaset kamer na wyspie gdzieś w Indonezji, skazani z każdego zakątka świata, żadnego zainteresowania sprawą ze strony władz, strona łatwo dostępna - wystarczy karta kredytowa - bzdury do potęgi. Brakuje skrzata z garncem złota. Sytuacje ratuje trochę ścieżka dźwiękowa zwłaszcza ostatni kawałek Nickelback i atrakcyjna Tory Mussett w roli jedynej sprawiedliwej. Ogólnie można obejrzeć ale tylko dla fanów wygłodniałych kina akcji(marnego zresztą), coś a'la filmy z Dudikoffem czy Lundgrenem.